Myślą Państwo, że tylko delegacja z prezydentem Andrzejem Dudą udała się do USA? Miała tam miejsce o wiele ważniejsza wizyta, ale oczywiście zawłaszczone politycznie przez rządzących media ani słowem o tym wiekopomnym wydarzeniu się nie zająknęły. Więcej, nawet te „wolne”, tak jakby z okazji wizyty prezydenta Polski w Białym Domu wzięte na krótką smycz przez amerykańskich właścicieli udały, że ten historyczny fakt, który razem z nowym filmem Vegi może odesłać jesienią na ławki opozycji „dobrą zmianę” miejsca nie miał. I żeby nie Internet, o którym Donald Tusk raczył powiedzieć, że jest „nasz” (czyli opozycji), kolejny raz cenna obywatelska inicjatywa nie ujrzałaby światła dziennego. A tak oto głos młodego demokraty, Martina Mycielskiego, zagrzmiał niczym dzwon Zygmunta, bijący na trwogę i budzący otumaniony naród:
Obywatel Martin wypomniał prezydentowi Dudzie, że gdy ten robi sobie zdjęcia z Donaldem Trumpem, to on, wraz z przedstawicielami Fundacji Otwarty Dialog (tak, tej od Kramka i Kozłowskiej) przekazuje „waszyngtońskim oficjelom” raporty Fundacji FOR (Forum Obywatelskiego Rozwoju, założone przez Leszka Balcerowicza), Amnesty International i Fundacji Batorego na temat…no oczywiście praworządności w Polsce, a szczególnie „represji wobec społeczeństwa obywatelskiego”.
Polski obrońca demokracji mówi otwarcie: „Chcieliśmy skontrować spotkania prezydenta Dudy” i chwali się wizytą na Kapitolu i w Departamencie Stanu, gdzie przekazano raporty na temat tych represji, a szczególnie UWAGA! wobec Fundacji Otwarty Dialog i Ludmiły Kozłowskiej. O fundacji i mężu pani Kozłowskiej, Bartoszu Kramku, autorze słynnej odezwy „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd” pisaliśmy już wielokrotnie, więc szkoda miejsca – rządu nie udało się jednak wyłączyć, nawet przy pomocy strajku nauczycieli, UJAWNIAMY. 16 kroków, które mają sparaliżować Polskę i odsunąć PiS. Inżynierowie zbiorowej histerii mają chytry plan: „Wyłączmy rząd!”
Wydawać by się mogło, że usunięcie pani Kozłowskiej poza strefę Schengen (choć niektórzy z naszych „przyjaciół” w tej strefie, łagodnie mówiąc zlekceważyli stanowisko polskiego rządu i z honorami ją podejmowali w różnych europejskich stolicach) sprawi, że o tym zapomnimy i podejrzane organizacje pozarządowe z bardzo podejrzanymi koneksjami zagraniczno-finansowymi nie będą mieszały w polskiej polityce, to jednak sąd sprawił, że jednak nabrali znowu wiatru w żagle.
A teraz pan Martin Mycielski o krzywdzie Ludmiły Kozłowskiej postanowił poinformować także Waszyngton. Pewnie gdzieś tam słyszał, że w czasie zimnej wojny Stany Zjednoczone były „żandarmem świata”, w którym zachodnie państwa upatrywały strażnika pokoju, no więc może teraz przypomną sobie o tym i zostaną strażnikiem demokracji, jakże okrutnie gnębionej w Polsce.
Pan Mycielski jest osobą, która jest skłonna poświęcić dla tejże demokracji dużo, a może nawet wszystko. Kiedy tylko dowiedział się, że w wyniku demokratycznych wyborów demokracja w Polsce jest zagrożona, rzucił swoją „stabilną i dobrze płatną” prace w Brukseli po 9-miesięcznym zaangażowaniu w działalność KOD, bo pragnął się poświęcić całkowicie Komitetowi: „Dokonałem wyboru sercem, nie rozumem. Dla demokracji, a co!” - dumnie zwierzył się w mediach społecznościowych. No, ale kiedy okazało się, że demokracja nie zapłaci za czynsz i nie spłaci rat kredytu, młody działać zwrócił się z prośbą o wsparcie do Mateusza Kijowskiego, wówczas szefa KOD-u. Pan Mateusz cierpliwie wyjaśnił, że niestety, wszyscy dają z siebie wszystko za darmo i nie jest w stanie mu pomóc. Wydawać by się mogło, że Martin Mycielski przyjął te wyjaśnienia ze zrozumieniem, no ale kiedy wyszły na jaw faktury, na podstawie których sam szef KOD-u dostawał całkiem niezłe pieniądze, pana Martina ogarnął (cytuje za panem MM) „wkurw” i wszystko opisał w mediach społecznościowych. A artykuł, który powstał na podstawie tego wpisu na plotkarskim portalu, nosił tytuł : „Kijowski odmówił pomocy bezrobotnemu działaczowi KOD-u: „NIE MA ŚRODKÓW NA JAKIEKOLWIEK WYNAGRODZENIE”.
Jak widać pan Martin nie zraził się do pracy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego i mam nadzieję, że u nowych współtowarzyszy w walce o wolną i demokratyczną Polskę znajduje więcej zrozumienia niż kiedyś u pana Kijowskiego.
Na Twitterze skomentowałam ten kuriozalny filmik z Waszyngtonu razem z towarzyszącym mu wpisem w następujący sposób : „Polska specjalność- donoszenie na własny kraj. Najobrzydliwsza forma walki politycznej. Donoszą organizacje, które bez żadnych przeszkód i „represji” działają w Polsce. I nawet nikt ich nie pyta o źródła finansowania…” . Większość podzieliła moje zdanie, choć komentarze były mniej grzeczne niż mój. Ale też pojawiły się nieliczne głosy, wypominające, jak to np. za poprzedniej władzy PiS skarżył się w Brukseli na sfałszowane, jego zdaniem, wybory samorządowe w 2014 roku (pamiętają Państwo zapewne ten ponad 20-procentowy wybuch uwielbienia dla PSL-) czy na pomoc publiczną dla klubu Legii.
Instytucje europejskie, Europejski Trybunał Praw Człowieka, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i tym podobne są po to, by obywatele, gdy czują się skrzywdzeni przez własne państwo, mogli tam szukać sprawiedliwości.
Ostatnie ponad trzy lata pokazały jednak, że mogą stać się także areną walki politycznej o władzę, którą się utraciło w demokratycznych wyborach. Kiedy opozycyjne partie polityczne udają się na skargę do Brukseli, mogę to jeszcze zrozumieć. Kiedy ekolodzy, nawet jeśli mam wątpliwości co do ich rzeczywistych intencji, skarżą się na Polskę w sprawie wycinania Puszczy Białowieskiej czy przekopu Mierzei Wiślanej – mogę to przełknąć, bo maja takie prawo.
Jednak czym innym są ordynarne donosy, szkodzące polskiej racji stanu i naszemu krajowi. Nawet w wykonaniu tak mało znaczących osób jak pan Mycielski czy towarzysze Ludmiły Kozłowskiej i Bartosza Kramka. Optymizmem napawa fakt, że wielu Polaków zaczyna to coraz lepiej rozumieć.
A pan Martin, moim zdaniem, to nawet trzy bez atu nie potrafiłby skontrować…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/451093-jak-mlody-obronca-demokracji-informuje-o-represjach-w-polsce