Ustawa [o IPN - przyp. wPolityce.pl] to jest tylko pretekst, który nieszczęśliwie pojawił się w złym momencie i zupełnie niepotrzebnie. Spór wynika raczej z tego, że wpływowe środowiska żydowskie lobbingowe np. AIPAC (American Israeli Public Affairs Committee), American Jewish Comittee, B’nai B’rith etc. wydają się subtelnie inspirować naciski na Polskę, żeby wypłaciła roszczenia i zwróciła mienie ofiarom Holocaustu
— znawca prawa międzynarodowego, amerykanista z Uczelni Łazarskiego prof. Artur Wróblewski.
wPolityce.pl: Prezydent Donald Trump podpisał ustawę 447. Panie profesorze, czy ustawa 447 jest niebezpieczna dla Polski?
Prof. Artur W. Wróblewski, amerykanista, Uniwersytet Łazarskiego w Warszawie: Jest bardzo niebezpieczna, ponieważ może stanowić początek pewnej procedury. Ustawa 447 jest niezbędnym elementem pewnej układanki. Jest pierwszym krokiem, żeby, być może, wszcząć dalsze działania przeciwko Polsce. Mamy ustawę 447, ale przypomnę, że jest efektem tego, że już 27 lutego 2017 r. przyjęto prawie identyczny - do tego senackiego projektu z grudnia - projekt ustawy w Izbie Reprezentantów. Mam na myśli akt nr 1226.
Który pojawił się już przed rokiem.
Nie wiązał się on wtedy z nowelizacją ustawy o IPN ani z Pomnikiem Katyńskim, bo okoliczności te zaistniały później. To pokazuje, że mamy do czynienia z pewnym przemyślanym planem , który zaczął się już dawno temu i dotyczy wszystkich sygnatariuszy Deklaracji Terezińskiej z 2009 roku. 12 grudnia 2017 r. pojawił się projekt ustawy 447 przyjęty w Senacie, 24 kwietnia zaś został on przyjęty ostatecznie ostatecznie przez aklamację w Izbie Reprezentantów. Ktoś od dawna zabiegał, żeby przyjąć takie prawo, chociaż gwoli ścisłości zabiegi środowisk żydowskich w celu uzyskania rekompensat dla ofiar holokaustu zaczęły się już na konferencji waszyngtońskiej w 1998 roku.
Jakie rozwiązania prawne zawiera ustawa 447?
Wskazuje, żeby Departament Stanu USA przyjął raport pokazujący jak Polska i inne kraje wymienione w Deklaracji Terezińskiej wywiązują się z realizacji postulatów na rzecz odszkodowań i restytucji majątków ofiar Holocaustu. Deklaracja Terezińska zobowiązywała 46 wymienione w nim kraje, w tym Polskę do uregulowania spraw majątkowych z ofiarami Holocaustu. Przypomnijmy, że w Terezinie powstał European Shoah Legacy Institute, który 24 kwietnia 2017 opublikował raport „Holocaust Immovable Property Restitution Study” podobny do tego, który karze przygotować ustawa 447. Ustawa 447 obliguje Departamentowi Stanu USA do przedstawienia raportu w ciągu 8 miesięcy. Raport będzie w pewnym sensie powtórzeniem dokumentu z Czech. Być może dokument ten stanie się kluczowym elementem w operacji grillowania i naciskania na Polski.
Dlaczego pan tak sądzi?
Na podstawie precedensów. W 1995 r. wpływowa organizacja lobbingowa World Jewish Congres, czyli Światowy Kongres Żydów złożył w sądzie na Brooklynie powództwo zbiorowe (class lawsuit) konsolidujące sprawy obywateli USA żydowskiego pochodzenia przeciwko bankom szwajcarskim.
O co poszło?
