To jest ingerencja w proces demokratyczny, wykorzystywanie własnego autorytetu, własnej pozycji, żeby wpływać na przebieg procesu demokratycznego
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Ryszard Żółtaniecki.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Akt rozpaczy? Byli prezydenci namawiają niektórych kandydatów do Senatu do… rezygnacji. „Nie osłabiajcie jedności”
wPolityce.pl: List byłych prezydentów jest pełen sprzeczności i paradoksów. Z jednej strony deklarują szacunek dla „słusznych zamierzeń”, a z drugiej strony apelują do „przedstawicieli demokratycznej opozycji kandydujących do Senatu spoza wspólnej listy trzech opozycyjnych ugrupowań” o rezygnację ze startu w wyborach parlamentarnych i wsparcie opozycji.
Dr Ryszard Żółtaniecki: To jest ingerencja w proces demokratyczny, wykorzystywanie własnego autorytetu, własnej pozycji, żeby wpływać na przebieg procesu demokratycznego. To nie powinno mieć miejsca. Ale to nie dziwi. W obecnej sytuacji to już nie dziwi. Jest to zły obyczaj, ale obyczaje upadły. W zasadzie każda rzecz, która jest politycznie korzystna, jest akceptowalna i jest możliwa tym samym.
Czy to można kwalifikować tylko jako zły obyczaj, czy też może w jakiś sposób też złamanie prawa?
Może być. Może proces wyborczy i bierne prawo wyborcze. Jest duża sfera swobody, jest to ograniczane prawnie, ale jest duża sfera swobody, natomiast tu mamy do czynienia z ingerencją. Na moje wyczucie jest to nadużycie prawa.
W jakich kategoriach określić tego typu postawę polityczną?
W kategoriach walki wyborczej i to walki wyborczej, której się przenosi płaszczyznę na taką, która się nie powinna toczyć, bo płaszczyzna wyborcza to jest obywatel – urna, obywatel – kandydat. Oczywiście poparcie dla poszczególnych kandydatów, dla konkretnych zgłaszają, natomiast tutaj mamy do czynienia z ingerencją w ordynację wyborczą.
Jakie będą tego konsekwencje?
Żadne. To po prostu kolejne zdarzenie, które nie powinno mieć miejsca, a które ma miejsce.
Czy to w jakikolwiek sposób wyznaczy w późniejszym czasie kierunki kampanii wyborczych?
Nie sądzę, dlatego że mamy do czynienia z grupą polityków głęboko sfrustrowanych, którzy szukają dla siebie miejsca, aby zaistnieć, takim środkiem. Ale gdyby troszeczkę pomyśleli to by tego nie zrobili, bo w zasadzie kompromitują się tym. Jak już ktoś wypadł z polityki, przegrał, to nie powinien wracać w tak kuriozalny sposób.
Czyli to jest taki „ostatni oddech tonącego”?
Tak, to jest przypomnienie o własnym istnieniu. Wcześniej mieliśmy ten list ambasadorów, prawda.
Tutaj została zachowana taka ciągłość myślenia…
Tak, ale to też było po to, żeby zaistnieć, żeby przypomnieć o własnym istnieniu. To jest element jakichś stresów właśnie, frustracji…
Ale zawsze się to dzieje czyimś kosztem… I w jednym i w drugim przypadku.
Tak. To się tak zawsze dzieje wtedy, kiedy mamy bardzo ostry, wyraźnie zaznaczony front zderzenia ideologicznego, czy aksjologicznego, no i niektórzy się wpisują po jednej stronie, inni się wpisują po drugiej stronie. Tak się składa, że w zasadzie każdy pretekst jest dobry…, zresztą sam ten apel mówi o tym, że „stoczy się Polska”, że „to są wybory najważniejsze”, tak jakby nam groziła dyktatura jakaś totalitarna.
Ale oni wprost piszą, ja tutaj zacytuję ten fragment: „13 października nie czekają nas normalne wybory, lecz takie, które zadecydują, czy Polska będzie demokratycznym państwem prawa, czy też będzie nadal staczała się w kierunku autorytarnej dyktatury”.
To jest oskarżenie dyskredytujące zupełnie. Żyjemy w tym kraju. Od ostatnich wyborów minęły cztery lata i jakoś tych elementów dyktatury specjalnie nie dostrzegam.
Ale może opozycji się wydaje, że jeżeli stworzy jakiś fakt medialny, to nagle to zostanie kupione przez wyborców.
Tak, to jest ta iluzja, że jak oni powiedzą, to coś się stanie. To jest cały czas to pytanie, nie „co?” tylko „jak?”. Można by tutaj zaraz cytować Grzegorza Schetynę: „Pomysł jest, tylko trzeba go znaleźć i wiedzieć, z kim”. Czyli tutaj wszystko jest sprowadzane nie do argumentacji rzeczowej, a do znalezienia jakiegoś takiego pomysłu, który spowoduje, że ten trend, który obserwujemy, się odwróci.
Ale tak naprawdę cała kampania opozycji, PO czy SLD tak wygląda.
Trudno tutaj rozdzielić. To jest jedna rodzina. Nieważne, czy to się będzie nazywało Koalicja Polska, czy to jest SLD, Lewica, czy to jest Platforma czy Koalicja Obywatelska. To jest ta sama grupa establishmentu, która ma te same cele. Startowali razem do Parlamentu Europejskiego. Nie wyszło, to się podzielili. To jest podział, aby wprowadzić w błąd jak największą grupę elektoratu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/466040-nasz-wywiad-dr-zoltaniecki-o-liscie-bylych-prezydentow