135 dni negocjacji i 150 stron. Umowa koalicyjna między CDU/CSU i SPD jest gotowa. Socjaldemokratom mają przypaść m.in ministerstwa spraw zagranicznych, finansów oraz pracy, czyli trzy bardzo ważne resorty. A do tego ministerstwa ds. rodziny, sprawiedliwości i ochrony środowiska. To pozostawia chadekom Angeli Merkel resorty obrony, zdrowia, rolnictwa, oświaty, energii i gospodarki, bowiem bawarska CSU ma przejąć ministerstwa spraw wewnętrznych, transportu i rozwoju. Oznacza to, że pani kanclerz bardzo drogo kupiła sobie czwarta kadencję.
Najważniejsze resorty oddała bowiem w ręce Socjaldemokratów, a kluczowe stanowiska - szefa MSW i MSZ - przejmie dwójka polityków, którzy w przypadku Horsta Seehofera najlepsze czasy w polityce mają już za sobą, a w przypadku Schulza nigdy dobrych czasów nie zaznali (no może z wyjątkiem początku ubiegłorocznej kampanii wyborczej do Bundestagu). Można więc powiedzieć, że SPD ogromnie zyskała na negocjacjach koalicyjnych, bo nie tylko zgarnęła większość kluczowych ministerstw ale pozbyła się nielubianego wśród partyjnej bazy Schulza, którego na stanowisku szefa SPD zastąpi Andrea Nahles.
Kapitulacja pani kanclerz przed SPD ma prosty powód: sprzeciw u Socjaldemokratów wobec ponownej Wielkiej Koalicji, zwanej za Odrą „GroKo”, jest duży. A umowę koalicyjną musi 2 marca zatwierdzić w głosowaniu partyjna baza SPD, czyli 463. 723 uprawnionych do głosowania „towarzyszy”. A od początku roku SPD przybyło 24 tys. nowych członków, którzy byli wciągani przez przeciwników Wielkiej Koalicji do partii pod hasłem „Wstąp do partii, powiedz nie”. Ponownym rządom CDU/CSU i SPD sprzeciwia się szczególnie młodzieżówka Socjaldemokratów (JUSOS), która obawia się, że w wyborach za cztery lata dołująca obecnie w sondażach SPD zgarnie 10 proc. głosów albo mniej, i ostatecznie straci status partii ludowej. Pani kanclerz więc dała Socjaldemokratom to, czego żądali. Byle koalicja doszła do skutku.
Umowa koalicyjna nosi więc – jak powiedział zresztą Martin Schulz - „sygnaturę SPD”. Jest w niej mowa o Europie, o francusko-niemieckim tandemie, bez którego „odnowa UE się nie powiedzie”. To wyraźny ukłon w stronę prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który postulował aby Niemcy i Francja w niektórych kwestiach szły do przodu, nawet jeśli reszta państw członkowskich za nimi nie nadąża. I tak czytamy w umowie koalicyjnej: „Wyrażamy wolę rozwijania wspólnego stanowiska we wszystkich ważnych kwestiach polityki europejskiej i międzynarodowej oraz chcemy osiągać postępy w dziedzinach, w których UE złożona z 27 państw członkowskich nie jest zdolna do działania”. Nie jest to jeszcze „Kerneuropa”, ale bez wątpienia jakiś jej zalążek.
Ale na tym nie koniec. Macron domagał się „równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu” w UE, czyli walki z „dumpingiem socjalnym”, który daje jego zdaniem krajom Europy Środkowej i Wschodniej „niesprawiedliwą przewagę konkurencyjną”. Postulat Macrona odnajdujemy w umowie koalicyjnej między CDU/CSU i SPD. Nowy niemiecki rząd zamierza „starać się o wprowadzenie paktu socjalnego”, czyli europejskiej płacy minimalnej, która będzie obowiązywała we wszystkich krajach UE, i „o lepsze warunki socjalne w całej Unii”. Dla Polski oraz innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej to zła wiadomość. Podobnie jak zapis w umowie koalicyjnej mówiący o „jak najszybszym zakończeniu prac nad dyrektywą o pracownikach delegowanych”. Chodzi o status kierowców TIR-ów, którym mają zająć się ministrowie transportu UE w ramach negocjacji „pakietu mobilności”. Jak czytamy w umowie koalicyjnej: „Kto konsekwentnie walczy z dumpingiem socjalnym i społecznymi nierównościami w krajach UE, wzmacnia państwo opiekuńcze i społeczną gospodarkę rynkową w Niemczech”.
