Przy okazji dyskusji o organizacji majowych wyborów prezydenckich w debacie publicznej ponownie zaistniała kwestia związana z i-votingiem – czyli głosowaniem przez Internet. Na Twitterze wspomniał o tym chociażby związany z Konfederacją Sławomir Mentzen.
Wiele mówi to, że oni zaproponują każdą głupotę, byle tylko nie wprowadzić oczywistego rozwiązania, czyli głosowania przez Internet. Mamy 2020 rok. To powinien być standard od dobrych 10 lat.
Odnotować także trzeba dzisiejsze słowa Władysława Kosiniaka-Kamysza, który w rozmowie z Konradem Piaseckim w TVN24 przyznał, że przełożone na przyszły rok wybory, można byłoby przeprowadzić właśnie za pomocą głosowania korespondencyjnego i zdalnego przez Internet.
CZYTAJ WIĘCEJ: Ważna deklaracja szefa PSL: Nie będę kwestionował mandatu Andrzeja Dudy nawet jeżeli będzie go pełnił do wiosny przyszłego roku
I-voting czy e-voting?
Na początku należy wyjaśnić jedną podstawową kwestię: i-voting to nie jest to samo, co e-voting. W pierwszym przypadku, mówimy o głosowaniu zdalnym przez Internet, zaś w drugim, o wykorzystaniu technologii elektronicznych, które jednak nie muszą być w żaden sposób związane z Internetem. Chodzi tu m.in. o wykorzystywanie w lokalach wyborczych specjalnych maszyn wyborczych, które zastępują standardowe karty do głosowania.
Wszyscy „za”?
To może wydawać się niewiarygodne, ale w obecnym Sejmie, wprowadzenie i-votingu popierają prawdopodobnie wszystkie ugrupowania polityczne. Polskie Stronnictwo Ludowe przyjęło ten postulat wraz z wejściem w koalicję z Kukiz’15. O wprowadzeniu głosowania przez Internet mówiła w zeszłym roku przez wyborami parlamentarnymi Platforma Obywatelska, przekonując, że jest to „standard w zachodnich demokracjach”. To że i-voting nie jest jednak żadnym standardem na Zachodzie, szybko udowodnili dziennikarze portalu Konkret24.
Za prowadzeniem w Polsce głosowania przez Internet opowiedziałaby się z pewnością Konfederacja. Zakomunikował to na Twitterze wspomniany wcześniej Mentzen. Pomysł poparłaby z pewnością Lewica. Co z Prawem i Sprawiedliwością? Pewnie i w tej partii znalazłoby się wielu zwolenników takiego rozwiązania, ale…
„Nieprędko”
Gdy na początku października ubiegłego roku red. Marcin Zaborski pytał na antenie RMF FM szefową Krajowego Biura Wyborczego, kiedy zagłosujemy wyborach przez Internet, Magdalena Pietrzak odpowiedziała krótko: „nieprędko”.
Czy rzeczywiście Polska nie może powtórzyć sukcesu Estonii, którą niemal za każdym razem wskazuje się, jako przykład skuteczności we wprowadzeniu i-votingu?
Estonia nie wprowadziła systemu zdalnego głosowania w kilka tygodni. Jego kupno, które postuluje Marek Jakubiak, o ile w ogóle to możliwe, z pewnością nie pozwoliłoby na wykorzystanie go w majowych wyborach, a nawet wtedy, gdyby przeniesiono je na przyszły rok.
Co ciekawe, system mający na celu pozytywnie wpłynąć na frekwencję wyborczą, wcale nie odniósł wielkiego sukcesu. Choć wprowadzenie i-votingu poparło ponad 70 proc. respondentów, to w wyborach samorządowych w 2005 r., głos oddał w ten sposób niecały procent uprawnionych do tego wyborców. W wyborach parlamentarnych w 2015 roku, głos przez Internet oddało ponad 176 tys. osób, co stanowiło 19, 6 proc. uprawnionych do głosowania. Mimo rozwiniętego systemu i-votingu Estończycy wciąż mogą oddać głos w alternatywny sposób. Osoby mające problem ze zdrowiem mogą zagłosować korzystając z mobilnej urny. Co ciekawe, Estończycy mogą skorzystać z trybu głosowania osobistego przedterminowego - we wskazanych punktach wyborczych.
