Sąd Rejonowy Lublin-Zachód umorzył postępowanie przeciwko wojewodzie lubelskiemu Przemysławowi Czarnkowi, wobec którego prywatny akt oskarżenia wniósł organizator Marszu Równości Bartosz Staszewski za słowa wojewody o marszu jako promocji dewiacji.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Prowokacja? Radni PiS z Lublina domagają się zakazania Marszu Równości. Organizator żąda przeprosin za słowa o „dewiacji”
Sąd karny nie może być cenzorem debaty publicznej
— powiedział w uzasadnieniu wydanego we wtorek postanowienia sędzia Bernard Domaradzki.
Sprawa dotyczy komentarza wojewody Przemysława Czarnka zamieszczonego na jego wideoblogu, w którym krytykując organizowanie Marszu Równości w Lublinie, powiedział on m.in., że sprzeciwia się promowaniu „zboczeń, dewiacji, wynaturzeń”, postaw „antyrodzinnych, antychrześcijańskich”, „sprzecznych z katechizmem, sprzecznych z Konstytucją RP”, która - jak zaznaczył – chroni „tylko małżeństwo heteroseksualne, związek kobiety i mężczyzny”.
Organizator Marszu Bartosz Staszewski wniósł do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko wojewodzie, w którym domaga się przeprosin za te – jak podkreślił - obraźliwe i zniesławiające go w opinii publicznej słowa.
Sąd uznał, że słowa wojewody bezspornie mają negatywny wydźwięk.
Słowa „zboczenie”, „dewiacja” i „wynaturzenie” mają treść wybitnie ujemną niezależnie od wyznawanego światopoglądu czy też poglądów moralnych lub też ich braku
— powiedział sędzia Domaradzki.
Jednak zdaniem sądu nie oznacza to, że Czarnek powinien ponieść za nie odpowiedzialność karną. Jak tłumaczył sędzia, decyzja o „karaniu za słowa” jest przez sąd podejmowana w świetle norm wyższego rzędu jak wolność wypowiedzi wyrażonych m.in. w Konstytucji RP czy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
W ocenie sądu słowa Czarnka wypowiedziane zostały w ramach debaty publicznej dotyczącej organizacji w Lublinie Marszu Równości i zasadności zakazu jego organizacji, a w konsekwencji również w ramach debaty politycznej związanej ze zbliżającymi się wówczas wyborami samorządowymi. Uczestnikami tej debaty – zdaniem sądu - byli zarówno Czarnek jak i Staszewski.
Jak mówił sędzia, wobec osób podejmujących działalność publiczną należy „przyjąć zasadę grubej skóry”, co znaczy, że „ceną działalności publicznej politycznej jest również narażenie się na bardziej dolegliwą publiczną krytykę” ze strony ogółu społeczeństwa, dziennikarzy czy też oponentów politycznych.
Każdy uczestnik debaty publicznej musi wykazywać się większą tolerancją na krytykę, w tym krytykę niesprawiedliwą
— mówił sędzia Domaradzki.
Tzw. mowa nienawiści nie może stanowić knebla wolności słowa, który będzie krępował obywateli Rzeczpospolitej, w tym polityków, w głoszeniu własnych poglądów i ocen
— dodał.
W ocenie sądu wypowiedź Czarnka nie zawiera znamion czynu zabronionego i nie można jej uznać za występek zniesławienia.
Sąd (..)stoi na stanowisku, iż zniesławiające określenia, które zostały wypowiedziane w ramach debaty publicznej i dotyczące kwestii publicznej, nie mogą zostać uznane za występek zniesławienia
— powiedział sędzia.
Zdaniem sądu wypowiedź Czarnka jest oceną, a te „nie podlegają testowi prawdy”, natomiast wolność wypowiedzi w ramach debaty publicznej dotyczy wszystkich uczestników, także polityków. „To, że oskarżony jest politykiem, wojewodą, pracownikiem naukowym nie może mieć znaczenia dla oceny zakresu jego praw obywatelskich. (…) Każdy obywatel powinien się cieszyć takim samym zakresem prawa do wolności wypowiedzi.(…) Sąd bronić musi podstawowych praw i wolności obywateli niezależnie od osoby oskarżonego” – mówił sędzia.
