Sprawa przewiezienia protestujących na teren Sejmu przez posłankę Joannę Schmidt była pretekstem do debat na temat bezpieczeństwa państwa. I słusznie. Obawiam się jednak, że przyczyny zachowania parlamentarzystki są znacznie bardziej prozaiczne niż twierdzi część komentatorów.
Natychmiast pojawiły się opinie, że totalna opozycja celowo chce zdestabilizować państwo, świadomie łamie procedury tworząc zagrożenie dla porządku publicznego. Rzeczywiście, w przewożeniu (w samochodowym bagażniku!) nieupoważnionych osób na teren Sejmu można i należy dopatrywać się sprowadzania niebezpieczeństwa na organy państwa. Ale jakoś nie wyobrażam sobie, że za przedsięwzięciem posłanki, której rozgłos przyniosła pewne sylwestrowa eskapada, stał jakiś głęboki zamysł. Ot, chciała, żeby było fajno. *Abo tak… Abo walczymy! No, także ten… *
Niestety obecna kadencja Sejmu obfituje w podobne przypadki - w paczki infantylnych osobników płci obojga, które posłowanie i protesty „w obronie demokracji” traktują jako biwak. Żeby się działo, żeby „im” pokazać (tylko co?), żeby nie pozwolić (na łamanie zasad demokracji/zawłaszczanie sądownictwa/wyprowadzanie Polskie z UE – niepotrzebne skreślić). Stąd te wszystkie zabawy w partyzantkę, przewożenie ludzi w bagażnikach, nocowanie na sali sejmowej, etc., etc. Oni nawet z wyjścia na flaszkę potrafią zrobić event polityczny – w końcu to PiS-owcy mieli wynosić wódę w siatach (czy jakoś tak)…
Można to traktować jako mało zabawny kabaret (czyli jak 90 proc. z tych emitowanych w tv). Tyle że to my bulimy za ten cyrk. I kto tu jest jełopem?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/404830-aktywisci-w-bagazniku-czyli-gowniarze-bawia-sie-w-biwak