Rzucony przez prof. Andrzeja Zybertowicza pomysł stworzenia „Maszyny Bezpieczeństwa Narracyjnego” wywołał wiele zamieszania. Jedni szukali w tym pomyśle inspiracji na skuteczniejszą koordynację działań wokół troski o wizerunek Polski (głównie za granicą), inni kpili z komiksowej nazwy, jaką zaproponował doradca prezydenta. Większość tych ostatnich reakcji była teatralnie zgodna z rozpisanymi zawczasu rolami.
O istocie i zadaniach MaBeNy prof. Zybertowicz mówił na antenie wPolsce.pl, polecamy.
Tym bardziej z uwagą i zadowoleniem przeczytałem tekst Marcina Napiórkowskiego w ostatnim „Tygodniku Powszechnym”, tytule - delikatnie mówiąc - nieprzychylnym obecnej władzy. Autor wychodzi w swoim artykule poza plemienny podział i patrzy na MaBeNę nieco szerzej niż proponują jego koledzy. Jak celnie zauważa, w ramach swoistej „MaBeNy” (jak zwał, tak zwał) poruszają się od lat i przedstawiciele lewicy, i liberałów: walcząc o inne cele, posługują się jednak właśnie pojęciem narracji, odpowiednim wykorzystaniem firm i instytucji (i prywatnych, i państwowych) czy konsekwencji w swoim przekazie. A przecież czynienie komuś zarzutu z tego, że umiejętnie i skutecznie wykorzystuje dostępne metody (niezależnie kto to robi) trąci zwykłą zazdrością.
U Napiórkowskiego na szczęście tego nie ma, jest za to próba zrozumienia warunków, w których konserwatywna władza czy szeroko rozumiana prawica próbuje rozpychać się łokciami na narracyjnym boisku. Wspomniany autor cytuje nawet książkę („Ślepota moralna”) wspólnego autorstwa Zygmunta Baumana z Leonidasem Donskisem:
Sugestywna narracja o cierpieniu stała się drogą do sukcesu i uznania nie dlatego, że na świecie zatriumfowały humanizm i wrażliwość, ale ponieważ cierpieniu, męczeństwu i byciu ofiarą towarzyszy element rywalizacji podobny do walki o władzę
— czytamy.
Czy rzeczywiście ponura licytacja na skalę historycznego cierpienia państwa i narodu może pomóc w dzisiejszym świecie politycznym, w realnych, konkretnych interesach? Coś w tym jest. Jak pisał niedawno Marek Kochan:
Możemy uczyć się działań wizerunkowych od naszych przyjaciół Żydów. Państwo Izrael od swojego powstania skutecznie wykorzystuje politykę historyczną do realizacji bieżących celów taktycznych i strategicznych.
WIĘCEJ: Interesująca propozycja Marka Kochana: Proponuję, aby szybko wybudować Muzeum Polokaustu
To, co u Kochana było chłodną analizą rzeczywistości, której wypadałoby wyjść naprzeciw (pomysł z Muzeum Polokaustu interesujący, choć wymagający poważnej refleksji), niektórzy uznali za cynizm. W artykule Napiórkowskiego pada nawet - niewypowiedziany wprost, ale jednak dostatecznie mocno wybrzmiewający - zarzut, że prawica chce wykorzystać reguły gry, zamiast nimi wzgardzić.
Trochę przypomina to słyszane od lat na prawicy lamenty, której przedstawiciele z zazdrością i tęsknotą patrzyli na skuteczność lewicy i liberałów. Nie tylko przy wyborczych urnach, i przy skutecznym dotarciu do umysłów Polaków. Słynny „długi marsz przez instytucję” nie był przecież domeną prawicy, a zwłaszcza w polskich realiach wiele wody w Wiśle musiało upłynąć, zanim ktoś poszedł po rozum do głowy (Muzeum Powstania Warszawskiego i śp. Lech Kaczyński byli tutaj pewnym przełomem).
Wracając jednak do istoty zarzutu - Napiórkowski niemal pomija ważny aspekt całego problemu - nie chodzi wyłącznie o korzyści, jakie Polska mogłaby osiągnąć wygrywając licytację na cierpenie, ale - a niech tam, pozwólmy na nieco patosu - także o przebicie się z prawdą historyczną. I choć sam autor przyznaje, że takie określenia jak „polskie obozy śmierci” uważa za haniebne i wymagające reakcji, to zarazem stawia przecinek, pytając, dlaczego dzisiejsze polskie państwo nie chce wziąć odpowiedzialności choćby za Marzec ‘68.
Czy rozwijając myśl Morawieckiego nie dojdziemy szybko do wniosku, że skoro w XIX i XX w. nie było Polski, to nie było także polskich powstań niepodległościowych?
