O politycznym tle „projektu wizyta pary królewskiej w Polsce” świadczył także celowo i sensownie opracowany program tych dwóch dni. Historia odległa – „Polacy… przetrwali wieki ataków na ich kraj, włączając w to rozbiory, które miały za zadanie wymazać ich kraj z mapy Europy”, II wojna światowa – podczas której „Polska okazała wyjątkową odwagę i przeciwstawiła się brutalnej okupacji nazistowskiej”, a potem było o Powstaniu w Getcie w 1943 i Powstaniu Warszawskim rok później. A następnie – to także z wystąpienia księcia Williama w Starej Oranżerii - o „zrzucaniu komunistycznych kajdanów” i zajęciu przez nas „miejsca jednego z czołowych krajów europejskich”. Jeśli mi czegoś brakowało, to przymiotnika „niemieckiej” okupacji, zamiast „nazistowskiej”.
Lecz wszystkie te przykłady krzyczą o jednym: że oto Wielka Brytania potrzebuje i sojuszników i ocieplenia wizerunku, co pozostaje w prostym stosunku do ślimaczących się negocjacji między reprezentantem Downing Street i oficjelami z Unii, których druga runda odbyła się właśnie 17 lipca, w dzień przyjazdu królewskiej pary do Warszawy. Rozmowy, najeżone wieloma trudnościami i naznaczone zaszłościami, pokładami złej woli ze strony Brukseli i chaotycznymi działaniami Londynu.
A teraz sprawa, o której polskie media nie wspomniały nawet słowem. O inicjatywie dyplomatycznej między rządami Theresy May i Beaty Szydło, która rozpoczęła się rok temu. Pamiętamy, jak po tragicznej śmierci Polaka w Harlow, nastąpił „desant trzech ministrów” na Londyn, kiedy po raz pierwszy naszkicowano linię współpracy międzyrządowej. Polacy upomnieli się o bezpieczeństwo naszych rodaków, zamieszkujących Wyspy oraz podstawy wymiany informacyjnej między dwoma krajami. Do akcji przystąpiła polska ambasada w Londynie i brytyjska w Warszawie, posypały się imprezy. Pojawiły się także w tamtejszej prasie pierwsze teksty, poruszające w sposób rzeczowy i bliski prawdzie temat Polski, zorganizowano także „Heritage Day”, opowiadający o naszej kulturze i tradycji. Jednak prawdziwą perłą w informacyjnej koronie stało się Polsko-Brytyjskie Forum Belvedere, który miało na celu – jak mówili minister Waszczykowski i ambasador Jonathan Knott - „to bring two societies together”, „zbliżyć do siebie oba społeczeństwa”. W Warszawie pojawili się brytyjscy politycy, dziennikarze, przedstawiciele think tanków i organizacji pozarządowych z Wysp z najwyższej półki. Wizyta Williama i Catherine, to kolejny krok w ocieplaniu wizerunku Wielkiej Brytanii, kontynuacji idei zbliżenia partnerów strategicznych, Polski i Zjednoczonego Królestwa i wymiany informacyjnej między nimi.
Tak więc przyjazd reprezentantów brytyjskiej rodziny królewskiej do Polski, to inicjatywa rządu Theresy May. Być może dziś to Brytyjczycy potrzebują nas bardziej niż my ich? Chyba taki jest aktualnie układ sił, i nasze władze, przed rozpoczęciem negocjacji bilateralnych z Downing Street, powinny wyciągnąć z tego wnioski.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
O politycznym tle „projektu wizyta pary królewskiej w Polsce” świadczył także celowo i sensownie opracowany program tych dwóch dni. Historia odległa – „Polacy… przetrwali wieki ataków na ich kraj, włączając w to rozbiory, które miały za zadanie wymazać ich kraj z mapy Europy”, II wojna światowa – podczas której „Polska okazała wyjątkową odwagę i przeciwstawiła się brutalnej okupacji nazistowskiej”, a potem było o Powstaniu w Getcie w 1943 i Powstaniu Warszawskim rok później. A następnie – to także z wystąpienia księcia Williama w Starej Oranżerii - o „zrzucaniu komunistycznych kajdanów” i zajęciu przez nas „miejsca jednego z czołowych krajów europejskich”. Jeśli mi czegoś brakowało, to przymiotnika „niemieckiej” okupacji, zamiast „nazistowskiej”.
Lecz wszystkie te przykłady krzyczą o jednym: że oto Wielka Brytania potrzebuje i sojuszników i ocieplenia wizerunku, co pozostaje w prostym stosunku do ślimaczących się negocjacji między reprezentantem Downing Street i oficjelami z Unii, których druga runda odbyła się właśnie 17 lipca, w dzień przyjazdu królewskiej pary do Warszawy. Rozmowy, najeżone wieloma trudnościami i naznaczone zaszłościami, pokładami złej woli ze strony Brukseli i chaotycznymi działaniami Londynu.
A teraz sprawa, o której polskie media nie wspomniały nawet słowem. O inicjatywie dyplomatycznej między rządami Theresy May i Beaty Szydło, która rozpoczęła się rok temu. Pamiętamy, jak po tragicznej śmierci Polaka w Harlow, nastąpił „desant trzech ministrów” na Londyn, kiedy po raz pierwszy naszkicowano linię współpracy międzyrządowej. Polacy upomnieli się o bezpieczeństwo naszych rodaków, zamieszkujących Wyspy oraz podstawy wymiany informacyjnej między dwoma krajami. Do akcji przystąpiła polska ambasada w Londynie i brytyjska w Warszawie, posypały się imprezy. Pojawiły się także w tamtejszej prasie pierwsze teksty, poruszające w sposób rzeczowy i bliski prawdzie temat Polski, zorganizowano także „Heritage Day”, opowiadający o naszej kulturze i tradycji. Jednak prawdziwą perłą w informacyjnej koronie stało się Polsko-Brytyjskie Forum Belvedere, który miało na celu – jak mówili minister Waszczykowski i ambasador Jonathan Knott - „to bring two societies together”, „zbliżyć do siebie oba społeczeństwa”. W Warszawie pojawili się brytyjscy politycy, dziennikarze, przedstawiciele think tanków i organizacji pozarządowych z Wysp z najwyższej półki. Wizyta Williama i Catherine, to kolejny krok w ocieplaniu wizerunku Wielkiej Brytanii, kontynuacji idei zbliżenia partnerów strategicznych, Polski i Zjednoczonego Królestwa i wymiany informacyjnej między nimi.
Tak więc przyjazd reprezentantów brytyjskiej rodziny królewskiej do Polski, to inicjatywa rządu Theresy May. Być może dziś to Brytyjczycy potrzebują nas bardziej niż my ich? Chyba taki jest aktualnie układ sił, i nasze władze, przed rozpoczęciem negocjacji bilateralnych z Downing Street, powinny wyciągnąć z tego wnioski.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/349796-co-zostalo-po-wizycie-pary-krolewskiej-w-polsce?strona=2