Znamienną ciekawostkę wydrukowała „Komsomolska Prawda”. Rzecz dotyczy wschodniobiałoruskiej wioski Chatyń, której całą ludność, łącznie z małymi dziećmi, wymordowali w 1943 roku Niemcy. Na Białorusi okupacja była szczególnie okrutna, i takich wyrżniętych w pień wsi były tam setki, jeśli nie tysiące. Chatyń ze swymi nędznymi 149 ofiarami na tym straszliwym tle nie wyróżniał się niczym, poza nazwą, bardzo podobną (zwłaszcza w angielskiej transkrypcji – „Khatyn” i „Katyn”) do Katynia. I dlatego został wybrany na symbol faszystowskiego terroru. Zwożono tam zachodnich turystów, po całym świecie rozpowszechniano materiały propagandowe. Nieszczęsne chatyńskie ofiary zbrodniarzy z III Rzeszy po męczeńskiej śmierci posłużyły radzieckiej propagandzie do wprowadzania w odbiór sprawy katyńskiej przez ludzi Zachodu dodatkowego zamieszania.
Działało to mniej więcej tak: „A co z Katyniem, słyszeliśmy że miała tam miejsce straszna zbrodnia?” „Ach, Chatyń, tak to prawda, ci Niemcy to bandyci, oto, proszę, broszurka opisująca tę straszną zbrodnię”. Angielska lady milknie zdetonowana, i myśli: może rzeczywiście coś pomyliłam…
Otóż „Komsomolskaja Prawda” drukuje fragmenty wspomnień Jurija Iwanowa – radzieckiego fotografika, który jako pracownik Agencji „Nowosti” zajmował się Chatyniem. I fotografował m.in. proces Grigorija Wasiury. Wasiura, niegdyś radziecki oficer, który po wpadnięciu do niemieckiej niewoli przeszedł na stronę wroga, w ‘43 roku służył w 118 batalionie policji pomocniczej, złożonym z Niemców, Ukraińców i Rosjan, w którym był szefem sztabu. To ta jednostka (wchodząca w skład zgrupowania Oskara Dirlewangera, który później dokonał rzezi warszawskiej Woli) wymordowała cywilną ludność Chatynia, a Wasiura (oczywiście nie tylko on) wydawał rozkazy w trakcie tej zbrodni. Za co został w 1985 roku w ZSRR skazany na śmierć i rozstrzelany.
Iwanow fotografował proces Wasiury, i, według jego słów, wyszedł mu z tego wzbudzający powszechne uznanie fotoreportaż. Tak w każdym razie uznano w Agencji „Nowosti”. Szef redakcji fotograficznej zaproponował wręcz, żeby jego zdjęcia wysłać na najważniejszą światową wystawę, World Press Photo. Iwanow, jak sam pisze, był w siódmym niebie. Ale kazano mu zgłosić się z tą sprawą do sekretarza od propagandy w KC Komunistycznej Partii Białorusi, Sawielija Pawłowa. A Pawłow kategorycznie zdecydował: nie. Dlaczego? „Ty co, chcesz naruszyć całą koncepcję Muzeum Wielkiej Wojny Ojczyźnianej?” – spytał retorycznie fotografa. „Chatyń spalili Niemcy, a nie… ktoś inny”.
I tak Jurij Iwanow nie zrobił światowej kariery. A my możemy zastanowić się, czy Pawłow, z racji funkcji będący przecież jednym z głównych „operatorów” sprawy Chatynia, i zdający sobie świetnie sprawę z podwójnej roli, jaką odgrywała ona w radzieckiej propagandzie, podjął taką decyzję tylko dlatego, żeby nie przypominać światu o istnieniu radzieckich zdrajców? Czy może również dlatego, żeby nie wprowadzać niepotrzebnych zakłóceń do skojarzeniowego programu pt. Chatyń splecony z Katyniem? Mógł przecież pomyśleć: „Bo tyle pracy wkładamy, towarzysze, w to, żeby wszyscy uznali, że Katyń zrobili Niemcy. I zarazem, na drugim planie – żeby się na Zachodzie ten Katyń mylił z Chatyniem. No to jak teraz tam usłyszą, że w Chatyniu, co to oni mają go uważać za Katyń, mordowali nie Niemcy, tylko ludzie radzieccy, nawet nie radzieccy Rosjanie, tylko radzieccy zdrajcy, to już zupełnie nie wiadomo, co się w ich głowach porobi, i całą naszą ciężką robotę diabli, towarzysze, wezmą”.
Myślę, że mogło tak być…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/387378-chatyn-i-katyn-czyli-dlaczego-pewien-radziecki-fotograf-nie-zrobil-swiatowej-kariery