Kremlinolog Jerzy Targalski napisał w połowie grudnia paszkwil na Grzegorza Brauna, drwiąc z jego antysemityzmu, teorii spiskowych i przypisując mu choroby psychiczne. Targalski zakończył tekst słowami:
Grzegorz poczuł na ramieniu czyjąś opiekuńczą rękę i usłyszał przymilny głos: „Mistrzu! Nie wzięliście na czas tabletek. Już pora”.
Paszkwil to gatunek polityczno-literacki jak każdy inny, niemniej Grzegorza Brauna chciałoby się - jako autora fantastycznie zrobionych i bezkompromisowych filmów o komunizmie - traktować poważnie. Wywiad-rzeka Rafała Otoki-Frąckiewicza pt „System. Od Lenina do Putina”, nie ułatwia jednak poważnego traktowania polskiego dokumentalisty, a dziś posła „Konfederacji”.
Wbrew tytułowi książka opowiada nie tyle o rosyjskim totalitaryzmie ale raczej o niepokonanych i wyimaginowanych mackach anglosaskich masonów żydowskiego pochodzenia, którzy przy użyciu naiwnych Rosjan i - a jakże - naiwnych Polaków skonstruowali system totalnej kontroli nad światem.
I tak oto XVI-wieczne podróże angielskich kupców do Moskwy są dowodem na to, że „wydrążona wewnętrznie Rosja wiele razy staje się brytyjskim awatarem, marionetką zdalnie sterowaną z Londynu”, a powstanie Chmielnickiego i rewolucja bolszewii to te same sztuczki mające utrudnić Chinom (sic!!!) handel z Europą:
Anglosasi i ich klienci nieustannie próbują zdezorganizować ten szlak, z obu stron zresztą. U nas czynią to za pomocą takiej dywersji, jak np. chmielnicczyzna w wieku XVII, czy właśnie bolszewia w wieku XX.
Rzecz jasna nikt uczciwy i rozsądny nie kwestionuje, że w dziejach ludzkości mają miejsce liczne spiski inspirujące zbrodnie i grabieże, a zwłaszcza przewroty polityczne, ale kto wierzy, że istnieje spójne, jednolite (i - zdaniem Brauna - żydowskie) gremium, planujące wojny i kryzysy ekonomiczne na ponad sto lat wprzód niech więcej nie pije wódki z Rosjanami, którzy od czasów prowokacji carskiej ochrany, publikacji „Protokołów mędrców Syjonu”, takie rzeczy powtarzają nieprzerwanie.
BRAUN: Na tym najwyższym poziomie pewnie stulecie komuny przebiegło zgodnie z planem i z bilansem zdecydowanie dodatnim. OTOKA-FRĄCKIEWICZ: Cóż to za najwyższy poziom? BRAUN: No, pewnie ten, na którym układa się plany wojen światowych na wiek naprzód i zarządza tak zwane kryzysy finansowe.
Panowie przebąkują tutaj o postaci XIX-wiecznego masona Alberta Pike’a, który faktycznie snuł sobie różne fantazje o wojnach światowych, ale też do dowolnego zjawiska politycznego można znaleźć jakąś myśl z przeszłości, która taką ideę zawierała. Idąc tym postrzeganiem świata najpotężniejszym władcą zza kulis byłby pisarz science-fiction Juliusz Verne, który potrafił nawet wskazać Florydę jako miejsce przyszłych startów statków kosmicznych.
Głupi Polacy i mądry Grzegorz Braun
oczywiście łatwiej jest połączyć wybrane kropeczki niż przerobić tysiące faktów opisanych w rozproszonych dokumentach i źródłach historycznych, toteż w narracji autorów „Systemu” Polacy wypadają jako wyjątkowo niedorozwinięty naród. Oto próbka cytatów:
OTOKA-FRĄCKIEWICZ: To świadczy chyba, że nie jesteśmy jednak nacją zbyt wybitnie inteligentną albo mocno zdesperowaną… BRAUN: Jakimś cudem jest to, że w ogóle Polacy w czymkolwiek są w stanie się połapać (…) My jednak słabo się uczymy, nawet na własnych błędach.
Czy Polacy mają jakieś szczególne, dziedziczne deficyty intelektualne? [To pytanie redaktora Otoki-Frąckiewicza, ale nasuwające się po wypowiedziach Brauna]
Jeżeli zdołano wpoić narodowi kult takich kondotierów rewolucji światowej i skądinąd miernie utalentowanych ludzi, jak np. Tadeusz Kościuszko, czy takich już kompletnych durniów, jak np. Piotr Wysocki, to potem można z narodem zrobić już wszystko.
Skoro insurekcja Kościuszkowska i Powstanie Listopadowe są wykorzystaniem naiwnych Polaczków, to tym bardziej Powstanie Styczniowe - Grzegorz Braun nie pisze, że było ono prowokacją obcych mocarstw, Grzegorz Braun każe udowodnić swoim przeciwnikom, że nie było. W ten sposób to już można budować dowolne piramidy myślowe i piramidalne bzdury także.
