Węgierska gadzinówka komunistyczna, gazeta „Nepszabadsag” przestała się ukazywać, ku rozpaczy lewicy, która lewicą być przestała, podobnie jak lewica europejska. Teraz to jest liberalne lewactwo politycznie poprawne, które miast zajmować się problemami społecznymi i bytowymi zajmuje się walką z wartościami narodowymi, domagając się zastąpienia ich „wartościami europejskimi”. A co to są te wartości europejskie? Z grubsza biorąc są czymś w rodzaju Lidla i Biedronki, Carrefoura i Rossmanna, podlanych sosem bolognese. Poza tym pustka ideowa, którą ma zapełnić nienawiść do chrześcijaństwa, do tradycji i do rodzimej kultury. Ludzie normalni, a jest ich zdecydowana większość mają już dość bełkotu sponsorowanych ideologicznie redaktorów, a zwłaszcza ich kłamstw i najwyraźniej zwracają się ku prawdzie. Wzorowana na propagandzie komunistycznej propaganda sukcesu poprawności politycznej już nie działa i dlatego w roku 2009 przestała wychodzić „Trybuna” - następczyni „Trybuny Ludu”, a 8 października węgierska tuba lewactwa „Nepszabadsag”. Larum podniosła nasza „Gazeta Wyborcza”, stwierdzając piórem Wojciecha Maziarskiego, że upadek gazety, nota bene zwalczającej Viktora Orbana, jest politycznym ciosem w wolność prasy. A tymczasem prawda jest taka, że gazeta padła z powodów ekonomicznych, po prostu nikt nie chciał jej kupować, to znaczy 75 procent dawnych czytelników od niej się odwróciło. Trudno się dziwić publicyście „GW”, bo jego organ znalazł się na czytelniczym zakręcie, czego efektem jest decyzja o zwolnieniu 135 redaktorów, a także o poszukiwaniu nowego profilu gazety, bliższego społeczeństwu. Może bliższego „Super Expressowi”, który dogonił „GW” w statystykach czytelnictwa. Najlepiej byłoby naśladować „Fakt”, zamienić gazetę w bulwarówkę obyczajową, bo polityczną już jest, ale co z tego?
Na pocieszenie należy zwrócić uwagę na ogólny spadek zainteresowania prasą papierową, za co odpowiedzialna jest elektronika i jej środki masowego przekazu, przede wszystkim internet. Niektóre gazety trzymają przy życiu bogate wydawnictwa, takie jak Ringier Axel Springer Verlag, finansujące antypolskie pisma w rodzaju „Faktu” czy „Newsweek Polska” , a nawet gazetkę koncernu „Rossmann”, co to się „Skarb” nazywa. Jest to prawdziwy skarb antypolskiej propagandy, zwłaszcza, że w jego produkcję zaangażowana była sama Agata Młynarska.
No więc jak to jest z tym „Nepszabadsag”, medium powołanym do życia w listopadzie 1956 roku, tuż po upadku rewolucji węgierskiej, sztandarowym gniotem komunistycznym? Jest zawieszony, także w internecie, ale może ożyć. Trzeba tylko znaleźć sponsora, jakiegoś Axela Springera czy innego Bauera. Może poświęci trochę kasy dla słusznej sprawy, jaką jest walka z prawicowym rządem Viktora Orbana. A Soros sfinansuje „czarny marsz” czytelników „Nepszabadsag” przed siedzibą Komisji Europejskiej w Brukseli, jest ich wprawdzie garstka, ale w sukurs powinni przyjść węgierskim bratankom nasi postkomuniści z KOD, ze stosownymi hasłami w rodzaju „Precz z preczem, niech żyje precz!”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/311638-precz-z-preczem-niech-zyje-precz-ludzie-maja-juz-dosc-belkotu-sponsorowanych-ideologicznie-redaktorow