W ocenie sądu wypowiedź wojewody dotyczy w istocie oceny praktyk homoseksualnych, które dla Czarnka są zboczeniem dewiacją i wynaturzeniem. Sędzia podkreślił, że homoseksualizm jest stale obecny w kulturze - przywoływał m.in. sceny ze Starego Testamentu, przyzwolenie na określone praktyki homoseksualne w starożytnej Grecji i Rzymie - i na przestrzeni wieków podlegał ocenie, która nie była jednolita.
Według sądu wypowiedź Czarnka to ocena, którą podziela część polskiego społeczeństwa i żądanie ukarania wojewody „jest przejawem woli zmiany ocen społecznych za pomocą przymusu państwowego”.
Sąd stoi na stanowisku, że prawo nie jest narzędziem zmiany stosunków społecznych i ocen moralnych. (…) Zakazanie krytyki określonych zjawisk społecznych czy postaw to nic innego, jak pozostawienie miejsca jedynie na milczenie oraz afirmację
— powiedział sędzia Domaradzki.
Jak tłumaczył, prawo do ochrony dobrego imienia nie może być prawem nieograniczonym. Podkreślił, że prawo do ochrony dobrego imienia stanowi granicę dla wolności wypowiedzi, ale w sytuacji, gdy „ingerencja w wykonywanie wolności wypowiedzi byłaby nadmierna, sąd musi być po stronie wolności wypowiedzi”.
Sędzia podkreślił, że orzeczenie sądu nie jest przyzwoleniem do popełniania innych przestępstw, „których źródłem są uprzedzenia co do orientacji seksualnej” i nie może być tak odbierane.
Jest tylko i wyłącznie gwarantem niezakłóconego wykonywania praw zagwarantowanych w Konstytucji RP i umowach międzynarodowych
— zaznaczył sędzia Domaradzki.
Pełnomocnik organizatora Marszu Równości mec. Bartosz Przeciechowski zapowiedział złożenie odwołania do Sądu Okręgowego.
Tam się kończy wolność, gdzie zaczyna się krzywda drugiej osoby. I teraz jest pytanie: gdzie jest ta granica? Sąd przesunął tu granice wolności wypowiedzi na niekorzyść ochrony osób ewentualnie skrzywdzonych takimi wypowiedziami, pomówionych o konkretne zachowanie, o konkretne działanie. To jest rolą sądu, żeby stawiać tę granicę. Rolą sądu drugiej instancji jest, żeby to weryfikować
— powiedział Przeciechowski.
Sąd uznał, iż słowa, które padły, nie są akceptowalne, że jest to treść wybitnie ujemna (…) aczkolwiek debata publiczna pozwala na to, aby treści niedopuszczalne wypowiadać w sytuacji, w której obie strony tej debaty są osobami publicznymi. Tak przyjął sąd. To jest do dyskusji
— dodał.
Staszewski złożył do sądu prywatny akt oskarżenia także przeciwko radnemu miejskiemu Lublina Tomaszowi Pitusze. Domaga się od niego przeprosin za wpis umieszczony na portalu społecznościowym mówiący, że Marsz Równości w Lublinie promuje homoseksualizm i pedofilię. Termin posiedzenia sądu w tej sprawie wyznaczono na 22 listopada.
Marsz Równości przeszedł ulicami Lublina 13 października. Wzięło w nim udział ok. 1,5 tys. osób. Marsz usiłowali blokować jego przeciwnicy, wielu z nich zachowywało się agresywnie. Policja użyła pałek, a także gazu łzawiącego i armatki wodnej, aby przerwać blokowanie marszu i ochronić jego uczestników. W stronę policjantów leciały kamienie, petardy, butelki. Ośmiu policjantów zostało niegroźnie rannych; nikt z uczestników marszu ani osób postronnych nie odniósł obrażeń. Policja zatrzymała w sumie 25 osób. 20 osób usłyszało zarzuty dotyczące m.in. czynnej napaści na policjanta, naruszenia nietykalności cielesnej, udziału w bójce, udział w zbiegowisku publicznym, rozboju.
wkt/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/420039-a-jednak-wojewoda-lubelski-nie-musi-przepraszac