Światowy Kongres Żydów oskarżył banki szwajcarskie o kradzież depozytów złożonych przez Żydów, ofiary Holocaustu. Wystąpił on w imieniu ofiar i w imieniu ocalałych i domagał się od banków pieniędzy. Banki i rząd szwajcarski odpierały zarzuty i nie chciały płacić odszkodowań. Pewnie sprawa zakończyłaby się niepowodzeniem, gdyby Światowemu Kongresowi Żydów i środowiskom żydowskim nie przyszedł w sukurs rząd amerykański. Rząd USA podobnie jak w sprawie ustawy 447 stał się zatem częścią tej historii. Sprawa trafiła do specjalnej komisji ds. banków w Izbie Reprezentantów, którą prowadził kongresmen z Nowego Jorku Alfonse D’amato. Podczas przesłuchań w komisji banki przedstawiały swoje stanowiska, a organizacje żydowskie swoje. Włączył się w sprawę również przedstawiciel rządu amerykańskiego za czasów prezydenta Clintona, podsekretarz ds. handlu Stuart Eizenstat. Kiedy w sprawę zaaangażowała się administracja amerykańska i pojawiły się naciski i groźby, rząd szwajcarski i banki zmieniły swoje stanowisko. Zorganizowano komisję kierowaną przez Paula Volckera, byłego szefa Rezerw Federalnych, która przeprowadziła audyt w bankach szwajcarskich i opublikowała raport.
Sprawa nabrała kolorów między innymi dzięki zeznaniom strażnika bankowego, który uciekł do Izraela i twierdził, że widział niszczenie dokumentów o depozytach. Kluczową rolę w naciskach środowisk żydowskich z bankami szwajcarskimi odegrał Stuart Eizenstat podsekretarz handlu i stanu w administracji Billa Clintona. W 2000 r. między bankami szwajcarskimi a Światowym Kongresem Żydów zawarto ugodę. Banki wypłaciły w sumie 1, 25 miliarda dolarów organizacjom holocaustowym. Pieniądze trafiły do pół miliona osób.
Czym teraz zajmuje się Stuart Eizenstat?
Zanim odpowiem na to pytanie, należy nakreślić pewien kontekst. W informacji prasowej Onetu o notatce z polskiej ambasady w Waszyngtonie z 20 lutego 2018 r., która mówi o spotkaniu dyplomatów polskich z wysokimi przedstawicielami rządu amerykańskiego możemy przeczytać, że grożono Polsce sankcjami, takimi jak wygaszenie wspólnych projektów woskowych i zamrożenie kontaktów na najwyższym szczeblu, jeżeli nie wycofamy się z nowelizacji ustawy o IPN i nie uporządkujemy innych rzeczy. Pod terminem „innych rzeczy” należy zapewne rozumieć załatwieniem roszczeń żydowskich.
Stronę amerykańską na spotkaniu reprezentowała doradczyni wiceprezydenta Mike’a Pence’a Molly Montgomery, szef Departamentu ds. Europy i Eurazji Wess Mitchell, który tak naprawdę kreuje amerykańską politykę wobec Europy i Azji oraz Thomas K. Yazdgerdi, dyrektor Biura ds. Holocaustu w Departamencie Stanu. Warto pamiętać, że pan Yazdgerdi pracuje w tym samym budynku co Wess Mitchell. W Departamencie Stanu jest jeszcze jedno podobne biuro do kierowanego przez pana Yazgerdi – Biuro do Spraw Monitorowania i Zwalczania Antysemityzmu. Obecnie jest tam wakat, wcześniej kierowała nim pani Hannah Rosenthal.
I tutaj pojawia się ciekawostka - na stronie Departamentu Stanu można znaleźć informację, że doradcą Thomasa Yazdgerdi jest Stuart Eizenstat, czyli ten sam pan, który w latach 90. jako wysoki urzędnik w administracji rządowej pomógł wywrzeć skuteczny nacisk na Szwajcarów. Obecnie Eizenstat jest współwłaścicielem prominentnej w Waszyngtonie kancelarii prawnej oraz członkiem wpływowej organizacji lobbingowej, która w przeszłości pomagała na przykład premierowi Ehudowi Barackowi stworzyć koalicję rządową w Izraelu. Te związki personalne są wyraźne i nie wydają się pojawiać przypadkowo w kotekście zamieszania wokół naszego kraju, co źle wróży Polsce. Ktoś zmotywował Thomasa Yazgerdi, żeby poszedł na spotkanie z urzędnikami naszej ambasady w Waszyngtonie wywierać presję. Nie zdziwiłbym się gdyby okazało się w przyszłości, że kancelaria Stuarta Eizenstata zajmie się sprawami roszczeń i restytucji na podstawie ustawy 447.
Do czego środowiskom roszczeniowym jest potrzebna ustawa 447?
