Nieprzekonująco przygotowali się promotorzy akcji STOP 447 do przedstawienia obywatelskiego projektu ustawy. Sama ustawa została napisana tak, jakby autorzy tak naprawdę nie chcieli jej przyjęcia, skoro zawierała sformułowania niemożliwe do realizacji, niejasne, dwuznaczne, dające nieograniczone możliwości do wzajemnych oskarżeń. WIĘCEJ W TEMACIE SAMEGO PROJEKTU SPRAWDŹ TUTAJ: Prof. Czarnek o fałszywych przesłankach projektu Nade wszystko - prezentowana była na takim poziomie patetycznego ogółu, jakby była kierowana tylko i wyłącznie do widzów politycznych igrzysk, na użytek filmików w mediach społecznościowych i do infografik na ulotki wyborcze.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Projekt STOP 447. Burzliwa debata w sejmie
Mowy niepotrzebne i nierozumne
Za dużo w tym wszystkim haseł, są chwile, kiedy zdaje mi się, że te manifestacje nie wyświadczają dobrej usługi.
-komentowała w swoich dziennikach okrzyki na cześć Józefa Piłsudskiego, pisarka Maria Dąbrowska. Pustosłowie nużyło zresztą wielu komentatorów życia politycznego od czasów niepamiętnych, bo narzekał na to na przełomie XVII i XVIII wieku Stanisław Dunin Karwicki, o „mowach krzykliwych, niepotrzebnych i nierozumnych” pisała znów Maria Dąbrowska, wzdychał nad nimi ziemianin Henryk Ciecierski, przytaczając jeden z tysięcy wysłuchanych w życiu politycznych toastów:
Pan swoją obecnością nas tu demokratyzuje, więc (niech żyje Marszałek Piłsudski! Niech żyje pan aptekarz! Niech żyjeeee!
Może więc nie powinno dziwić, że tak szumnie zapowiadany projekt obywatelskiej ustawy STOP 447 będzie realizowany w tym samym stylu, co górnolotne wezwania mało zdyscyplinowanych polityków wszystkich wieków.
I tak oto pan Robert Bąkiewicz mówił o „kategorycznym stanowisku”, które trzeba podjąć, „moralnym obowiązku Rzeczpospolitej Polskiej”, o Polakach, „którzy są dumnym narodem”, a także pytał posłów „co powiedzą polskim bohaterom, polskim powstańcom”. Konkretów było mało - że Israel Singer, w latach 2001-2007 sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów, wygrażał Polsce, że 300 miliardów dolarów to tyle, by 14 razy odbudować Warszawę albo tyle, by kupić 5000 myśliwców F-16. Nie przeliczył, niestety, ile by to było rosyjskich MIG-ów, ale o tym innym razem.
Nie zmieścił się pan Bąkiewicz w pięciu danych mu minutach, a przecież pomijając niepotrzebne wzmacniacze emocji starczyłoby czasu na wskazanie praw międzynarodowych, które miałyby sprawić, że będziemy zmuszeni do oddania mienia bezspadkowego albo dziur w polskim ustawodawstwie, które by to umożliwiały. Ale takich praw nie ma - nawet deklaracja terezińska nie ma mocy prawnej ponad to, by zaraportować jakie jest stanowisko poszczególnych państw dot. mienia bezspadkowego. Dlatego trzeba było zastąpić konkretny pustosłowiem.
I dalej brzmiały słowa, że „wobec realnego kataklizmu przyszła wobec was godzina sprawdzianu”, że ważne są „suwerenność i honor”.
Cała sejmowa dyskusja trwała minut 54, z czego część posłowie Koalicji Obywatelskiej czy Lewicy przekierowali na… uderzanie w PiS, co wraz z Konfederackim uderzaniem w PiS mogłoby skłonić nieobeznanego widza do wniosku, że to ludzie Jarosława Kaczyńskiego upominają się o jakieś mienie bezspadkowe.
Czy Konfederacja ma coś wspólnego z przedwojennymi narodowcami?
