Na jednej z ostatnich konferencji prasowych premier Mateusz Morawiecki przedstawił Polakom optymistyczny punkt na horyzoncie czasowym: okres po świętach Wielkanocy. Szef rządu mówił o powrocie do „nowej normalności”, jaki czeka obywateli, gospodarkę, wszystkie dziedziny życia, które są dziś wstrzymane, zagrożone lub funkcjonujące w trybie awaryjnym i ekstraordynaryjnym.
Dziś wszystkie siły państwa i całej opinii publicznej, co naturalne, rzucone są na odcinek bieżącej walki ze skutkami koronawirusa. Niemniej jednak równie kluczowym pytaniem jest to, jak będzie wyglądała ta „nowa normalność”. Nikt nie da dziś stuprocentowych odpowiedzi, ale pewien szkic jest. Oczywiście przy założeniu, że modele i prognozy, na których bazuje rząd, premier, minister zdrowia - a w ślad za nimi całe państwo - będą oddawać rzeczywisty stan zagrożenia i rozwoju epidemii w naszym kraju.
Z całą pewnością tak jak stopniowo rząd wprowadzał ograniczenia i restrykcje, tak i etapami będzie z nich rezygnował. Nie oznacza to więc, że nazajutrz po Niedzieli Wielkanocnej wszyscy wrócimy do starych przyzwyczajeń ze stycznia czy lutego. Nie wszystkie gałęzi gospodarki będą przywrócone na sto procent, granice zapewne pozostaną zamknięte (albo w znaczący sposób przymknięte), nie będzie szybko mowy o uczestnictwie w dużych, zbiorowych imprezach masowych: meczach piłkarskich, seansach kinowych czy mszach świętych na dużą skalę. Zapewne i decyzja o powrocie do szkół będzie obłożona wieloma obostrzeniami, być może przejściem na - w miarę możliwości - tryb dwuzmianowy albo „zakładkowy” (poszczególne grupy przychodzą w niektóre dni tygodnia do szkoły).
O tym, jak będzie wyglądało to w praktyce mówił także ciekawie Jarosław Gowin na antenie telewizji wPolsce.pl:
Ta druga faza walki z koronawirusem nie może polegać na tym, że zamykamy Polskę, ale na tym, że wytypujemy konkretne grupy społeczne - seniorów i osoby szczególnie narażone na głębokie skutki zachorowań, zagrażające ich życiu - i te grupy poddajemy szczególnej opiece i kwarantannie. Reszta musi wziąć na siebie ciężar funkcjonowania polskiego państwa.
Rzecz jasna nawet te modele stopniowego powrotu do pracy i życia społecznego obarczone są dużym ryzykiem: nie wiemy (przynajmniej na dziś), jak będzie „zachowywał się” koronawirus, czy grozi nam druga fala zarażeń i ewentualny nawrót zachorowań. Pewnym punktem odniesienia będą zapewne przypadki innych państw, które zdecydują się poluzowywać restrykcje i bariery. Na razie wiemy tyle, że pozostanie w domu przez lwią część społeczeństwa przynosi skutki w postaci mniejszej liczby nowych zakażeń. Ale nawet jeśli uda się tę krzywą wyhamować do zera, to nikt nie da - dziś - gwarancji, czy powrót do „nowej normalności” nie sprawi, że krzywa znów wystrzeli w górę. A jeśli wystrzeli, to czy w sposób zdolny do zapanowania nad nim i kontrolowania go. Wszystko to jest i będzie przedmiotem obrad i analiz inspektorów sanitarnych, ekspertów ds. zdrowia i innych specjalistów, którzy doradzają dziś rządowi.
Znaków zapytania jest wiele. Wiele odpowiedzi będzie zależało od stanu epidemii po Wielkanocy. Na razie wszystko, co możemy zrobić z poziomu obywateli, to zostać w domu. Tylko tyle i aż tyle. A co po świętach? Zmartwychwstanie zawsze daje nadzieję. Oby tak było i w tym przypadku, choć oprócz poziomu wiary trzeba dołożyć również szereg pragmatycznych przygotowań: prawnych, technicznych, społecznych. Pewien szkic tego planu już znamy, ale diabeł będzie tkwił w szczegółach.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/493068-jak-bedzie-wygladala-nowa-normalnosc-po-wielkanocy