W literaturze (tak jak w życiu) poczesne znaczenie mają zazwyczaj pojedyncze zdania, których sens niejednokrotnie uwypukla te ludzkie cechy - skłonności i przyzwyczajenia - jakie najczęściej wykorzystujemy tak w indywidualnym (prywatnym), jak i codziennym, zbiorowym życiu. Są zwieńczeniem czegoś ogólniejszego, co wymaga niejednokrotnie dopowiedzenia (zręczniejszego wyjaśnienia), precyzji wypowiedzi, niekiedy wielokrotnego powtórzenia - by mogło przebić się, następnie dotrzeć - w najmniej zmienionym kształcie - do świadomości powszechnego odbiorcy i wywołać zamierzony skutek.
Dawniej funkcję publicznej tuby stanowiły (polskie) szlacheckie i magnackie dwory. Tam też przez całe wielki kwitło i rozwijało się życie towarzyskie najmożniejszych ówczesnego świata, gdzie obowiązywał ściśle określony ceremoniał strojów i zachowań, upodobań i zapatrywań na otaczający świat - gdzie obowiązująca etykieta towarzyska nakazywała dbać o własny honor i nienaganną pozycję w społeczeństwie by móc za każdym razem dowieść swojej racji i nieomylności. Warstwy niższe: chłopi (ziemiaństwo) i mieszczanie to była współczesna siła robocza, wierna swemu panu (szlachcie i magnatom) oraz Kościołowi.
Natomiast ośrodkiem międzynarodowej (europejskiej) komunikacji na ówczesne czasy był Paryż jako stolica Francji, gdzie prawie codzienne zjeżdżali się przedstawiciele wyższych sfer (książęta i baronowie) z różnych krajów, finansiści, fabrykanci, mecenasi sztuki, artyści, wolontariusze i nowobogaccy parweniusze - a wszyscy oni żądni niecodziennych wrażeń, zachwytu nad architekturą Paryża, oraz wiedzy prezentującej coraz to różne wynalazki mające wkrótce zmienić ten świat w jego materialnym sensie.
W dobie pozytywizmu (pracy u podstaw) - rozpoczynającego nowy etap zmian i postępu dziejowego na kontynencie europejskim, m. in. zdecydowanego wyzwalania się z oków dawnego, starego świata (w Polsce ten okres wiąże się z upadkiem Powstania Styczniowego, 1863) - pierwsze oznaki postępu technicznego dostrzegli i oznajmili ówcześni literaci, tacy jak Bolesław Prus (1847-1912). U Prusa ten szczegół znalazł miejsce podczas pierwszej wizyty Wokulskiego (głównego bohatera z powieści „Lalka”) w Paryżu właśnie. „Wokoło obszedł gmach myśląc o Warszawie. Z jakim trudem dźwigają się tamtejsze budowle nieduże, nietrwałe i płaskie, gdy tu siła ludzka, jakby dla rozrywki, wznosi olbrzymy i tak dalece jest niewyczerpana pracą, że jeszcze zalewa je ozdobami.”
Nie mniej ciekawa jest analiza narodowości dokonana przez pracownika Grand Hotelu, niejakiego Jumarta, z którym Wokulski nawiązał krótką rozmowę po zakończonej sesji z interesantami. „Dla mnie istnieją tylko cztery narodowości bez względu na języki. Numer pierwszy mają ci, o których wiem: skąd biorą pieniądze i na co je wydają. Numer drugi - ci, o których wiem, skąd biorą, ale nie wiem: na co wydają. Numer trzeci ma znane wydatki, choć nieznane dochody, a numer czwarty noszą ci, których nie znam ani źródła dochodów, ani wydatków.” Czy to były prorocze słowa Prusa, czy tylko mimowolne napiętnowanie wspomnianych (negatywnych) cech ludzkich, kiedy opisał moment kradzieży Wokulskiemu srebrnej papierośnicy podczas zwiedzania osławionego Paryża. „Jumart ma rację - szepnął. - Złodzieje są mniej niepewni od ludzi, którzy niewiadomo skąd czerpią swoje dochody…”
Nie bałbym się skojarzenia powyższej uwagi dotyczącej skłonności ludzkich do złodziejstwa, gdyby nie to że wymiar tego zjawiska przerósł wszelkie dzisiejsze przypuszczenia - jakie kiedykolwiek mogłyby się ziścić nawet w literackiej fikcji - niedostatku ucywilizowania ludzkiej natury na przestrzeni minionych epok. Dawniejsza nierówność klasowa mogła wprawdzie nastręczać wątpliwości na tle ochrony praw obywatelskich, byłaby pewnie napiętnowana przez unijny establishment jako najgorsza z możliwych form wyzysku człowieka przez człowieka, ale nie mniej wątpliwa i naganna jest „dystynkcja” złodziejstwa podyktowana względami kastowymi i korporacyjnymi, niewątpliwie należącymi do czwartej kategorii „narodowości” wg opinii wspomnianego Jumarta. Takim niekwestionowanym złodziejstwem (na niespotykaną dotąd skalę) jest niechlubna, „dzika” (nieodpowiedzialna) reprywatyzacja dokonywana (w majestacie prawa?) na nieruchomościach warszawskich, krakowskich, wrocławskich, poznańskich, łódzkich za rządów PO-PSL; oraz te wszystkie afery jakie towarzyszyły temu procesowi „unowocześniania” państwa polskiego, kosztem tego państwa i obywateli w minionym ćwierćwieczu. Niepodobna zatem godzić się na takie rządy, których celem jest permanentne okradanie skarbca publicznego, nepotyzm i kumoterstwo urzędnicze. Sprzyja temu zjawisku przecież głoszony wszem i wobec postulat europejskości jako nadrzędne hasło populizmu medialnego, o którym był wspominał ostatnio w tygodniku wSieci redaktor Bronisław Wildstein.
Autor Lalki użył zwrotu „dobór sztuczny” (stosowany przez hodowców zwierząt celem otrzymania raz posiadających żądane cechy). Jakie więc cechy przypisać tym, co dokonują tego doboru sztucznego by zaistnieć w przestrzeni publicznej i żyć na koszt innych?
ANTONI CISZEWSKI
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338127-topiac-wszytko-co-lepsze-zrobilismy-dobor-sztuczny-i-wypielegnowalismy-najgorszych