Jak wygląda zaś samo oddania głosu przez Internet?
Od 2011 r. procedura głosowania elektronicznego przewiduje, że wyborca powinien pobrać specjalną aplikację ze strony internetowej Komisji Wyborczej. Koniecznym krokiem jest również umieszczenie dokumentu tożsamości w czytniku kart podłączonym do komputera, a także wpisanie osobistego numeru identyfikacyjnego (PIN). W kolejnym etapie możliwy jest wybór właściwego kandydata, co jest autoryzowane wprowadzeniem kolejnego kodu PIN. W toku dalszych operacji podpis elektroniczny rozpatrywany jest osobno w odniesieniu do wskazanej przez wyborcę preferencji (które są zliczane przy ustalaniu wyników wyborów). Mechanizm ten zapewniający anonimowość wyboru nazywany jest systemem „podwójnej koperty”
—pisze w swoim opracowaniu naukowym „Głosowanie przez internet (i-voting) w wybranych państwach” dr Jarosław Zbieranek. Opracowanie zostało opublikowane w Zeszytach Prawniczych Biura Analiz Sejmowych.
Jak zauważa Zbieranek, tylko w Estonii głosowanie za pomocą Internetu, jest „procedurą powszechną – adresowaną do wszystkich wyborców”. W pozostałych krajach, gdzie ta procedura występuję, jest ona ograniczona.
Co może pójść nie tak?
Choć na pierwszy rzut oka, wprowadzenie internetowego systemu głosowania wydaje się proste, to wcale tak nie jest. I-voting niesie ze sobą wiele wyzwań i niebezpieczeństw. Wiele kontrowersji budzi tutaj m.in. kwestia tajności głosowania. Czytamy o tym w opracowaniu opublikowanym przez BAS.
Rozpatrując zgodność i-votingu z zasadą tajności, należy podkreślić, że w poszczególnych państwach tajność rozpatrywana jest różnie: bądź jako prawo wyborcy (z którego nie musi korzystać), bądź jako obowiązek (na taką interpretację wskazuje m.in. przywołany wcześniej Kodeks dobrych praktyk w sprawach wyborczych). Od przyjętych mechanizmów (w tym bezpieczeństwa) zależy całkowite zapewnienie gwarancji tej zasady, dlatego kwestia ta ma ogromne znaczenie
—podkreśla dr Zbieranek.
To jednak tylko początek listy zagrożeń. Niemal podstawowym zagrożeniem są cyberataki.
Co ważne, dane zbierane są najczęściej na kilku serwerach, a to skupienie umożliwia wpływ jednorazowo na większą liczbę głosów. Dlatego niezmiernie istotne jest stworzenie odpowiednich, skutecznych zabezpieczeń, co wydaje się zadaniem niezmiernie trudnym i wymagającym ciągłego rozwoju mechanizmów. Wspomniane wyżej cyberataki, inne nieprawidłowości, ale również błędy i awarie w funkcjonowaniu systemu głosowania elektronicznego mogą również skutkować zmniejszonym zaufaniem obywateli do procedur wyborczych i referendalnych. Procedurę i-votingu charakteryzuje problematyczna przejrzystość, w szczególności w kontekście uczestniczenia w procesie wyborczym i referendalnym obserwatorów (w tym obywateli, organizacji społecznych). Wprowadzanie i-votingu związane jest z relatywnie dużymi kosztami dla budżetu związanymi z zaprojektowaniem, testami, a także nakładami na bieżące utrzymanie i konserwację systemu, co jest niezbędne dla zapewnienia jego niezawodności i bezpieczeństwa. Tylko w części są one równoważone mniejszymi kosztami organizacyjnymi (np. liczenia głosów). Niezwykle ważne są także akcje informacyjne skierowane do wyborców, co również jest elementem wydatków, jakie są ponoszone na funkcjonowanie i-votingu. Szacuje się, że głos oddany za pośrednictwem Internetu to koszt nawet kilka razy większy niż w tradycyjnej procedurze oddawania głosu
—wylicza Zbieranek.
