”Reakcje na naszą ubiegłotygodniową publikację dotyczącą niepokojącej fascynacji władz Gdańska niemieckością pokazują, że postawiliśmy trafną diagnozę: w tamtejszych elitach mamy do czynienia z poważnym problemem tożsamościowym. Widać też, że państwo powinno jak najszybciej przejąć odpowiedzialność za Westerplatte i uczynić zeń miejsce promieniujące polskością” – piszą Marek Pyza, Andrzej R. Potocki i Marcin Wikło w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”.
Opublikowany w poprzednim numerze „Sieci” artykuł „Wojna Gdańska z Polską” był patriotycznym wołaniem do władz Gdańska o określenie właściwej drogi, w którą miasto ma zmierzać. Trudno nie zgodzić się z podanym przez autorów wachlarzem obiektywnych dowodów na to, że „polityka historyczna gdańska” jest co najmniej zastanawiająca.
Aleksandrę Dulkiewicz nasza publikacja oburzyła. Zapowiedziała, że jej prawnicy przeanalizują ją i nie wyklucza złożenia pozwu (podobnie odgrażał się jej poprzednik, gdy opisaliśmy tajemnice jego fortuny, której pochodzenia nie potrafił udokumentować przed odpowiednimi organami). Stwierdziła, że nie można nazwać nas dziennikarzami i że dopuszczamy się „jednego z najcięższych grzechów”: „jątrzenia i dzielenia”. Pojątrzymy więc dalej i zapytamy panią prezydent: czy wie pani, czym było Wolne Miasto Gdańsk? Czy wie pani, jakie poparcie w demokratycznych wyborach uzyskała tam NSDAP w 1933 r.? Czy wie pani, jak traktowani byli tam Żydzi? Czy to jest ta dumna tradycja, która „łączy Polaków”? Czy wzorem dla pani jest miejsce, w którym Polacy nie mogli bezpiecznie wyjść na ulicę z polską flagą? Dlaczego tak chętnie pani i pani współpracownicy odwołują się do Wolnego Miasta Gdańska?
— pytają prezydent Dulkiewicz dziennikarze.
Zdziwienie budzić może nie tylko brak merytorycznej dyskusji z autorami tekstu, ale także obelgi, które popłynęły w ich stronę po publikacji tekstu.
Liczyliśmy, że zestaw informacji, które podaliśmy – pokazujący kierunek promowania tego, co niepolskie – wzbudzi jakąś refleksję, będzie punktem zwrotnym w trwającej od lat trudno zrozumiałej polityce gdańskiego magistratu. Zamiast tego spotkały nas obelgi. Głównym powodem była okładka, na której obok najważniejszych gdańskich polityków pokazaliśmy flagi ze swastykami. Czyż nie były one w owym Wolnym Mieście Gdańsku najważniejszymi sztandarami? Żadne wyzwiska ani groźby nas nie przestraszą. W tygodniku „Sieci” bez względu na konsekwencje bijemy na alarm wtedy, gdy polska racja stanu i nasze symbole są zagrożone. Choćby wszyscy mówili, że tradycja Wolnego Miasta Gdańska jest fajna, bo „wolność” zawsze brzmi fajnie, będziemy przypominać, że tamta „wolność” oznaczała zniewolenie Polaków, a kilkunastoletni epizod WMG w historii grodu nad Motławą jest najbardziej wstydliwy w dziejach i nie wolno godzić się na jego promowanie. Właśnie stąd te swastyki na okładce i głośne pytanie o niemieckość obecnego Gdańska. Niewiedzę trzeba przełamać, choćby szokowo. Nie możemy udawać, że nic złego w Gdańsku się nie dzieje, że lokalne władze pielęgnują tam polskość. Bo tak nie jest
— komentują Pyza, Potocki i Wikło .
Stwierdzanie, że Westerplatte jest gdańskie i Gdańskowi się należy, a rząd chce skrzywdzić samorząd metodami z „mrocznych czasów stalinizmu”, które pojawiają się w narracji prezydent Gdańska i jej sprzymierzeńców, pokazują jak daleko są oni od prawdy historycznej.
„Cała warstwa semantyczna używana przez panią prezydent Dulkiewicz w odniesieniu do dyskusji historycznych jest błędna, pozbawiona logiki i podstawowej wiedzy historycznej. Albo jest żartem – choć są to sprawy, z których się nie żartuje. I mam nadzieję, że pani prezydent to wie” – komentował na antenie telewizji wPolsce.pl Karol Nawrocki, dyrektor gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej. I dodał plastyczny przykład na dowiedzenie, jaką groteskę w sprawie sporu o gdański półwysep uprawia Aleksandra Dulkiewicz: „W kontekście Westerplatte i całej tej dyskusji wyobrażam sobie taką sytuację, że jest 7 grudnia roku 2021 i pan burmistrz Honolulu na wyspie Oʼahu mówi, że Pearl Harbor należy do honolulek i honolulczyków, a prezydent Donald Trump może partycypować w uroczystościach i wziąć w nich udział na zaproszenie burmistrza Honolulu. Oczywiście to jest absurd i rodzaj political fiction, który pokazuje, w jakim momencie jesteśmy, mówiąc, że Gdańsk i Westerplatte są gdzieś obok Polski”. Gdańskie władze interesowały się Westerplatte tylko raz do roku, 1 września o godz. 4:45, organizując uroczystości w rocznicę wybuchu II wojny światowej. W pozostałe 364 dni o półwyspie zapominały. Żaden przedstawiciel miasta nie pojawił się nawet na pogrzebie ostatniego obrońcy półwyspu (zmarł kilka lat temu na Kielecczyźnie). To bardzo smutny dowód na niepamięć gdańskiego ratusza o westerplatczykach. Jeśli przed kimś trzeba dziś bronić Westerplatte, to właśnie przed takimi ignorantami
— podsumowują publicyści.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 8 lipca br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/454373-w-nowym-numerze-sieci-nasze-westerplatte