Jak to się dzieje, że spec od reklamy czyli mamienia ludzi, sam zanurza się emocjonalnie w spreparowaną rzeczywistość?
Pan Tadeusz Śliwa nie jest postacią tuzinkową. Starannie wykształcony, jeden z najlepszych polskich reżyserów spotów reklamowych. Jest wręcz rozrywany ze względu na swoje umiejętności. W zeszłym roku nakręcił 85 reklam, co jest rekordem na naszym rynku. Ktoś, kto pracuje w tej branży musi zdawać sobie doskonale sprawę, jak łatwo jest ludźmi manipulować, jak łatwo zachęcać ich do nabywania, choćby nic nie wartych suplementów diety, jak łatwo sterować ich preferencjami. I jednocześnie ten ktoś staje się kompletnie bezkrytycznym klientem gazetowyborczej propagandy. W wywiadzie dla tejże „Gazety Wyborczej” opowiada bez żenady, o dyktaturze jaka panuje w Polsce:
„Jeżeli za dwa i pół roku PiS wygra wybory, to naprawdę nie będzie tu jak żyć.”
(Po więcej cytatów odsyłam do artykułu: Reżyser „Ucha prezesa” wywodem aktualnym przebija swobodnie Krystynę Jandę i obu panów Stuhrów na raz )
Czytając jego wywody odnosi się wrażenie, że zakleszczył się w realiach horroru. Choć jemu się dobrze powodzi i materialnie, i rodzinnie, i zawodowo, żyje codzienną nerwówką czy za pół roku będą jeszcze paszporty, czy Polska pozostanie w Unii Europejskiej i czy PiS nie skasuje wyborów.
Można z tego pana oczywiście drwić, ale sprawa wbrew pozorom nie jest błaha. Jego sposób widzenia naszej codzienności jest charakterystyczny dla wielu osób z kręgów zbliżonych do inteligencji. To jest interesujące i niesamowite, że ludzie, którzy z założenia powinni świat traktować krytycznie, dają się wręcz bezwolnie prowadzić na pasku bzdury. A nawet są jej żarliwymi propagatorami. Gdy się posłucha Krystyny Jandy, Zbigniewa Hołdysa, Daniela Olbrychskiego, Jacka Fedorowicza, obu panów Stuhrów i wielu innych, to można odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z ludźmi, których ktoś zahipnotyzował. Wklepał im do głowy gotowe regułki, strachy, lęki, a one wniknęły tak głęboko, że oni już nie są w stanie obudzić się z czarnego snu Kali.
Co więcej, aż do dzikiej agresji, są przekonani, że tylko oni mają rację. Nie dostrzegają, że uważając siebie za demokratów i Europejczyków, zajadłą nietolerancją i niemożnością zaakceptowania innych poglądów niż ich własne, zaprzeczają tym wartościom.
Takie ideologiczne opętanie negatywnie wpływa na ich dzieło. Po przeczytaniu wywiadu z reżyserem przestaje dziwić, że „Ucho prezesa” nabrało finezji bejsbola. Gigantyczne jak na nasze realia środki przeznaczone na program satyryczny, mają jeden cel: poniżyć każdego, kto jest związany z obecną władzą, ze szczególnym wyróżnieniem prezydenta. No jeszcze wykluwa się misja gloryfikowania Donalda Tuska. Ta buchająca z wnętrza organizmu twórców agitka, powoduje, że produkt staje się niestrawny, pomimo perfekcji realizacyjnej.
Miałem okazję znaleźć się na innym prokodowskim i propeowskim przedsięwzięciu „Pożar w Burdelu”. Tam artyści w przedstawieniu „Fabryka Patriotów” (tytuł trochę zapożyczony z „Fabryki oficerów”) też próbowali epatować wszechobecną dyktaturą, terrorem, cenzurą, budowali jedność z widownią mianując siebie artystami zakazanymi. Publiczność wciągała się w tę atmosferę podziemnego wręcz przedstawienia podczas stanu wyjątkowego zafundowanego przez pisowski reżim. W zacietrzewieniu nie zwrócili uwagi, że to wszystko odbywa się legalnie na warszawskim Torwarze. Przedstawianie zresztą zupełnie niedopracowane. Nawet ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa na tyle byle jakie, że nie obrażało specjalnie uczuć religijnych.
Czesław Miłosz napisał „Zniewolony umysł”, analizując asymilację artystów w komunizmie. Dziś powinien powstać „Zatruty umysł”. Może ktoś naukowo albo beletrystycznie jest w stanie wyjaśnić, czemu duża część naszej inteligencji dała się zapędzić do jakiegoś getta światopoglądowego, w którym dumnie powiela komunikaty Ministerstwa Prawdy.
Przydałby się chyba serial o twórcach „Ucha prezesa”. Mógłby być o niebo zabawniejszy od oryginału. Ktoś kto by odgrywał reżysera Tadeusza Śliwę, ma już kwestie gotowe. I do śmiechu i do łez, niestety.
Tak swoją drogą pan Tadeusz Śliwa był do tej pory postacią anonimową. Jego gazetowyborcze wejście smoka, może być dla „Ucha prezesa” pewnym obciążeniem. Już nie da się udawać w zasadzie apolitycznych wesołków.
A moje, trzeba przyznać dość prymitywne dociekanie, kto nie żałuje grosza na to przedsięwzięcie, jest w związku z tymi nowinkami personalnymi, tym bardziej nurtujące.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/338003-wywiad-z-rezyserem-ucha-prezesa-demaskuje-jak-mocno-wyznawcy-michnikowszczyzny-sa-uwiklani-w-bezalternatywny-swiat