W odpowiedzi na rozmaite uwagi posłów, pan Robert Bąkiewicz powiedział m.in.:
Jestem z tej organizacji, której szef umarł w Auschwitz za pomaganie Żydom.
Miał tu zapewne na myśli Jana Mosdorfa, przedwojennego działacza wielu organizacji narodowych, świetnie wykształconego filozofa, chrześcijanina, bohatera polskiego Podziemia, bohatera II wojny światowej. Ale przynależenie do ONR-u czy Młodzieży Wszechpolskiej z ostatnich dekad nie czyni jeszcze człowieka równego najwybitniejszym członkom prawicy II RP.
Oni by - z pewnością - nie użalali się nad trudnymi warunkami, w jakich musieliby przedstawiać swoją ustawę. Pan Bąkiewicz wystąpił później w mediach, szumnie zwanych narodowymi, i mówił, że:
Poziom parlamentarny pokazuje, że tam się nie liczą interesy państwowe, interesy ojczyzny, narodowe, liczy się nawalanka po głowach.
Mówił, że miał za mało czasu, że mu przerwano, wyłączono mikrofon.
Tymczasem gdy przedwojenna endecja stawała do politycznego czy prawnego boju, była przygotowana tak, że trudno by dzisiaj znaleźć tak przygotowanych w kraju dyplomatów. Nie narzekali na innych, nie pokazywali palcem przedszkolaka, że ktoś im na coś nie pozwolił, tylko grali tak, na ile pozwalały zasady. Legendarnym tego przykładem było wystąpienie Romana Dmowskiego na konferencji w Paryżu, kiedy przywódca eNDecji nie dał się zaskoczyć - choć zadawano mu pytania, o których go nie uprzedzono, choć… przyznano mu nieudolnego tłumacza, który przekręcał sens jego słów na niekorzyść sprawy polskiej!
Mówiłem po francusku. Po jakichś dziesięciu minutach mego przemówienia Clemenceau przerwał, zwracając się do tłumacza o przełożenie mych słów na język angielski. Wtedy zapytałem, czy mogę sam przetłumaczyć. Mówiłem tedy na przemian w dwóch językach, tłumacząc bądź z francuskiego na angielski, bądź odwrotnie, co sprawiło, że przemówienie moje trwało podwójną ilość czasu.
Tyle Dmowski o sobie. Ale nawet niezbyt Polsce przychylny, a już kompletnie na bakier z wiedzą o naszej części Europy premier Wielkiej Brytanii Dawid Lloyd George wspominał o tym wystąpieniu z uznaniem:
Na konferencji pokojowej polski punkt widzenia wyłożony został przez nadzwyczaj zdolnego i wykształconego Polaka nazwiskiem Dmowski. Przemawiał naprzód płynną francuszczyzną, potem - doskonałym angielskim.
I choć jest dla Polski problemem niechęć niektórych środowisk żydowskich wobec państwa polskiego, to na pewno szumne apele podobne do tych, jakie zapamiętał Karwicki, Dąbrowska czy Ciecierski i które my dzisiaj możemy zapamiętać z sejmu nic tu nie pomogą.
Pomijając już fakt drastycznego wyolbrzymiania znaczenia JUST Act, zwanego potocznie ustawą 447, pomijając na chwilę złożoność gry międzynarodowej jaką prowadzi obecny rząd RP na rzecz sojuszu z USA, to i jedną rzecz trzeba wspomnieć ze smutkiem.
Odwoływanie się obecnych liderów Ruchu Narodowego do przedwojennych narodowców jest mocno na wyrost. Tamci nie uprawiali polityki cepem, ale najwyższym kunsztem pióra, prawodawstwa i wielkiej pracy nad sobą.
A O PRAWDZIWYCH ZAGROŻENIACH ZWIĄZANYCH Z USTAWĄ 447 MOŻNA PRZECZYTAĆ TUTAJ:
Stanisław Janecki o tym, na ile ustawa 447 jest dla Polski niebezpieczna
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495965-co-dzisiejsza-dyskusja-o-447-mowi-nam-o-liderach-narodowcow