Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ludzie chcący uchodzący za tzw. prawicę umiarkowaną (akceptowaną przez III RP?) z aż taką wściekłością regularnie atakują te media, które w bitwie o Polsce jednoznacznie stają po stronie prawdy? Czy chodzi o uwiarygodnienie się w mainstreamie, który wszystko wybacza, ale nie media w pełni od siebie niezależne? Czy to może wyrzut sumienia, że są ludzie, którzy nie muszą (nie chcą) bawić się w oferowanie diabłu ogarka? Jak można spokojnie oglądać media powstałe pod flagą WSI, składające się wyłącznie z pełnych nienawiści klipów, i słowa o tym nie napisać w tym samym czasie, gdy siecze się na przykład „Wiadomości” TVP? Jak można nie widzieć, co dzieje się na własnej antenie, na własnych łamach, a tak bezwzględnie atakować innych?
Nie wiem. Jako życiowy optymista zakładam wariant pozytywny - tak się przyjęło, tak wypada, taki jest niepisany kod kulturowy z knajp i knajpeczek.
Mają prawo.
Warto jednak obserwując te ataki pamiętać, że gdyby nie te tak atakowane punkty oporu wobec medialnych walców III RP, już dawno mielibyśmy powtórkę z roku 2007. Wtedy dobre dla Polski rządy rozwalono bezwzględną nawałnicą. A potem było zaszczuwanie śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wreszcie Smoleńsk i hańba posmoleńskiej pogardy.
Tamte lekcje (i wiele innych, od 1989 i 1992 roku począwszy) na szczęście zostały przez obóz propolski zapamiętane. Zrozumiano, że bitwa o kształt Polski wymaga przeciwstawienia się hordom orków pałujących wszystko, co święte dla Polaków, w sposób bardziej zdecydowany niż obrotowe felietony w przejętej pod śmietnikiem gazecie. Przyjęto do wiadomości, że mając na karku tak brutalnych medialnych przeciwników, trzeba znaleźć w sobie siłę do walki. Nie do zniesmaczenia, nie do mlaśnięcia z odrazą, ale do twardej, codziennej walki o obronę demokratycznego werdyktu. O elementarny pluralizm, który dziś - na poziomie całego rynku - jest pełen, co w III RP stanowi duże novum.
Nie tylko zresztą u nas tak się sprawy mają - w Stanach Zjednoczonych jest podobnie. Telewizja Fox News i autorzy radiowych programów też jako jedyni mają odwagę bronić wyboru i działań prezydenta Trumpa, woli Amerykanów pragnących zmiany i też leją się na nich za to wiadra pomyj ze strony zachwyconych sobą celebrycko-medialnych gwiazd.
I tu, i tam, pytanie jest proste: Czy da się obronić przed hordami orków pełnym zniesmaczenia mlaśnięciem? Mam duże wątpliwości. I rozumiem, że wielu nie chce brać w wojnie z orkami udziału. Bo oberwać można, bo nieprzyjemnie, bo dzieci prześladują (co podpowiadał gawiedzi Jacek Żakowski już w roku 2016). Widzę te wybory, te przejścia do przedpokojów Salonu III RP i naprawdę rozumiem, żalu nie mam. Ale nie wmawiajcie proszę innym, że żadnych orków nie ma, że nie pałują wszystkiego, co kochamy, że da się z nimi wygrać mlaskaniem. Bo to nieprawda. Bo niczego nie wygrywaliście, a Polskę rozprzedawano. Bo prawica miała robiących kariery wspaniałych publicystów, a lewica miała skuteczne media. Bo tu prawda nie leży po środku, co zresztą sami doskonale wiecie. Cena za takie złudzenia (albo brak ludzi, którzy by to zadanie podjęli) była w przeszłości potężna. Mówiąc wprost - była (jak w 2010) krwią płacona.
Mogę obiecać, że my na pewno o tym nie zapomnimy, bez względu na cenę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454971-czy-da-sie-obronic-przed-hordami-orkow-mlasnieciem