Rozmowa Zbigniewa Janowskiego z prof. Nicholasem Capaldim to coś więcej niż wywiad, raczej dyskusja dwóch znawców liberalizmu, którzy nie kończą na porównaniu tej doktryny z marksizmem, ale dopiero od niech wychodzą. Z kilkunastu stron analizy konsekwencji myśli Johna Stuarta Milla i jego następców wyłania się diagnoza przyczyn kryzysu współczesnego świata, zwłaszcza szkolnictwa wyższego, które
okalecza świat intelektualny, a także duchowieństwo, administrację rządową, komunikację i dziennikarstwo, szkoły prawnicze, przygotowanie nauczycielskie, biznes, sztuki piękne.
Nicholas Capaldi jest profesorem Uniwersytetu Loyola w Nowym Orleanie, USA oraz badaczem myśli Davida Hume’a, Johna Stuarta a także Johna Stuarta Milla. Zbigniew Janowski opublikował wiele anglojęzycznych i francuskojęzycznych publikacji poświęconych filozofii europejskiej, zatem wymiana zdań obu panów (opublikowana w Dwumiesięczniku ARCANA 151-152 nie jest przekonywaniem się do jakiejś tezy, ale próbą pogłębienia miernej kondycji współczesnego liberalizmu.
Spośród wielowątkowej rozmowy zwróćmy uwagę na dwa spostrzeżenia autorów - skutki podobieństwa liberalizmu do marksizmu oraz spustoszenie przez myśl liberalną europejskich i amerykańskich uniwersytetów.
Liberalizm jako bliźniak marksizmu. Co z tego wynika?
Analogie myśli liberalnej i marksistowskiej wykazywano już wielokrotnie (w tym samym numerze Arcanów jest w tym temacie tekst profesora Legutki), więc przechodząc nad tym truizmem, autorzy pokusili się o znalezienie zbieżności w konsekwencjach tych podobieństw.
Janowski przytacza zatem sztandarową pracę Leszka Kołakowskiego, „Główne nurty marksizmu”, które były rozliczeniem się polskiego profesora z myślą komunistyczną i ostatecznym pożegnaniem z nią jako martwą, bezpłodną i błędną. Stąd pytanie do prof. Capaldiego:
Czy nie kusi pana, by stworzyć pracę o liberalizmie na modłę „Głównych nurtów marksizmu” Kołakowskiego? Mógłby pan nawet zatytułować ją „Główne nurty liberalizmu”.
Choć Capaldi do samego projektu nie jest przekonany, to interesująco nakreśla rozróżnienie między liberalizmem anglosaskim a łżeliberalizmem (nienazwanym tak w samym tekście) europejskim.
Liberalizm doktrynerski to francuska abstrakcja, będąca wyrazem niezrozumienia kultury amerykańskiej, nieudolna próba wprowadzenia cnót angloamerykańskich na kontynent europejski, myląca pojęcia abstrakcyjne z rzeczywsistością. (…) Wszystkie wersje projektu oświeceniowego przybierały prędzej czy później formę totalitarną, dlatego też to, z czym mamy do czynienia w USA (pod wodzą Demokratów, a nie za sprawą administracji Trumpa) pokrywa się z wieloma cechami marksizmu.
Tak jak wszystkie teleologiczne ideologie (twierdzące, że ludzkość nieuchronnie dąży do doskonałego świata, który twórcy ideologii znają i rozumieją) tak i liberalizm, nie spełniwszy swoich obietnic, zaczyna rodzić odstępców od swojej wiary, heretyków i wrogów. Z prawdziwie wojowniczym konserwatyzmem prof. Capaldi stwierdza, że
Osłabienie wiary w liberalizm USA zaczęło się niedawno; potrzeba czasu, by ludzie zrozumieli, że poddają się chorobie intelektualnej. Musimy wytrwać w osłabianiu tej wiary.
Intelektualiści „zainfekowani”, uniwersytety nihilizmu
W słowach Capaldiego nieustannie przewija się wątek kondycji inteligenckich elit świata Zachodu.
Problemem jest tutaj inteligencja (poświęcono przepastne prace próbujące wyjaśnić, dlaczego totalitaryzm znajduje tak licznych zwolenników wśród kręgów inteligenckich) oraz indoktrynowani studenci.
Ale też paralela między uniwersytetami bloku sowieckiego a współczesnymi zgenderowanymi uczelniami, jaka pada z ust Zbigniewa Janowskiego, inspiruje ciekawą odpowiedź. Janowski pyta o szkolnictwo wyższe, przypominając że w PRL-u też były wykłady ideologiczne,
ale nikt nie wierzył w te ideologiczne bzdury. Jawny opór przeciw indoktrynacji oznaczał poważne konsekwencje (…). Mimo to, ludzie stawiali opór, istniała prasa podziemna. (…)Tutaj (w USA) ludzie przychodzą na oficjalne zajęcia uniwersyteckie na temat feminizmu, studiów nad płcią, sprawiedliwości środowiskowej, dominacji, patriarchatu, kolonializmu, kobiet w literaturze i sztuce. (…) Skąd ta ślepota?
Capaldi opisuje amerykańskie uczelnie jako okopy lewicy i liberałów.
„Zainfekowana” część społeczeństwa składa się z dwóch grup: intelektualistów, czerpiących wskazówki z kontynentalnych pojęć abstrakcyjnych (…) oraz studentów, których większość nie interesuje się żadnymi ideami. (…) Większość społeczeństwa nie ma pojęcia o tym, co się dzieje w środowiskach akademickich i jest przekonana, że w wyższej edukacji wciąż chodzi głównie o to, że po studiach można dostać lepszą pracę.
Jak rzadko kiedy w przypadku myśli konserwatywnej, Capaldi ostro i jednoznacznie formułuuje taktykę działania, jaką powinna stosować prawica. Mówi, że trzeba atakować inteligencję (już słyszę chór antyPiSowców, którzy krzyczą, że to Gomułkowskie, ale skąd u amerykańskiego profesora idee towarzysza Wiesława?), w sensie jej krytykowania, nieczapkowania jej, spierania się i polemiki, dalej twierdzi, że trzeba „nauczać i reedukować najbystrzejszych studentów”, a na koniec proponuje rzecz, w jego mniemaniu, najważniejszą:
[trzeba] swoją postawą oporu pokazywać studentom niezainteresowanym indoktrynacją, że nie muszą przyjmować dla świętego spokoju tych samych stanowisk, co lewicujący intelektualiści i profesorowie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/495522-profesora-capaldiego-rozprawienie-sie-z-liberalizmem