Krótko mówiąc, ustawa jest potrzebna, bo zleca raport, a raport jest potrzebny, żeby trafił do komisji kongresu. Innymi słowy, ustawa jest potrzebna bo zleca przygotowanie za 8 miesięcy raportu przez Departament Stanu w sprawie wywiązywania się przez Polskę i inne kraje ze spraw zwrotu majątkowych i wypłaty pieniędzy. Raport będzie zapewne negatywny dla Polski i trafi do Kongresu, wiemy już bowiem że środowiska te krytykują projekt wielkiej ustawy reprywatyzacyjnej z jesieni zeszłego roku przygotowany przez Patryka Jaki, który proponuje zwracać odszkodowania tylko do wartości 20% i tylko obywatelom polskim- kiedyś lub teraz. Prawdopodobnie trafi do komisji spraw zagranicznych albo do komisji finansów. I tutaj mamy początek tego co zrobiono w sprawie szwajcarskiej. Tam zacznie się dokładnie to, co zaczęło się w komisji do spraw banków przeciwko Szwajcarii w 1995 r. Odbędą się wysłuchania świadków i grillowanie Polski. Rząd amerykański w ten sposób stanie się stroną w sprawie i powtórzy się sytuacja ze Szwajcarią. Będziemy mieli do czynienia z grożeniem Polsce bojkotem, sankcjami i szantażem, że nie otrzymamy np. amerykańskiego sprzętu w ramach systemu „Homar” albo Amerykanie nie sprzedadzą nam Patriotów w najnowszej wersji.
Po co jest potrzebny kolejny raport Departamentu Stanu, skoro jest już raport z Czech?
Żeby trafił do komisji w Kongresie i żeby zaczęła się formalna procedura w sprawie zadośćuczynienia organizacjom holokaustowym. Środowiskom żydowskim zależy też na tym, aby Polska zwróciła również tzw. mienie bezspadkowe, co bez pomocy i nacisków rządu amerykańskiego byłoby bardzo trudne, bo jeśli nie ma spadkobierców to zasady prawa od czasów rzymskich karzą przekazywać majątek na rzecz skarbu państwa. Powtórzy się zatem mniej więcej scenariusz ze sprawy szwajcarskiej. Co ciekawe, wtedy i teraz przewija się w tle postać pana Stuarta Eizenstata. Być może jest on zainteresowany tą sprawą z uwagi na możliwość obsługi prawnej , jest on wszak wspólnikiem w dużej kancelarii adwokackiej. Kiedy Szwajcarzy zaczęli wypłacać pieniądze organizacjom żydowskim i ofiarom Holocaustu, robiono to przez specjalny fundusz.
Dzięki któremu wzbogacili się ludzie, które ofiarami Holocaustu nie były. Doszło do nadużyć finansowych.
Niektóre osoby zarobiły dobre pieniądze na obsłudze środków od Szwajcarów. Nic się nie dzieje bez powodu, ktoś zarobił wówczas, może więc chcieć zarobić i teraz na obsłudze roszczeń.
Pamiętajmy, że to nie jest jedyny precedens, który powinien być przez nas traktowany jako ostrzeżenie. W 1998 r. działała międzynarodowa komisja Lawrence’a Eagelburgera, który pełnił funkcję sekretarza stanu za prezydentury George’a Busha seniora. Komisja Eagelburgera zajmowała się sprawami polis ubezpieczeniowych z czasów Holocaustu. Środowiska żydowskie poprzez komisję kierowaną przez Eagleburgera, czyli wpływową postać w Waszyngtonie, zaczęły prowadzić badanie, zmierzające do ustalenia, czy wielkie firmy ubezpieczeniowe wywiązały się ze swoich zobowiazań wobec ubezpieczonych i ich spadkobierców z czasów Holocaustu. W wyniku prac komisji doszło do wymuszenia na firmach ubezpieczeniowych wypłaty milionów dolarów. Z całą pewnością gdyby nie autorytet rządu amerykańskiego, środowiska żydowskie, które inspirowały działania administracji amerykańskiej, nie wygrałyby tej batalii. Tylko dzięki zaangażowaniu rządu doszło do wypłacenia pieniędzy.
Teraz mamy do czynienia z podobną sytuacją.
Być może chodzi o to żeby przy pomocy presji, nacisków, może szantażu wymusić na Polsce wypłatę pieniędzy, których organizacje żydowskie się domagają.
Dlaczego właśnie teraz pojawiła się sprawa roszczeń?