Warto zwrócić również uwagę na stanowisko Stowarzyszenia Internet Society Poland wydane co prawda w 2007 r., ale pozostające w dużej mierze nadal aktualne. O tych samych zagrożeniach, które niesienie ze sobą i-voting, pisał dr Zbieranek wiele lat później.
Głosowanie elektroniczne uzależnia uczciwość procesu demokratycznego od skomplikowanych systemów komputerowych, w który wgląd ma tylko wąska grupa osób. Tym samym głosowanie elektroniczne znacząco zmniejsza przejrzystość procedury wyborczej w porównaniu z wyborami tradycyjnymi. Przykłady innych państw pokazują, że takie głosowanie nie wpływa w znaczący sposób na zwiększenie frekwencji
—czytamy.
Przy wyborach wspomaganych elektronicznie lub prowadzonych przez internet, czyli tam gdzie przyjmowaniem i zliczaniem głosów zajmują się systemy informatyczne, przejrzystość procesu głosowania dla mężów zaufania jest niemal zerowa. Nie mogą oni samodzielnie monitorować procesu zbierania i liczenia głosów, ponieważ odbywa się on w „czarnych skrzynkach” jakimi z ich punktu widzenia są komputery wyborcze. Oczywiście, przeanalizowanie działania takiego systemu jest teoretycznie możliwe – ale jest czynnością dostępną tylko wąskiej grupie wykwalifikowanych specjalistów, niezwykle czasochłonną, kosztowną i zawsze pozostawiającą pewien margines niepewności
Nienaruszalnymi, koniecznymi warunkami obowiązującymi przy jakichkolwiek przyszłych zmianach w procedurach wyborczych powinny być: anonimowość, tajność, niemożność sprzedaży głosu, prawidłowość wyników oraz weryfikowalność wyników przez wyborcę. Postulaty wprowadzenie elektronicznego głosowania w powszechnych wyborach, w tym głosowania „przez internet”, nie mogą ignorować aktualnego stanu wiedzy i zagrożeń sygnalizowanych przez naukowców
—czytamy w konkluzjach stanowiska Stowarzyszenia Internet Society Poland.
To może kiedyś?
Jak widać, szefowa KBW nie bez przyczyny stwierdziła w rozmowie na antenie RMF FM, że jeszcze przyjdzie nam sporo poczekać, zanim oddamy głos za pomocą i-votingu. Oczywiście, że nie jest to niemożliwe. W końcu funkcjonuje to w Estonii, choć to kraj nieporównanie mniejszy, a w sposób ograniczony również w innych państwach. Aby jednak pokonać ten imposybilizm, potrzebny był czas, a tego po prostu nie mamy, nawet gdyby wybory zostały przełożone na przyszłą wiosnę. W obliczu pandemii i wojny politycznej, wdrażanie alternatywnej metody oddawania głosu, wydaje się po prostu niemożliwe.
To może kiedyś? Z pewnością warto o tej możliwości przyjrzeć. Czemu nie wykorzystać jej w referendach, w których Polacy tak niechętnie biorą udział? Wiele państw ma za sobą doświadczenia związane z prowadzaniem systemem i-votingu, co sprawia, że polskie państwo nie musiałoby iść po omacku. Może przyjrzymy się temu, gdy przyjdą spokojniejsze czasy…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/494129-wrocil-temat-i-votingu-to-zadne-rozwiazanie