Tak jak Braunowi łatwo przychodzi nakreślić rozwój świata wynikający z knowań anglosaskich (i żydowskich!) gabinetów, tak kilkoma zdaniami wylewa z kąpielą jedną z najbardziej twórczych polskich koncepcji politycznych:
To jest szkołą, której strywializowanym sztandarem u nas jest „Od białego do czerwonego caratu” Jana Kucharzewskiego. Kto się w tej szkole wychowa, ten łatwo zapisze cały horror sowietyzmu na konto Rosji i Rosjan.
Przepraszam bardzo, ale jednym wywróceniem stolika nie da się zamknąć dyskusji nad gigantyczną, siedmiotomową pracą historyka, prawnika i polityka Jana Kucharzewskiego (1876-1952), którego tezy wybrzmiały później w fundamentalnych pracach innych tytanów intelektu, jak np. Richarda Pipesa, będącego jednym z autorów Reaganowskiej koncepcji pokonania Związku Sowieckiego. Braun zdaje się czerpać z dorobku Józefa Mackiewicza, chwała mu za to, ale bezkrytyczne powtarzanie opinii powieściopisarza przy wyśmianiu całego nurtu polskiej sowietologii, zakrawa już na śmieszność. Zwłaszcza, że sami autorzy dość łatwo czerpią z publicystycznych płycizn, dawno już zakwestionowanych przez naukę:
Jednak traktatu ryskiego podpisanego w 1920 roku bronić przed sądem historii nie sposób. Zostawiał on poza granicami Polski setki tysięcy rodaków…. [Braun odpowiada] że podpisali go ludzie co najmniej małoduszni.
Zatem ten sam Grzegorz Braun, który Piłsudczykowską sanację postrzega jako czyste masońskie zło, powtarza tę propagandę o ryskiej kapitulacji, choć przebadanie archiwów dotyczących roku 1921 nasunęło historykom inne wnioski - wywiad z profesorem Andrzejem Nowakiem sprzed kilku lat wskazuje tutaj na bardziej udokumentowane mechanizmy:
CZYTAJ WIĘCEJ:
Profesor Nowak rozprawia się z mitem „bezdusznego traktatu ryskiego”
Ten fanatyczny antyamerykanizm czy szerzej: antyanglosasizm ogromnie psuje dorobek Grzegorza Brauna, który w swoich filmach pokazywał nieprzerwaną ciągłość sowieckiej i rosyjskiej władzy. Być może w rozmowie, a jej zapisem jest książka, Braun galopował bez uzdy, zatem nie mógł zatrzymać wierzchowca swojej retoryki, gdy mówił:
Zachód ma za paznokaciami niewiele mniej niż Sowieci
lub gdy sugerował, że inny samolot wyleciał 10 kwietnia 2010 roku z Warszawy, a inny się rozbił w Smoleńsku. Jeśli Sowieci zamordowali dziesiątki milionów ludzi, to ile to jest „niewiele mniej” ofiar Zachodu?
A przecież inspirująco brzmią wątpliwości Brauna o roli Andrzeja Wajdy, który na cztery lata przed powstaniem „Solidarności” lokalizuje w Gdańsku potencjał społecznego buntu w jednej, ostatniej scenie „Człowieka z marmuru”. Ciekawe, choć niezbyt odkrywcze, są opowieści o tworzeniu koncesjonowanych antykomunistów, polskiej lewicy laickiej w stylu Michnika czy Geremka. Spójna jest teoria Brauna o panowaniu w ZSRS lobby wojskowego w czasach Breżniewa, nurtujące są pytania o kulisy strajków np. w Poznaniu 1956. I tam gdzie reżyser nie opuszcza pola swojej specjalizacji, w filmografii właśnie, lektura nie musi przypominać paszkwilu Targalskiego:
W „Casablance” Polak staje się Węgrem w „Trzecim człowieku” Carola Reeda Polka staje się Czeszką po to, żeby Polacy nie byli nigdzie postaciami ani znaczącymi ani budzącymi sentyment czy sympatię.
Lektura o złej Rosji, ale nie mniej złych Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, tworzących mroczny totalitarny ład światowy, prowadzi więc do jednego ściśle politycznego wniosku, wyartykułowanego przez Grzegorza Brauna w jednym zdaniu:
Ten porządek mogą dziś zanegować wyłącznie państwa, które amerykańscy analitycy nie przypadkiem nazywają „rewizjonistycznymi” - czyli Chiny i Iran.
CZYTAJ TAKŻE:
Braun szokuje w sejmie: Żołnierze USA w Polsce to zdrada
Zaiste daleko może się zagalopować arcykatolik w poszukiwaniu pomocy - nawet do komunistycznych zbrodniarzy i muzułmańskich fundamentalistów. Aleksander Dugin lubi to.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/479662-zla-ameryka-i-dobre-chiny-czyli-swiat-wg-grzegorza-brauna