W wielkie zdumienie komentatorów i czytelników wprawił pewien Polak, który w ramach akcji „Lot do domu” wracał z urlopu w Bangkoku. Pan Przemek, jak o sobie zdrobniale pisze na twitterze, wyraził oburzenie, że w czasie 11 godzin lotu dostał jedynie dwie kanapki i ani jednego ciepłego napoju. Pokazał zdjęcia kanapek i faktycznie - nie robią wrażenia smacznych i pożywnych, w dodatku na pszennym pieczywie, a to znaczy, że z glutenem, zwiększającym m.in. indeks glikemiczny, czyli wywołujący po godzinie, półtorej - nieco większy głód. Kilka dni wcześniej lżył pan Przemek premiera Morawieckiego słowami, których nie da się zacytować w prasie dla szerszej publiki. Najpierw lżymy, potem korzystamy z pomocy, a następnie wybrzydzamy, że kanapki to mało, jak to przecież, w domyśle, nasze super wakacje, a tutaj rząd PiSowski nam urlop marzeń psuje tanią szynką i ogórkiem kiszonym.
Kanapki @LOTdoDomu - jedyny, zimny posiłek w czasie 11h lotu, bo przepisy. Żadnej herbaty czy kawy. Bilecik niecałe 2400 PLN. Dzień wcześniej w Bangkok Airways w 1h locie jakoś można było zrobić normalny, ciepły serwis z wieloma napojami do wyboru Cc: @Bujajaca_W_oblo
Zresztą na pana Przemka posypał się - zrozumiały z jednej strony - grad potępienia i obrzydzenia, a także lawina podejrzeń, że na pewno należy do elektoratu opozycji.
CZYTAJ TAKŻE:
https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/492315-wymagajacy-pasazer-komentuje-lot-do-domu-szybka-odpowiedz
To rzecz jasna pojedynczy przypadek, nie należałoby wyciągać z tego szerszych wniosków, a jednak opis postaw w czasie kryzysów może stanowić zajmujące studium. Zwłaszcza że w takich czasach jak gospodarcze katastrofy, wojny i epidemie wyostrzają się ludzkie charaktery, testuje się odwagę, szlachetność i poczucie wspólnoty. W ogóle egzamin zdaje cała wspólnota.
Wariatów i rozpieszczonych salonowych piesków w takich chwilach też nie brakuje. Natenprzykład mojej babki ciotka, żona znanego przedwojennego cukiernika warszawskiego, z uporem maniaka narzekała przy wszystkich domowych obiadach, że oto wojna i okupacja ją kompletnie zrujnowała, że oto rozgrywa się dramat, że wszyscy tracą majątki, dobytek życia, a jej „po wojnie ostał się taki mały słoiczek brylantów”. Przy ubogo zastawionym stole słuchali wszyscy tych słów w milczeniu, probując przecież dociągnąć do pierwszego dnia następnego miesiąca naszywaniem łat na spodnie robotników, albo też starając się nie zwracać uwagi sąsiada, dokwaterowanego do kamienicy NKWDzisty. Ciotka jednak, z tą swoją totalną biedą, małym (zawsze składała swe mieszczańskie dłonie pokazując naprawdę niewielki rozmiar tegoż słoiczka), wyszydzana nie była, ot, trochę stara wariatka, a przynajmniej oderwana od rzeczywistości wdowa. Jestem pewien, że podzieliłaby oburzenie na okropieństwa Panaprzemkowej podróży z Bangkoku.
I właśnie ze względu na ciotkę, a może jeszcze przez podobne brzmienie nazwiska (On: Nieciejewski, ja: Maciejewski), muszę stanąć w obronie Pana Przemka. Bo to pojedynczy przypadek, no, może jeszcze Polaków zaskoczyła wegetarianka, która uciekła z kwarantanny w Słubicach po tym jak dostała do zjedzenia kiełbasę, ale też przypadek ten nie wziął się znikąd.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wegetarianka uciekła z kwarantanny, bo podano jej do jedzenia kiełbasę
Gdzieś się bowiem zasłyszało, że to „pisowskie państwa” jest w takiej rozsypce, że „ta Polska”, „tenkraj”, wszystko takie gorsze, zwłaszcza w stosunku do Zachodu, TEGO Zachodu, a u nas tak przaśnie, takie wszystko dziadowskie i nawet na lot z Bangkoku dają jedynie kanapki. Przyjęło się przecież, że to modne na wszystko rodzime narzekać, traktować państwo jak supermarket, które ma obsłużyć, wykonać parę usług, zagwarantować promocje i karty lojalnościowe a poza tym w nic się nie wtrącać. Nieprzypadkowo wśród fanów tego twitta znalazło się tylu „Silnych Razem” (okrzyk bojowy fanów Koalicji Obywatelskiej), czy użytkowników z tęczową flagą przy imieniu, fanów TVN czy Gazety Wyborczej. Po tamtej stronie rowu, którzy dzieli Polskę, taka pogardliwa krytyka zyskuje, daje poklask, uwagę i zrozumienie. Może tym razem mniejsze, bo kryzys pandemii faktycznie rzucił blady strach na wszystkich, ale jednak krytyka Polski „jest w modzie”, nadal opryskliwością wobec państwa można wiele zyskać. Ciotka mojej babki to może była i wariatka, ale narzekacze na kanapki w czasie pandemii to już dzieci epoki III RP - nie szaleńcy.
Ten trend, subkulturę Lemingów, trzeba wreszcie trochę uporządkować, nakryć pozytywnymi wzorcami zachowań, bo całe pokolenie wygodnickich ojkofobów w dobie kryzysów i końca pewnej epoki prosperity może naszą wspólnotę dużo kosztować. Będą narzekać, wybrzydzać, pokazywać palcem swoje małe rozbite dusze z wielkim żalem nad sobą, a wokoło będziemy potrzebować ludzi silnych i zdolnych do poświęceń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/492498-nie-smakowaly-mu-kanapki-podczas-lotu-do-domu-dramat