Ostatnio poświęciłem sporo uwagi stosunkom polsko-izraelskim. Na łamach tygodnika „Sieci” podzieliłem się konkluzją, że jedynym możliwym do osiągnięcia celem jest dziś zakończenie „zimnej wojny” i ustanowienie „zimnego pokoju”. Czyli inaczej mówiąc, unikamy wzajemnego wchodzenia sobie w drogę, a kontakty ograniczamy do – chyba nie tak znowu wielu – sytuacji, gdy nasze interesy są naprawdę zbieżne, a korzyści rzeczywiście obopólne. Dotychczasowe wspólne doświadczenia okazały się bowiem dla Polski – mówiąc eufemistycznie – mało zachęcające.
Postanowiłem jednak jeszcze raz zabrać głos w tej sprawie po lekturze wywiadu udzielonego przez ambasador Izraela w Polsce p. Annę Azari portalowi Interia. W tym wywiadzie p. Azari określa nasze relacje jako „absurdalne”. W zasadzie należy się z tą oceną zgodzić, warto jednak zapytać, czemu stały się one „absurdalne”. Na to pytanie mogą spróbować odpowiedzieć obie strony, ale przede wszystkim skierowałbym je do rządu, który reprezentuje p. Azari. Na przykład do premiera Netanjahu, czym się kierował, powołując Israela Katza na szefa dyplomacji? Z takim „mistrzem dyplomacji” raczej dobrych stosunków z Polską nie zbuduje. Chyba, czego przecież nie można wykluczać, władzom Izraela na dobrych stosunkach z Polską nie zależy. Skoro jednak nie zależy, to po co sobie wzajemnie zawracać głowę?
P. Azari zapytana przez dziennikarza, mówi też – być może z pewnym wyrzutem – że polskie władze nie zaprosiły dotąd delegacji izraelskiej na uroczystości 80-rocznicy wybuchu II wojny światowej. Przyznam, że w obecnej sytuacji niespecjalnie mnie to zaskakuje. Bo kogo zaprosić? Premiera Netanjahu, aby znowu w przedwyborczej gorączce, palnął do mikrofonu, że Polacy kolaborowali z nazistami? A potem tłumaczył się, że miał na myśli, co innego niż miał na myśli? A może zaprosić wspomnianego już Israela Katza, aby poopowiadał o „antysemityzmie, który Polacy wyssali z mlekiem matki”? Będzie jak znalazł w ogniu nieustającej kampanii wyborczej w Izraelu, aby podgrzać elektorat. Kolejne wybory odbędą się tam 17 września, a więc na pewno żaden polityk nie omieszka wykorzystać tak dobrej okazji do wymiany ciosów. Jeśli nawet nie Katz czy Netanjahu, to zawsze można liczyć na kogoś z opozycji, np. na niezawodnego Yaira Lapida, który znów przytoczy jakąś zmyśloną historię o swoich babciach. Może więc powinniśmy zaprosić prezydenta? Ale kto da nam gwarancję, że w przeddzień przyjazdu do Polski do prezydenckiej delegacji nie dołączy ktoś wcześniej niezapowiedziany? I wybuchnie kolejna awantura.
Nie, pani ambasador, my chcemy świętować poważnie, Polska była pierwszą ofiarą niemieckiej agresji i żadne kłopoty w trakcie uroczystości nie są nam potrzebne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/449047-dlaczego-stosunki-z-izraelem-staly-sie-absurdalne