**Wydaje mi się, że potrzebujemy trochę dezintegracji. Powrotu części prerogatyw, którymi dysponuje Bruksela, do państw narodowych. Mam poważne wątpliwości co do skuteczności wspólnej polityki zagranicznej Unii. W rzeczywistości coś takiego w ogóle nie istnieje, to iluzja
—mówi w rozmowie z portalem „wPolityce.pl” Jan Zahradil, czeski polityk, europoseł Obywatelskiej Partii Demokratycznej, przewodniczący Sojuszu Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ACRE).**
wPolityce.pl: Jeśli wierzyć kanclerz Niemiec Angeli Merkel grozi nam Europa dwóch, a nawet wielu prędkości. Polski rząd się temu stanowczo sprzeciwia. Jaka widzą to Czesi? W jakim kierunku powinna podążać Unia Europejska?
Jan Zahradil: Moim zdaniem powinniśmy przyjąć jakiś model Europy różnych prędkości, a raczej zróżnicowanej integracji. Możemy to nazwać elastyczną Unią, albo Unią „à la carte”. Dlaczego? Ponieważ kraje UE nie powinny być zmuszane do dalszej integracji, w tym samym stopniu co inne. Do przyjęcia euro chociażby, czy prowadzenia podobnej polityki imigracyjnej jak na przykład Niemcy. Jeden rozmiar dla wszystkich nie wydaje mi się być tu dobrym rozwiązaniem. A tak było dotychczas.
Czy takie podejście nie doprowadzi na długą metę do dezintegracji Unii?
Wydaje mi się, że potrzebujemy trochę dezintegracji. Powrotu części prerogatyw, którymi dysponuje Bruksela, do państw narodowych. Mam poważne wątpliwości co do skuteczności wspólnej polityki zagranicznej Unii. W rzeczywistości coś takiego w ogóle nie istnieje, to iluzja. Gdy Unia musi się zmierzyć z poważnym problemem, jak członkostwo Turcji w UE, czy relacje z Rosją, wypracowanie wspólnego stanowiska okazuje się niemożliwe. Zbyt różne są stanowiska poszczególnych państw i narodowe interesy zawsze biorą górę. Dlatego uważam, że Unia powinna ograniczyć się do wspólnego rynku, bez politycznego wymiaru.
Tymczasem przywódcy Niemiec, Francji, Hiszpanii i Włoch chcą dalej rozwijać wymiar polityczny Unii, tworząc wspólną europejską politykę obronności i wspólną europejską armię…
Moim zdaniem państwa europejskie, które chcą tworzyć tę europejską armię nie są w stanie jej sfinansować. Zobowiązania finansowe wobec NATO wypełniają obecnie tylko trzy państwa europejskie, co doprowadziło do nacisków ze strony USA. Są to Polska, Wielka Brytania, która opuści niebawem UE oraz Turcja, która raczej nie zostanie do niej przyjęta. To wszystko. Francja, Niemcy i Włochy wydają na obronność mniej niż 2 proc. PKB. Jak pani Merkel, jeśli nie chce łożyć na własną armię, zamierza budować Unie obronności, nie wiem. Wydaje mi się to absurdalne. Kto za to zapłaci?
Niektórzy twierdzą, że Unia jest narzędziem niemieckiej dominacji, dlatego Berlin nie zrezygnuje z dalszej integracji. To niesłuszne oskarżenie?
Powiem tak: po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE Niemcy staną się dominującą siłą na kontynencie. Dla nas w Europie Środkowej, dla krajów Wyszehradu, to powód do poważnych zmartwień, ponieważ presja ze strony Berlina może wzrosnąć. Jeśli chodzi o przyjęcie euro, czy wspólnej polityki azylowej. Grozi nam też harmonizacja fiskalna oraz harmonizacja systemów socjalnych. To byłoby bardzo niekorzystne. Moim zdaniem Czechy nie powinny przyjmować euro ani uczestniczyć we wspólnej polityce azylowej. Obecny system kwot stał by się stały i obowiązkowy. Więc, tak, martwi mnie przyszła rola Niemiec, po Brexicie.
Państwa grupy Wyszehradzkiej mają jednak także często rozbieżne interesy. Polska mówi o Międzymorzu, Węgrzy i Czesi podchodzą do tego pomysłu dość sceptycznie. Jaką rolę może więc odegrać V4? Na ile dalsza integracja naszego regionu jest w ogóle możliwa?
Mamy w V4 zdecydowanie wspólne interesy, ale są także dziedziny, gdzie trudno o porozumienie. Osobiście nie uważam, że Czechy kiedykolwiek znajda wspólny język z Polską i Węgrami w sprawie reformy wspólnej polityki rolnej. Czy reformy funduszy strukturalnych UE. Jeśli chodzi jednak o wspólną politykę azylową, czyli masową imigrację i odrzucenie systemu kwot, możemy działać wspólnie. W tych strategicznych dziedzinach zapewne znajdziemy wspólny język.
Czeski rząd poparł jednak reelekcje Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej..
Zgadza się. Socjalistyczny rząd Czech postanowił odegrać rolę pozytywnego bohatera, czyli wykazał się wyjątkowym konformizmem. Byle nie być postrzeganym jako czarny charakter przez Niemcy i unijne elity. W tej roli już obsadzono Polskę i Węgry. Bardzo mi się to nie podoba. Nasz premier chciał wykazać się w roli pośrednika między Berlinem, Brukselą a Warszawą. Uważam, że to była niemądra decyzja. Tak Praga nie zdobędzie szacunku, zresztą ani jednej, ani drugiej strony. Byłem bardzo rozczarowany postawą mojego własnego rządu. Jeśli chodzi o Tuska, to gdybym był na jego miejscu to zrezygnowałbym z kandydowania, nie mając poparcia własnego kraju. To jest jedno z najważniejszych stanowisk w Unii i jest taki zwyczaj, że kandyduje się na nie tylko z poparciem własnego rządu.
Rozmawiała Aleksandra Rybińska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/335398-nasz-wywiad-czeski-europosel-po-brexicie-niemcy-stana-sie-dominujaca-sila-na-kontynencie-dla-panstw-wyszehradu-to-powod-do-powaznych-zmartwien