W umowie koalicyjnej jest także mowa o znaczeniu stosunków polsko-niemieckich dla Europy, i woli ich dalszego rozwijania przez stronę niemiecką. Oznacza to, że Niemcy nie chcą stracić swojej tradycyjnej strefy wpływów i wciąż widzą się w roli arbitra między Wschodem a Zachodem. „Szczególne znaczenie ma dla nas także partnerstwo niemiecko-polskie. Jego fundamentem jest pojednanie między Niemcami i Polakami oraz wspólna odpowiedzialność za Europę. Nie zapomnimy przy tym, że Polska i Węgry położyły kamień węgielny pod ponowne zjednoczenie w wolności Europy i Niemiec. Na tej podstawie chcemy rozwijać współpracę z naszym sąsiadem, Polską”— głosi poświęcony naszemu krajowi akapit w części dokumentu zatytułowanej „Nowe przebudzenie dla Europy”.
Jest to wyraźny gest w kierunku Polski i pokazuje, jak trudne zadanie stawiają sobie Niemcy: reforma i pogłębienie integracji Eurostrefy - SPD będzie za nią odpowiedzialne, bowiem przejmuje resort finansów i francuski dziennik „Le Monde” odtrąbił z tej okazji już „zwycięstwo Macrona” - przy jednoczesnym zachowaniu więzi z krajami poza nią, których nie należy stracić. Nie wiadomo tylko jak Niemcy chcą pogodzić wyraźnie wyartykułowany protekcjonizm z przyjaźnią polsko-niemiecką i Europą dwóch albo więcej prędkości, czyli pędzącym naprzód tandemem francusko-niemieckim. Tym bardziej iż przyjazny gest wobec Polski został okraszony zdaniem: „Zasady demokracji i praworządności na których opiera się europejskie pojednanie muszą być bardziej stanowczo wyegzekwowane w UE”.
„Sygnaturę SPD” można także odnaleźć w akapicie umowy koalicyjnej, w którym jest mowa o Rosji. Możemy tam przeczytać, że w interesie Niemiec są „dobre relacje z Rosją”, a przyszły niemiecki rząd zamierza „rozwijać wizję wspólnej przestrzeni gospodarczej od Lizbony po Władywostok” oraz szukać sposobów, by powrócić do „bliskiego partnerstwa” z Kremlem. Na dodatek koalicjanci mają najwyraźniej poważne problemy z geografią, bowiem dalej piszą, że „Rosja to największy sąsiad Niemiec”. A Polska? Kraje Bałtyckie? Najwyraźniej się nie liczą i powinno nas to niepokoić.
Bądź jak bądź umowa koalicyjna między CDU/CSU i SPD znakomicie odzwierciedla obecny stosunek sił w niemieckiej polityce: SPD, choć osłabiona i dołująca w sondażach, jest gwarantem kolejnej kadencji Merkel, więc kanclerz Niemiec poszła na ustępstwa, gdzie się tylko da. Nawet w kwestiach jak dotąd kluczowych dla CDU. Były szef frakcji chadecji w Bundestagu Friedrich Merz mówi wręcz o „poniżeniu i samorezygnacji”. Dziennik „Bild” wynik negocjacji koalicyjnych ujął nieco inaczej: „Często zarzucano Angeli Merkel, że nie da się rozpoznać o co jej właściwie chodzi. Teraz wszystko stało się jasne. Angeli Merkel chodzi o …Angelę Merkel. Stworzyła pierwszy rząd SPD pod kierownictwem kanclerz z CDU, tylko po to by pozostać u władzy”.
-
Zachęcamy do kupna bieżącego numeru „Sieci” w wersji elektronicznej!
E - wydanie tygodnika - to wygodna forma czytania bez wychodzenia z domu, na monitorze własnego komputera. Dostępne są zarówno wydania aktualne jak i archiwalne. Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/380569-diabel-tkwi-w-szczegolach-czyli-polska-w-umowie-koalicyjnej-miedzy-cducsu-a-spd