To sprytny chwyt retoryczny (czasem idący nawet dalej: czy za komuny mieliśmy polską reprezentację piłkarską i jej sukcesy? - pytają złośliwcy), ale jednak nieuczciwy. Władza komunistyczna została narzucona odgórnie, z zewnątrz, to elementarne poczucie nie było do tej pory kwestionowane. Nikogo nie dziwi do dziś, że Lech Wałęsa odebrał insygnia władzy prezydenckiej symbolicznie od prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, a nie reprezentanta komunistycznych władz. To, że ci ostatni spadli na cztery łapy w III RP to przyczynek do osobnej dyskusji. Czytając tekst Marcina Napiórkowskiego miałem poczucie, że z przyjemnością przyklasnąłby on pomysłowi prof. Andrzeja Zybertowicza czy polskich władz (wykonanie tych pomysłów to inna rzecz, o tym za chwilę), ale przez dziwną lojalność dla swojego „plemienia” (autor narzucił tę stylistykę) nie może się na to zdobyć, szukając dziury w całym. Trochę szkoda, bo przecież przyznanie, że składna, dobra i prawdziwa opowieść o polskiej historii jest konieczna powinno być czymś, co łączy ponad podziałami (jak choćby Muzeum Powstania Warszawskiego).
Tak naprawdę kluczowym pytaniem w kwestii jakości działań MaBeNy jest to o umiejętne i profesjonalne korzystanie z narzędzi, jakimi dysponuje dziś polskie państwo. Obóz „dobrej zmiany” ma po 2,5 roku wciąż wielkie pokłady do działania w tym zakresie. Wiele, zbyt wiele zaniedbano, w innych wymiarach to wciąż kwestia nauki. Tak, nauki, bo czy to się komuś podoba, czy nie, obóz Prawa i Sprawiedliwości przyszedł do władzy nie do końca przygotowany. W kilku kluczowych obszarach zabrakło profesjonalistów znających mechanizmy działania państwa - i tak też czytam niezbyt skuteczną grę choćby na polu działania umownej MaBeNy.
Sam, jak pisałem ostatnio, wolałbym więcej inicjatyw na polu soft power (tutaj specjalistów i profesjonalistów nie brakuje, czekają w blokach startowych), a mniej argumentacji o przesunięciu tej dyskusji na podwórko prawa karnego (tutaj nasze argumenty nie są przesadnie wysłuchiwane), ale to temat otwarty. I tutaj chętnie z Napiórkowskim bym podyskutował, bo celnie wskazuje on na wiele niedostatków działań polskiej prawicy, określając je mianem gracji słonia w składzie porcelany. Można się zżymać, ale trzeba przyjąć tę gorzką recenzję, bo jest w niej wiele prawdy. Podobnie jak zaznaczeniu, że prawica zbiera dziś żniwo kwestionowania wielu (często niezdarnych, ale jednak) wysiłków III RP na tym polu.
Autor kończy swój artykuł puentą, która powinna być zresztą refleksją dla
Śmiech z MaBeNy, który od dwóch miesięcy rozlega się w mediach, może się okazać powtórzeniem przez liberałów i lewicę wszystkich wymienionych wyżej błędów prawicy. I to w najgorszej możliwej formie. Wszystkie działania władzy (w tym sama nowelizacja ustawy o IPN) odczytywane są przez nieprzychylną część opinii publicznej w maksymalnie złej wierze. Bez próby zrozumienia i analizy, przy natychmiastowym założeniu złych intencji.
Tymczasem przydałaby się w tym zakresie przynajmniej odrobina dobrej woli. Niekoniecznie po to, by ostatecznie wesprzeć przeciwnika czy przyznać mu rację, ale chociażby po to, żebyśmy „gdy przyjdzie nasza kolej”, byli gotowi nie popełniać tych samych błędów.
Dobrej woli brakuje w debacie publicznej - po obu stronach, choć nie wiem, czy w podobnej skali - w wielu tematach, przykład dyskusji nad MaBeNą jest tylko jednym z nich. Cieszy jednak, niezależnie od intencji, że zauważył to również po stronie „swojego” obozu dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”. Mogę jedynie szczerze życzyć i jemu, i sobie, by tej dobrej woli nie zabrakło w kolejnych sporach i dyskusjach.
Maszyna maszyną, ale w tle pytań o jej skuteczność pojawia się również otwarta kwestia jej wpływu na postawy polskiego społeczeństwa, na rynek wewnętrzny. Konrad Kołodziejski i Piotr Zaremba przestrzegali w ostatnich dniach (na wPolityce.pl i w „Polska The Times”) przed takim punktem dyskusji, w którym spora część społeczeństwa wzruszy ramionami na pytanie o przynależność do świata Zachodu czy sojuszu z USA albo UE. Bo przecież skoro Zachód (nie mówiąc o Wschodzie) nie rozumie naszych racji, zwłaszcza tych historycznych, gdzie krzywdy są realne, to szkoda czasu i sił, by zabiegać o jego względy. A skoro emocje i odczucia stają się głównym wyznacznikiem polityki, to w dość krótkiej perspektywie możemy obudzić się w spirali, która wypluje nas wszystkich w zupełnie innym miejscu niż byśmy wszyscy oczekiwali.
Tylko czy ktoś nad tą umowną MaBeNą panuje?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/385300-jeszcze-raz-o-mabenie-skutecznosc-cynizm-rynek-wewnetrzny-kilka-zdan-polemiki-z-tp