Prawdopodobnie na najbliższym posiedzeniu Sejmu, w cieniu gorących dyskusji o sądownictwie i zmianach w Sądzie Najwyższym, zostanie przedyskutowana (a zapewne i zmieniona) ordynacja w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie ma co kryć, proponowane przez polityków Prawa i Sprawiedliwości zmiany wzmocnią pozycję najsilniejszych ugrupowań i niejako wymuszą dominację dwóch bloków: prawdopodobnie opartych na PiS i PO.
To oczywiście tylko wybory do PE, ale problem jest głębszy i przy okazji istotnej korekty przy prawie wyborczym wypadałoby sensownie i szeroko przedyskutować, czy kierunek, w którym zmierzamy, a więc system dwupartyjny (dwublokowy) to najlepsze, co może spotkać polską demokrację. Przed proponowanymi zmianami przestrzegają publicyści Klubu Jagiellońskiego, jednej z najbardziej przydatnych instytucji dla jakości naszej debaty publicznej:
Zmiana ordynacji to krok w stronę zabetonowania polskiej sceny partyjnej i istotny impuls w stronę stworzenia systemu opartego jedynie o dwa bloki wyborcze. W praktyce oznacza próbę umocnienia pozycji politycznej inicjatorów poprzez manipulację systemem partyjnym za pośrednictwem ordynacji
— czytamy w petycji do liderów Zjednoczonej Prawicy, którą można podpisać na stronach Klubu.
Nie lekceważyłbym tego rozumowania. To naprawdę wychodzące z propaństwowych pozycji przestrogi, za którymi stoi troska sięgająca dalej niż najbliższe wybory i horyzont walki o stołki w roku 2019. Piotr Trudnowski przekonuje w swoim artykule, że wymuszenie współpracy w ramach dwóch bloków koalicyjnych (do tego sprowadzają się efekty zmian w ordynacji) może spowodować jeszcze większą niechęć sporej części Polaków (zwolenników mniejszych partii lub zniechęconych już dziś naszą polityką) do udziału w wyborach.
Ich zaufanie do systemu reprezentacji, polskiej demokracji i układu partyjnego osłabnie
— czytamy.
Nie jestem jednak przekonany, że zastrzeżenia Klubu Jagiellońskiego są w stu procentach zasadne. „Zabetonowanie” sceny politycznej równocześnie oznacza pewną jej stabilizację, a także przewidywalność. W perspektywie rosnących w wielu krajach ruchów, które mają na celu wywrócenie dotychczasowego stolika i dryf w kierunku naprawdę zastanawiających, jeśli nie wprost niebezpiecznych sojuszy, to całkiem rozsądna propozycja.
Poza tym jest też istotny argument opierający się o przekonania Polaków. Od dobrej dekady słyszymy - często słuszne, mądre i przenikliwe - utyskiwania na klincz w walce Platformy z PiS. Postuluje się, że przydałaby się trzecia siła, która rozbiłaby ten skostniały układ, argumentacja bierze pod uwagę ciekawe postulaty i rozsądne przesłanki, pojawiają się nawet ruchy czy ugrupowania, które mają ambicję wbić klin w ten duopol. Problem polega na tym, że Polacy nie chcą tego rozbicia. I wyniki wyborów, i sondaże wskazują, że to PiS i PO rozdają karty, jeśli chodzi o zaufanie Polaków, i szybko się to nie zmieni.
Oczywiście wraca tutaj dyskusja, którą można sprowadzić do pytania: co było pierwsze, jajko czy kura. Nie bez racji słyszymy, że to taki, a nie inny system wyborczy, sposób dofinansowania partii czy rozrost struktur w lokalnych układach polityczno-personalnych niejako wymuszają tak silną pozycję PiS i PO. Ale i realne emocje i odczucia Polaków wpisują się w to rozdanie. Nie jest tak, że zły system wymusza na naszych rodakach takie, a nie inne wybory. Nie raz i nie dwa mogliśmy pokazać czerwoną kartkę ludziom PO i PiS, a tak się nie stało.
I dlatego tak niejednoznaczna jest dyskusja co do kierunku zmian w ordynacji przy wyborach do PE - wyborach najmniej istotnych, ale jednak w pewnej mierze będących wyznacznikiem politycznych preferencji Polaków. W całej dyskusji widzę istotną rolę dla pana prezydenta. Jeśli już ma dojść do referendum konsultacyjnego w sprawie zmian w konstytucji, a także po prostu korekt ustroju naszego państwa, wypadałoby zapytać Polaków, czy są za systemem dwupartyjnym (dwublokowym). Odpowiedzi mogą okazać się zaskakujące, ale na pewno dałyby do myślenia naszym elitom politycznym. Podobnie jak namawiałbym głowę państwa do bardziej otwartego pytania o system prezydencki/kanclerski, a nie jedynie delikatne sondowanie co do wzmocnienia kompetencji prezydenta w sprawach polityki zagranicznej i obronności.
Sam nie mam jednoznacznych ocen sytuacji, w której naszej demokracji zainstalowalibyśmy system dwupartyjny/dwublokowy, zwłaszcza że i dziś jest blisko takiego kształtu naszej sceny politycznej. Niemniej jednak to często z kręgów Kukiz‘15, PSL czy innych mniejszych - nawet pozaparlamentarnych ugrupowań - płynie głos rozsądku, wyrażający sporą część ocen opinii publicznej, który później biorą pod uwagę hegemoni spod znaku PiS czy PO. Próba wycięcia mniejszych ruchów niesie ze sobą plusy, ale i szereg minusów. Trzeba je w miarę spokojnie omówić.
Ponad pół roku temu pisałem o propozycjach zmian w ordynacji wyborczej, jakie są analizowane w Prawie i Sprawiedliwości. Zwracałem wówczas uwagę, że istotą pomysłów, którym bliscy są politycy PiS jest system liczenia głosów i rozkładu mandatów, który wycinałby z poważnej gry wszystkie ugrupowania poniżej 15 procent poparcia. Wygląda na to, że miałem rację i wracamy do tamtych pomysłów. Zanim je zainstalujemy, wypadałoby przedyskutować wszelkie za i przeciw. To zbyt duża i ważna zmiana, by była wprowadzana w ciągu kilku dni czy kilku godzin głosowań w parlamencie. Nawet jeśli beneficjentami tego stanu rzeczy byłoby 2/3 obecnego stanu polskiego parlamentu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/401919-potrzeba-dyskusji-czy-mamy-zmierzac-do-systemu-dwublokowego