Ile wynosi jedna czwarta z jednej drugiej? Może to za trudne pytanie dla maturzysty prowadzonego według systemu edukacyjnego tria Handke, Hall&Szumilas, ale fraszka dla absolwenta dawnej ośmioklasowej podstawówki. Tak się porobiło z naszą edukacją, a mimo to niektórzy ciągle pragną, żeby było, tak jak było.
Podobnie jest w czerskich mediach, które chętnie publikują plotki, żeby je dezawuować, ale jak diabeł święconej wody unikają całej prawdy i tylko prawdy. Gazeta Wyborcza biada, że wicepremier Morawiecki chce nam rzekomo zabrać „jedną czwartą tego, co nam zostało w OFE i przekazać do państwowego Funduszu Rezerwy Demograficznej”. Ale już nie chcą napisać, jaki ułamek z tego co było, stanowi „to, co nam zostało” po tym, jak Donald Tusk zrobił słynny skok na OFE - z rachunków OFE zniknęło wówczas ponad 50% zgromadzonego tam kapitału.
Jednak zamiast przeliczyć to także na ułamki, dziennikarka woli udać pierwszą naiwną, zadając prostoduszne pytanie:
„Jak wytłumaczyć Polakom, dlaczego w 2014 r. zamieniono ponad 150 mld zł obligacji skarbu państwa na zapisy wirtualne, a już w 2017 r. OFE mają znowu kupować obligacje”.
A przecież odpowiedź jest rozbrajająco wręcz prosta. Tamte 150 mld w obligacjach zakosił rząd Donalda Tuska, przeznaczając je na ratowanie zabagnionych finansów zielonej wyspy, a przyklepał sprawę prezes TK, pod którego światłym kierownictwem Trybunał orzekł, że składki Polaków w OFE to są środki publiczne, a nie prywatne. Taki to był strażnik konstytucji z tego Rzeplińskiego. No, ale tych faktów Gazeta Wyborcza nie kwapi się przypominać, żeby obaj jej faworyci nie wypadli zbyt naturalnie, czyli jako zblatowani krętacze.
Redaktor Wielowieyska na portalu społecznościowym stawia wnikliwe pytania na podstawie przypuszczeń, co amerykański senator „zapewne powiedział” polskiemu prezydentowi. Ta metoda dochodzenia do jedynie słusznej prawdy jest kolejnym wynalazkiem środowiska Gazety Wyborczej, które zapewne usilnie zabiega o dotacje z unijnego funduszu innowacyjności. Po wyrafinowanych pomysłach w rodzaju publikacji plotek i wyciągania wniosków na kanwie wykwitów własnej bujnej fantazji, raczej nie powinniśmy liczyć na siermiężną prawdę ze strony czerskich mediów.
Wynalazek ze słowem „zapewne” ma zapewne wielką przyszłość w redakcji Gazety Wyborczej. A cóż dopiero będzie się działo, gdy Wielowieyska połączy siły z redakcyjnym kolegą Hugo-Baderem, który zasłynął z tego, że czuje, co ludzie wypowiadają, chociaż tego nie wypowiadają.
„Przede mną przeszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym towarzyszyło zdziwienie: <Matko, czarnuch przyszedł>. Nawet jak tego nie wypowiadali, czułem to”
-– relacjonował marsz narodowców Hugo-Bader przepastowany na Murzyna. Połączenie metody na „zapewne” z metodą na „czułem to” oraz z dodatkiem plotek może uczynić z organu Michnika wiodący organ na światowym rynku organów nie tylko prasowych.
Wtedy czerscy dziennikarze śmiało mogą zdawać szczegółowe relacje z najtajniejszych tajników i spotkań politycznych przywódców.
Drżyjcie Trump, Merkel, Kaczyński, Orban i inni, bo nic już nie ukryjecie przed Gazetą Wyborczą, a jej dochody poszybują w górę niczym balon zerwany z uwięzi reklam i ogłoszeń skarbu państwa…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/328232-czerskosc-czyli-innowacyjnosc-wynalazki-gazety-wyborczej-slowo-zapewne-ma-wielka-przyszlosc-w-tej-redakcji