Trzeba to nazwać wprost. To skandal, że o jakiekolwiek uwagi do jakości ochrony prezydenta proszony jest gość, za którego kadencji w BOR zginęło 96 osób w tym głowa państwa, a on potem awansował. No, ale każdy ma takie „autorytety”, jakie sam sobie wybiera. O tym, że sam Janicki nie ma wstydu i nie chce milczeć, wiemy od dawna.
Fakty są takie, że prezydencka limuzyna wjechała na separator oddzielający pas jezdni od tramwajowego torowiska. Po tym ciśnienie powietrza w oponie spadła i Andrzej Duda wraz z małżonką przesiadł się do innego samochodu w kolumnie.
CZYTAJ TAKŻE: Kolizja prezydenckiej limuzyny w Krakowie. Samochód zawisł na betonowej przegrodzie
Ten niegroźny incydent były szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki nazwał w Faktach TVN „kupą śmiechu”. I można by się nawet z tym określeniem zgodzić, gdyby wypowiedział je ktokolwiek inny. Ale akurat ten „autorytet” nie ma najmniejszego prawa wygłaszać jakichkolwiek opinii na temat ochrony prezydenta.
Marian Janicki nazywany był w BOR „Fajansem” nieprzypadkowo. To on dawał ciche przyzwolenie na naciąganie przepisów i ogólne dziadostwo, które doprowadziło do tego, że w limuzynach dla VIP-ów używano zużytych opon. To grzechy lekkie, tak je nazywam, bo nikomu nic się przez nie nie stało. Ale w Smoleńsku się stało. Bardzo dużo się stało. I za to, że wyprawa delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie była dobrze zabezpieczona przez Biuro OCHRONY Rządu to wina ówczesnego jego szefa.
Przypomnijmy, co pisaliśmy wraz z Markiem Pyzą w tygodniku „wSieci” w listopadzie 2016 roku ujawniając szczegóły raportu BOR dotyczące 10/04. Zarzutów jest w nim zresztą o wiele więcej.
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że Marian Janicki złamał przepisy, które sam zatwierdzał. Wyprawa prezydenta do Katynia była obarczona co najmniej „średnim” zagrożeniem (chodzi m.in. o „względy geopolityczne” i np. ryzyko zamachu, a takowe, przypomnijmy, istniało po meldunku, jaki nadszedł dzień wcześniej od jednego z państw sojuszniczych). Oznaczało to konieczność zorganizowania tzw. operacji ochronnej (najwyższa w czterostopniowej skali ranga zaangażowania sił i środków), nad którą osobistą pieczę miał sprawować szef BOR albo nadzorujący biuro minister. Janicki w przypadku wylotu 10 kwietnia 2010 r. zgodził się na zaniżenie kategorii do „przedsięwzięcia ochronnego”. Wiązało się to z dużo mniejszym nakładem sprzętu i ludzi, ale także przerzuceniem odpowiedzialności z dowódcy BOR – czyli siebie – na funkcjonariusza wyznaczonego jako szef działań ochronnych.
A Marian Janicki, zamiast przejmować się tym, co dzieje się w Smoleńsku mógł spokojnie grasować po osiedlowych bazarkach, gdzie w sobotni poranek dotarła do niego informacja o katastrofie. Naprawdę uważacie, że tego gościa można pytać o cokolwiek?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/383650-z-cyklu-autorytety-tvn-marian-fajans-janicki-zabiera-glos-ws-incydentu-z-prezydencka-limuzyna