Francusko-niemieckie pojednanie to fundament europejskiej integracji. W dobie koronawirusa zostało ono wystawione na ciężką próbę. Jak wiadomo wszyscy jesteśmy Europejczykami. W każdym razie w teorii. Bo w praktyce francusko-niemiecka przyjaźń przyjęła ostatnio niezbyt przyjazną formę. Do tego stopnia, że niemiecki rząd był zmuszony wystosować oficjalne przeprosiny. Za akty agresji – zarówno fizyczne jak i werbalne – których ofiarą padli Francuzi na terenach przygranicznych w niemieckim kraju związkowym Saara, o wiele mniej dotkniętym pandemią niż przylegające do niego tereny francuskie, czyli region Grand-Est.
Liczba zgonów z powodu koronawirusa przekroczyła tam wczoraj 2000, a liczba zarażonych zbliża się do 10 tys. Jest to najbardziej dotknięty pandemią Covid-19 region we Francji. W kraju Saary liczba zgonów wynosi zaledwie 47, a 2095 osób jest zarażonych. Mieszkańcy strefy przygranicznej w Niemczech obawiają się więc, że goście przywożą im koronawirusa. Według francuskiego dziennika „Le Figaro” Francuzi, którzy odważyli się w marcu odwiedzić tereny za niemiecka granicą spotkali się, jak określił to burmistrz małej niemieckiej gminy Gersheim Michael Clivot z „pewną wrogością”. Byli zatrzymywani na ulicach i obrażani. Pluto im twarz m.in. przy kasach w supermarketach, czy podczas spacerów na ulicach. Rzucano w nich także jajkami. Niektórym miejscowi radzili by „wrócili do swojego koronakraju”. Francuzka chcąca kupić paracetamol w niemieckiej aptece spotkała się z odmową, poprzedzoną pytaniem czy „nie ma paracetamolu we Francji?”. Do takich incydentów doszło w kilku miejscowościach w kraju związkowym Saara. Burmistrz stolicy landu, Saarbruecken, Uwe Conrad uznał takie zachowanie za „nie do przyjęcia”.
Francuska konsul w kraju Saary Catherine Robinet potwierdziła, że doszło do „pojedynczych incydentów”, które jej zdaniem były spowodowane decyzją francuskiego rzadu, by uznać region Grand-Est za strefę wysokiego ryzyka zakażenia. Agresja wobec Francuzów z regionu miała przy tym miejsce nie tylko w realu ale także na forach internetowych, gdzie grożono im „konsekwencjami” jeśli przyjadą do Niemiec i radzono im by zakupy robili u siebie. Pierwsza przeprosiła Francuzów minister gospodarki kraju Saary Anke Rehlinger, pisząc 8 kwietnia na Twitterze, że „godzi to w przyjaźń naszych narodów”. Przeprosił także (11 kwietnia) szef MSZ Niemiec Heiko Maas, który przypomniał przy tej okazji Niemcom, że jeśli chodzi o koronawirusa „wszyscy siedzimy w jednej łódce”. „Koronawirus nie ma narodowości” - dodał.
Niesmak jednak pozostał. Tym bardziej iż niemieckie media, jak dziennik „Die Welt” winią spotkanie ewangelików w dniach 17 do 21 lutego w małej francuskiej gminie Bourtzwiller w Alzacji, w którym wzięło udział ponad 2200 osób za „rozniesienie koronawirusa”, także przez granice do pobliskich Niemiec. „Borurtzwiller to francuskie Ischgl, tyle że bez wódki i kłamstw” - pisze gazeta. Co z tego, że gdy spotkanie się odbywało we Francji odnotowano zaledwie trzy przypadki zarażenia Sars-Cov-2 (w tym u dwóch turystów z Wuhan)? Ktoś musi być winien, winny się więc znalazł. A jak wiadomo strach jest złym doradcą.
Tak Francuzi nie są już mile widziani za granicą, w kraju Saary. A osławiona europejska solidarność, ta wspólna tożsamość, która ma nas czynić wspólnotą ponad narodowymi podziałami, znów okazała się niczym więcej niż zgrabnym hasłem z broszury propagandowej Komisji Europejskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495622-pandemia-zniszczy-przyjazn-francusko-niemiecka