Właśnie dlatego, ze mamy bardzo dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi pojawiła się teraz ustawa 447. Wcześniej USA nie miały jak wpływać na Polskę ani na nas naciskać. Nasze powiązania polityczne, gospodarcze i wojskowe z USA były słabe. W latach 90. dopiero staraliśmy się o wejście do NATO. Nie było armii USA na terenie Polski. Nie mieliśmy sprzętu amerykańskiego. Wymiana handlowa była nikła, teraz też nie jest imponująca chociaż to już około 12 miliardów dolarów w tym zakup ropy i gazu LNG, na którym nam zależy w ramach dywersyfikacji źródeł energii. Teraz współpracujemy blisko z USA i zależy nam na dalszej współpracy, więc jest sposób, żeby skutecznie naciskać na Polskę. Byłoby tragedią gdyby nasze znakomite relacje z USA stały się zakładnikiem spraw holocaustowych. Jest jednak teraz straszak – nie damy wam Patriotów, wycofamy wojska amerykańskie, ograniczymy współpracę surowcową etc.. W latach 90. nie było właściwie Polski czym straszyć i jak naciskać.
Drugi aspekt jest taki, że jesteśmy bogatsi, że w Polsce poprawiła się sytuacja ekonomiczna. Jest z czego płacić teraz. Należy ubolewać, że prezydent Aleksander Kwaśniewski w latach 90. nie podpisał ustawy reprywatyzacyjnej. Wtedy łatwiej można było załatwić sprawę ku obopólnemu zadowoleniu. Środowiska holocaustowe mają teraz dobrą sytuację psychologicznie, żeby naciskać na Polskę.
Oczywiście te sugestie to pewne przypuszczenia i hipotezy, ale poparte faktami, a po drugie – przy działaniach przeciwko Polsce pojawiają się te same nazwiska, które pojawiły się przy naciskach na Szwajcarię. Wówczas działał Stuart Eizenstat, który teraz doradza Thomasowi Yazdgerdi , który pojawił się w notatce ze spotkania 20 lutego. Być może to nie jest przypadek, koło się zamyka.
Pomnik Katyński w Jersey City zostaje na swoim miejscu przynajmniej do 29 maja, kiedy ma zapaść decyzja sądu. Czy polska dyplomacja jest w stanie podjąć skuteczne działania w sprawie Pomnika Katyńskiego? Decyzję podejmuje urzędnik samorządowy, a nie przedstawiciel administracji państwowej.
Amerykański rząd nie może zbyt wiele zrobić w sprawie decyzji burmistrza, ponieważ w obowiązującym w USA porządku prawnym istnieje ścisły podział kompetencji. Kompetencje, tak jak w Polsce są dzielone między poszczególne władze. W USA są dzielone pomiędzy władze lokalne, stanowe i rząd federalny. Między innymi wokół tej kwestii toczyła się debata o kształt ustawy zasadniczej między federalistami i antyfederalistami w 18 wieku. Spierali się zwolennicy silnej centralnej władzy z wieloma kompetencjami i przeciwnicy takiego rozwiązania. Przyjęto, że część kompetencji będzie posiadał rząd federalny natomiast wszystkie inne kompetencje nie delegowane w art. 1 i 2 Konstytucji, stanowiącym o uprawnieniach Kongresu i prezydenta, będą przynależeć stanom, o czym mówi 10 poprawka do konstytucji. Stany przekazują władzę niżej, do polityków lokalnych, m.in. do burmistrzów. Podział kompetencji jest określony i prezydent USA nie może rozkazywać burmistrzowi jaki ma stawiać pomnik ani jaki chodnik budować.
Można wpływać na urzędników, bo korzystają z funduszy federalnych.
Można uzależnić ich przekazanie od tego, czy urzędnicy będą współpracować z rządem w Waszyngtonie. Np. Burmistrz Jersey City Steven Fulop korzysta z federalnych pieniędzy w lokalnym programie reintegracji więźniów do społeczeństwa. Jednak trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś, poza sądami, interweniował w sprawie pomnika na obecnym etapie. Rząd polski powinien jednak zrobić wszystko, żeby doszło do interwencji na najwyższym szczeblu politycznym, żeby pokazać, że działania przeciw Polsce mogą okazać się kosztowne politycznie. Pamiętajmy, że Fulop który wygrał wybory w listopadzie 2017 jest przede wszystkim politykiem i już zaczęli go krytykować jego przeciwnicy polityczni, a zapewne będzie kandydować w przyszłości na gubernatora lub kongresmena. Decyzja Stevena Fulopa w sprawie usunięcia pomnika nie wydaje się być przypadkowa. Została podjęta z premedytacją i złośliwie. Bardziej chodzi o usunięcie pomnika, niż o budowę parku w tym miejscu.
