Jeśli wierzyć trailerowi „Polityki” (wszakże naiwniaków nie brakuje) ostatnie dziecko Patryka Vegi powinno wstrząsnąć polską polityką. Ale nie wstrząśnie. Dziś nazwisko reżysera bardziej kojarzy się z filmowymi bohomazami spod znaku „Ciacha” czy „Botoksu” niż starym serialowym (podkreślam: serialowym) „Pitbullem” (nie licząc późniejszych tandetnych dokrętek). Nie ma już tej samej siły rażenia. Sam reżyser stawia na tani blichtr, a karynowo-sebowy elektorat nie odmieni wyniku wyborów.
Właściwie mógłbym napisać to samo, co szereg komentujących przede mną - po nowym filmie Vegi można się spodziewać zbitki gagów powrzucanych bez ładu i składu, okraszonych bieda-poczuciem humory i bluzgami. Nic nadzwyczajnego. Tyle że nawet w kulawych produkcjach twórcy „Pitbulla” nikt nie odmawiał mu poczucia realizmu, znajomości tego, co dzieje się tu, na dole. Vega, mimo spadków formy, miał zawsze ucho do dialogów, rozumiał ulicę, zachowania niedostępne dla większości ludzi świata filmu. W przypadku „Polityki” już po trailerze widać, że to, co sprawdza się w przypadku korytarzy KSP czy VIP-roomów niekoniecznie ma zastosowanie w przypadku sejmowych kuluarów. Zresztą nawet były wspólnik Vegi, producent filmowy Emil Stępień, zdążył już zdemaskować swojego niedawnego kompana. Według jego relacji Vega po prostu… nie ma pojęcia o polityce.
Pal licho wiedzę (a właściwie jej brak) reżysera. Prawa strona mediów społecznościowych już grzmi, że salon będzie miał „swój” film. Nic bardziej mylnego. Co by nie mówić o salonach i salonikach kojarzonych z totemami III RP, to zawsze miały wysublimowane poczucie smaku - przynajmniej jeśli chodzi o kinematografię. Kwestia przyzwyczajeń, powiązań towarzyskich i wreszcie całego zaplecza, którego prawica się nie dorobiła (i już pewnie nie dorobi). Dla tych środowisk Vega pozostanie plebejuszem, dostarczycielem rozrywki dla nizin, profanem na salonach. I nie zmieni tego angaż innych pieszczochów salonu, chwilowa przychylność mainstreamowych dziennikarzy czy nachalnie prezentowane drogie gadżety (vide wypasione buty w programie Kuźniara). Nikt nie będzie się lansował na Vedze. To po prostu obciach. Bez względu na legendę starego (serialowego) „Pitbulla” czy dokumentu „Prawdzie psy”.
Największym błędem rządzących może być formułowanie górnolotnych komunałów potępiających twórczość Vegi. Rację miał jeden z polityków PiS, który w przypływie szczerości powiedział:
Byłby problem, gdyby za film wziął się Smarzowski.
Na nazwisko Vegi machnął ręką. I to jest dobra puenta.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/458691-polityka-patryka-vegi-czyli-wiele-halasu-o-nic