Deklaracja końcowa warszawskiego szczytu bliskowschodniego to sukces polskiej dyplomacji. (…) Nie po raz pierwszy okazało się, że nawet doświadczeni eksperci bardziej zwracają uwagę na populistyczne wypowiedzi do kamer, bardziej interesują ich dwustuznakowe wpisy w mediach społecznościowych niż dokumenty

— stwierdził Jerzy Haszczyński w komentarzu zamieszczonym w „Rzeczpospolitej”, odnosząc się do konferencji bliskowschodniej.

Haszczyński zauważył, że chociaż na samej konferencji pojawiały się wypowiedzi antyirańskie, to jednak sama deklaracja końcowa nie uderza w Iran.

Ale w polsko-amerykańskiej deklaracji końcowej, na której treść czekali niezaproszeni Irańczycy oraz zaproszeni zachodni Europejczycy i niektórzy Arabowie – np. Katarczycy, o Iranie nie ma ani słowa. To sukces polskiej dyplomacji. Obiecała to zaniepokojonym stronom i obietnicę spełniła

— stwierdził.

Polska nie odcięła się od unijnego stanowiska wspierającego nuklearne porozumienie z Teheranem z 2015 roku. I dyplomacje czołowych krajów Wspólnoty nie głoszą, że Warszawa rozbija UE, mimo że dużo o rozbijaniu można przeczytać w mediach

— dodał.

Dziennikarz „Rzeczpospolitej” zauważył jednak, że były także i negatywne dla Polski zdarzenia na szczycie, w postaci uderzających w nas wypowiedzi.

Jest i negatywny, mniejszego kalibru: prominentni goście ze Stanów Zjednoczonych i Izraela wypowiedzieli słowa uderzające w gospodarzy

— napisał.

Haszczyński zwrócił też na postawę polskiej opozycji, której przedstawiciele postanowili na oślep uderzać w polski rząd w sprawie konferencji bliskowschodniej.

Niepokoi, że opozycja ograniczyła się do wyśmiewania konferencji, do nazywania rządu lokajami czy podwykonawcami Amerykanów, od których zależy polskie bezpieczeństwo. (…) Mam narastające przekonanie, że opozycja nie potrafi racjonalnie spojrzeć na wyzwania, przed którymi stoi Polski, i nie bardzo rozumie (…), co się na świecie i w Europie dzieje

— stwierdził.

as/”Rzeczpospolita”