Z czego może wynikać taka decyzja? Czy to odpowiedź na nowelizację ustawy o IPN?
Wiemy z czego ona wynika, ponieważ Steven Fulop w pewnym sensie odkrył swoje intencje, co mnie trochę dziwi. Napisał tweety, w których stwierdził, że nie będzie rozmawiał z marszałkiem Karczewskim, ponieważ jest to biały nacjonalista i negacjonista Holocaustu oraz stwierdził, że nie będzie w sprawie pomnika dialogował z ludźmi, którzy piszą historię holokaustu na nowo. Pisząc te słowa pokazał zacietrzewienie, złośliwość i zaskakująco dużą orientację w sprawach polskich, jak na burmistrza małego amerykańskiego miasta.
Burmistrz mija się z prawdą.
Nigdy nie słyszałem, żeby marszałek Karczewski negował Holocaust, jest to wszak przypisanie marszałkowi kłamstwa oświęcimskiego co jest zagrożone w Polsce i innych krajach karą więzienia. Przypomnę, że za negowanie holokaustu brytyjski historyk prof. David Irving został skazany przez sąd w Wiedniu na karę więzienia w 2006 roku. Były prezydent Iranu Ahmadineżad to też negacjonista. Zaś nacjonalizm można łatwo przypisać każdemu. Oskarżenia pokazują, że pan Fulop kieruje się emocjonalnym stosunkiem do sprawy. Pan Fulop, potomek Żydów z Rumunii, podejmując decyzję o Pomniku Katyńskim chciał się odegrać na narodzie polskim za ustawę o IPN, bo przecież napisał wyraźnie na Twitterze, że Polacy piszą historię na nowo. Mija się też z prawdą mówiąc, że pomnik miał stać w innym miejscu, W istocie na mocy rozporządzenia Rady Miasta z 1986 miał stanąć gdzie indziej, ale 12 kwietnia 1989 r. przyjęto nowe rozporządzenie rady miejskiej, które ostatecznie określiło obecną lokalizację. Pan Fulop próbuje manipulować sytuacją i sam się teraz zagmatwał w pozew sądowy przeciwko swojej decyzji. Wiemy już, że okręgowy sąd federalny w Newark zabronił dotykania pomnika do 29 maja wydając tzw. temporary restraining order, czyli decyzję nakazującą powstrzymanie przenosin monumentu.
Dlaczego sprawę usunięcia Pomnika Katyńskiego burmistrz Jersey City połączył z Holocaustem?
Pan Steven Fulop jest potomkiem Żydów z Europy Środkowo-Wschodniej. Jeżeli popatrzymy na listę donatorów kampanii wyborczej pana burmistrza, wśród darczyńców znajdziemy Alexa Sorosa, syna miliardera George’a Sorosa, Żyda z Węgier, czy też Donalda Katza, pisarza i właściciela firmy Audible. George Soros jest przeciwnikiem Trumpa i aktywnym patronem żydowskich środowisk lobbingowych i opiniotwórczych w Europie i na świecie, z którym walczy teraz premier Orban na Węgrzech.
Pan Don Katz jest nie tylko biznesmenem i sponsorem Fulopa.
Oczywiście, że nie. Jest aktywnym działaczem organizacji żydowskich. Napisał kiedyś głośną książkę- sagę o rodzinie żydowskiej, uczestniczy w różnych żydowskich świętach i imprezach w Nowym Jorku i New Jersey.
Można przyjąć, że burmistrz Fulop nie działa sam?
Być może jest narzędziem środowiska, które jest obecnie w sporze z Polską, chociaż to jest tylko pewna hipoteza.
Czy ten spór wynika wyłącznie z nowelizacji ustawy o IPN?
Ustawa to jest tylko pretekst, który nieszczęśliwie pojawił się w złym momencie i zupełnie niepotrzebnie. Spór wynika raczej z tego, że wpływowe środowiska żydowskie lobbingowe np. AIPAC (American Israeli Public Affairs Committee), American Jewish Comittee, B’nai B’rith etc. wydają się subtelnie inspirować naciski na Polskę, żeby wypłaciła roszczenia i zwróciła mienie ofiarom Holocaustu. Nawet Chabad-Lubawicz organizacja kojarzona z religijnymi konserwatywnymi, ortodoksyjnymi Żydami, którzy spędzają czas na modlitwach ma wielkie wpływy teraz w Waszyngtonie. Zięć prezydenta Trumpa Jared Kushner jest związany z Chabad-Lubawicz. Lepszego przełożenia na Biały Dom w Stanach Zjednoczonych nie można mieć niż na córkę i zięcia prezydenta USA.
