Kolejne obrazki i filmy z francuskich ulic, jakie niepokoją nas w mediach w ostatnich tygodniach nie powinny budzić nawet najmniejszej Schadenfreude. Widać wyraźnie, że jest to kolejna cegiełka, jaka wypada z mozolnie tworzonej budowli pod nazwą „porządek zachodniej Europy” (Wielka Brytania, Włochy, w jakiejś mierze Hiszpania, Niemcy…). Zamiast tego dziwnego poczucia mieszaniny wyższości i przyjemności powinniśmy zerknąć na Francję z szerszej perspektywy.
To banał, ale wyraźnie widać coraz większe napięcie (i pęknięcie) między francuskim establishmentem a zwykłymi Francuzami. Powiedzieć o oderwaniu politycznych elit od rzeczywistości w sytuacji, gdy symbolem ostatnich działań prezydenta Emmanuela Macrona jest kupno dywanów (za 300 tys. euro) i zastawy stołowej (kolejne pół miliona euro), to nic nie powiedzieć. Ale kłopot, jak zauważają osoby zajmujące się problemami Francji na co dzień, jest większy.
Jak celnie zauważył w ostatnim programie „Trzeci punkt widzenia” (TVP Kultura) prof. Marek A. Cichocki, nasza wizja Francji - jako społeczeństwa, siły gospodarki, rozwoju, jest nieco zaburzona:
Mamy wyobrażenie z dawnych czasów - bardzo zamożnego społeczeństwa. To od wielu lat dramatycznie się zmienia. A jeżeli koszty przesuwa się na klasę średnią, pracującą, to lud w końcu się zbuntował
— mówił Cichocki.
Warto dodać do tej intuicji słowa dr. Łukasza Jurczyszyna z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Na antenie telewizji wPolsce.pl dzielił się on garścią faktów:
Kulminacja problemów strukturalnych datuje się na ostatnie trzy dekady. Francja rozwija się - zwłaszcza po ostatnim kryzysie - trzy razy wolniej od Polski, zadłużenie państwa jest na poziomie ok. 100% PKB. (…) Nie jest tak, że wszyscy Francuzi żyją w apartamentach i przebywają na Champs-Élysées - 70% Francuzów żyje za ok. 1700 euro netto, przy czym nawet do 40% Francuzów nie stać na leki, a ponad połowa nie wyjeżdża na urlop. (…) Przez ostatnie osiem lat siła nabywcza zmalała o 300 euro. Francuzi czują, że mają mniej w portfelu, a przy tym nakłada się na nich dodatkowe obciążenia.
ZOBACZ KONIECZNIE WIDEO:
Nie ma się co dziwić, że ”żółte kamizelki”, których protest obserwujemy w ostatnich tygodniach, niosą ze sobą proste przesłanie: chcemy być zauważeni. I jak to z podobnymi kamizelkami bywa: żądamy bezpieczeństwa - nie tylko tego na drodze. To zresztą niezła, choć ponura metafora z zakresu politycznej filozofii.
Raz jeszcze wróćmy do prof. Marka Cichockiego, tym razem z łamów „Rzeczpospolitej”:
Roger Eatwell i Matthew Goodwin w swojej wyśmienitej książce o obecnej rewolcie przeciwko liberalnej demokracji stawiają tezę, że dzisiejsze narodowe populizmy i coraz bardziej nerwowa reakcja na nie to zjawisko, na które Europa zapracowała sobie od dawna, ignorując przez lata podstawowe problemy, jakimi żyją ludzie, takie jak bezpieczeństwo, tożsamość czy nierówności. Z tego punktu widzenia populizm jest po prostu naturalną reakcją społeczeństwa demokratycznego. (…) Nie jest to wcale łatwe zadanie, gdyż pomimo podobieństw fala narodowego populizmu w różnych krajach napędzana jest różnymi motywami i ideami, dlatego może prowadzić społeczeństwa w różne kierunki.
Co może, co powinna zrobić dzisiejsza Europa, w tym nasz kraj, na podobne problemy i wyzwania, które będą narastać w nadchodzącym czasie? Czy rzeczywiście możemy być spokojni i nieco zdrzemnąć się w przekonaniu, że nasza chata mimo wszystko z kraja, a nasz rozwój gospodarczy ma się naprawdę nieźle? Na marginesie całej historii - wielka to zasługa, cierpliwość i odpowiedzialność polskiego społeczeństwa, że w ciągu tych trzydziestu trudnych lat (biorąc pod uwagę choćby porównanie dobrobytów polskiego i francuskiego) nad Wisłą nie doszło do dramatów i awantur na większą skalę.
Ale i to się powoli zmienia. Polacy również zaczynają mieć większe aspiracje, ambicje, żądania - w tym ekonomiczne. Próba zasypania rowów nierówności dzięki takim programom jak choćby 500+ jest ważna, ale przecież nie załatwia na zawsze wszelkich zmagań w tym zakresie. Za moment, a może już, okaże się, że chcemy więcej, szybciej, bardziej sprawiedliwie. Czy elity polityczne nad Wisłą okażą się lepszym refleksem niż te w Paryżu?
Dochodzi do tego nieobecny u nas - przynajmniej na razie, przynajmniej w takiej skali - problem z imigrantami. Jak mówił dr Jurczyszyn na antenie wPolsce.pl:
Podglebie dla radykalizacji jest we Francji duże. To ok. 5 mln mieszkańców przedmieść miast - to stamtąd wywodzą się napastnicy, którzy często mają kartotekę kryminalną i są łatwą do rekrutacji grupą dla radykalnych imamów i organizacje terrorystyczne. To właśnie z Francji pochodzi najwięcej osób, które wyjechały walczyć na tereny Bliskiego Wschodu, a dziś wracają. (…) Stanowią oni dodatkowe zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego
— przekonywał analityk PISM.
Warto też zapoznać się z analizami - w tym ważnymi danymi liczbowymi - PISM w tym zakresie.
Schadenfreude z powodu problemów francuskiego społeczeństwa - tylko dlatego, że dotyka nieco zarozumiałych partnerów z liberalnej odsłony UE - powinno być ostatnim odczuciem, jakie może pojawić się nad Wisłą. I to nie tylko dlatego, że natychmiast tezy te wykorzystuje rosyjska propaganda, ale przede wszystkim z prostego powodu - dzisiejsze kłopoty zachodniej UE otwierają nowy rozdział w historii Zachodu, do którego przecież należymy. Czy naprawdę jesteśmy aż tak pewni swego, że u nas żaden z tych problemów nie zaistnieje w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej? Czy naprawdę mamy sto procent pewności, że ten nowy porządek otworzy nam więcej szufladek z szansami niż zagrożeniami? Pytań i wątpliwości o to, co wykluje się po tych małych trzęsieniach politycznej ziemi na Zachodzie jest naprawdę mnóstwo. Nie zbywajmy ich głupiutkim rechotem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/425240-zadnej-schadenfreude-po-obrazkach-z-francji