Kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej niepostrzeżenie zeszła na twórczość Williama Szekspira. Na jednym z wyborczych spotkań kandydatka Platformy Obywatelskiej na prezydenta przeniosła nas do Werony i Mantui: „Naprawdę za chwilę będziemy mieli Romea i Julię w Polsce dlatego, że nie będą młodzi ludzie mogli ze sobą, bo rodzice nie pozwolą”. Skoro tak, to pójdźmy tym tropem, analizując jej kampanię wyborczą.
Wszechstronnie wykształcona Małgorzata Kidawa-Błońska powinna dodać, że ona i PO reprezentują tolerancyjnych i wyrozumiałych, czyli protoplatformerskich Montekich, zaś Andrzej Duda i PiS despotycznych, zapalczywych Kapuletich.
Zapewne konflikt obu rodów ma początek w jakimś wspólnym przedsięwzięciu, odpowiedniku PO-PiS, dlatego jest tak gorący. Ale w tej ciemnej tragedii jest też promień światła: ofiara dzieci, w sumie wynikająca z nieporozumienia i nieprecyzyjnie zrealizowanego planu mającego się skończyć dobrze, doprowadza do pogodzenia zwaśnionych rodów. Jak mówi Książę, to niebo sprawiło, że poprzez ofiarę miłości udało się zwyciężyć nienawiść. Trudno przesądzać, czy puenta jest na rękę Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, czy wręcz przeciwnie. Raczej to drugie. Przecież wina nie jest tam wcale jednostronna. Ale czy kandydatka PO może zakładać, że ona i jej formacja są czegokolwiek winni? Przecież to niemożliwe. Może zatem Małgorzata Kidawa-Błońska powinna się odwołać do „Makbeta” i wtedy ona oraz PO byliby Malkolmem (synem zgładzonego króla Dunkana), zaś Andrzej Duda i PiS – Makbetem. Wtedy „królestwo” należałoby jej się jak Borysowi Budce przewodniczenie PO.
Jedynie słuszną puentą dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej powinien być „Król Lear” (Jarosław Kaczyński) i skutki jego błędnego rozporządzenia majątkiem oraz przywilejami. Ona sama nie może być nawet Kordelią (jedną z trzech córek Leara), bo choć ta miała zasady, to jednak źle skończyła. Podobnie jak zmanipulowana Ofelia w „Hamlecie” czy Hermiona w „Zimowej opowieści”. Może zadowoliłaby ją rola Heleny z „Wszystko dobre, co się dobrze kończy”, choć i tam zwycięstwo dobra wcale nie jest jednoznaczne. A Małgorzata Kidawa-Błońska to dobro wcielone, z czym u Szekspira wcale nie jest prosta sprawa, gdyż nawet bohaterowie (bohaterki) jego komedii są pokręceni. Pozostaje zatem chyba tylko piękna i uwielbiana przez wszystkich Blanka, przeciwieństwo jej siostry Katarzyny z „Poskromienia złośnicy”.
Na razie kampania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wciąż jest na etapie farsy tudzież krotochwili, czyli „Komedii omyłek”. Jest szansa, choć nie nachalna, że do północy z 8 na 9 maja 2020 r. (ogłoszenia ciszy wyborczej) kandydatka PO na prezydenta zdoła się wcielić w którąś z głównych ról kobiecych w „Wesołych kumoszkach z Windsoru”. Może mieć jednak problem z wyborem miedzy panią Page a panią Ford, a rola córki pani Page (optymalna) chyba jednak nie jest dla niej. Do „Makbeta” i „Króla Leara” raczej jednak nigdy nie dojdzie, zaś rolę Julii przedwcześnie spaliła. To jednak wspaniałe, że mamy tak wyedukowaną kandydatkę na prezydenta, której każde wypowiedziane zdanie zawiera głębię niezgłębioną. Albo odwrotnie. W każdym razie Szekspir, gdyby żył, głosowałby na Małgorzatę Kidawę-Błońską i wcale by nie pił (tak, tak, Nosie z „Wesela”).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/487364-nawet-william-szekspir-wspieralby-malgorzate-kidawe-blonska