Pamiętajmy też, że w USA zawsze istniał antypolonizm z „polish jokes” i stereotyp Polaka anytsemity. Dr Danusa Goska napisała o tym głośną książkę pt. „Biegański Stereotyp Polaka bydlaka w stosunkach polsko-żydowskich i amerykańskiej kulturze popularnej” i zdiagnozowała dobrze ten problem. Stan Kowalski ze sztuki Tennesssee Williams’a to też niemiła postać. Nie lubili też Polaków nigdy lewicowcy np. z Hollywood co opisuje książka Mieczysława Biskupskiego pt. „Hollywood’s War with Poland, 1939-1945”. Ten negatywny obraz się jednak na szczęście zmienia teraz.
Proizraelski jest też prezydent Donald Trump.
Dowodem tego jest chociażby przeniesienie ambasady USA do Jerozolimy, które nastąpi teraz w maju. Wielu osób z kręgu prezydenta Stanów Zjednoczonych ma silne, proizraelskie poglądy. Wess Mitchell szef Departamentu ds. Europy i Eurazji w Departamencie Stanu i inni doradcy Trumpa są związani z ewangelikalnymi chrześcijanami.
Można ich również określić mianem chrześcijańskich syjonistów.
Tak. Do tej grupy można zaliczyć chyba również Mike’a Pompeo, byłego szefa CIA i obecnego sekretarza stanu. Jako kongresmen z Kansas prowadził zajęcia w niedzielnych szkółkach religijnych dla dzieci. Pastorem Trumpa jest Robert Jeffress z kościoła baptystów w Dallas. Ci ludzie wierzą, że trzeba popierać państwo Izrael i Żydów, ponieważ literalnie interpretują Stary Testament, gdzie jest napisane, że kto sprzyja ludowi Izraela, ten jest drogi sercu Pana Boga. Uważają, że trzeba pomagać Izraelowi, bo to powinność zlecona przez świętą księgę. Innym człowiekiem, który tak interpretuje Biblię jest bliski Trumpowi John Hagee, pastor z San Antonio w Teksasie i lider organizacji Christians United for Israel. Kiedyś w 19 wieku takie poglądy wyznawał George Bush – z rodziny Bushów, która wydała dwóch prezydentów w 20 wieku.
I tu dochodzimy do ustawy 447, którą właśnie podpisał prezydent Donald Trump.
Sprawa powoływania się na zmienioną ustawę o IPN jest jedynie pretekstem dla tych środowisk, żeby pokazać – patrzcie, Polacy manipulują historią i są negacjonistami Holokaustu. Zresztą Polska sama tą ustawą dała prezent i podłożyła się.
Warto postawić pytanie, czy ustawa 447 jest, jak bagatelizował to pan premier Gowin, niegroźną deklaracją Kongresu, czy jak sugerował minister Jacek Czaputowicz aktem dyskryminującym pewne grupy.
Szef polskiej dyplomacji zwrócił uwagę, że uprzywilejowuje ona jedną grupę ofiar – Żydów amerykańskich nad innymi ofiarami wojny – Polakami, Węgrami etc. Oni też byli przecież mordowani przez Niemców, też uciekali po wojnie z Europy, ich majątki też zostały znacjonalizowane, i też zamieszkali w USA. Ustawa 447 milczy na ich temat, broni tylko interesów ofiar Shoah - Żydów obywateli USA, reprezentowanych przez organizacje holocaustowe.
Właśnie ten aspekt mogą podnieść prawnicy amerykańscy, że ustawa ta narusza zakaz dyskryminacji na podstawie V i XIV poprawki do konstytucji USA, gwarantując wszystkim równe traktowanie (equal protection). Poza tym przyjmując tę ustawę Kongres wydaje się, że wykroczył poza swoje kompetencje określone enumeratywnie w artykule 1 konstytucji i nie określił jasno podstawy prawnej dla tego aktu prawnego, czego wymaga wprost reguła XII (rule XII) regulaminu Izby Reprezentanów – kongres wszak nie może zajmować się wszystkim co popadnie i może tylko przyjmować prawo w ściśle określonych ramach.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/394046-nasz-wywiad-prof-wroblewski-ustawa-447-jest-pierwszym-krokiem-zeby-wszczac-dalsze-dzialania-przeciwko-polsce