Wielką uciechę mają różne media, w tym te tzw. społecznościowe, z powodu słów premier Beaty Szydło o „pomazańcach Jarosława Kaczyńskiego”. Odbywa się egzegeza słowa „pomazaniec”, cytuje się słowniki i definicje. A sens tego jest taki, że oto pani premier jest owym „pomazańcem”, zaś Jarosław Kaczyński – Bogiem. Na serio i tak siermiężnie, jakby chodziło o wywózki na Sybir. Wszystko to w sosie wyższościowego uchachania i rechotu. A cała rzecz jest prosta jak konstrukcja TVN.
CZYTAJ WIĘCEJ: „Pomazańcy” to wymysł TVN! Media dały się nabrać na prowokację dziennikarza
Oto na konferencji prasowej Maciej Knapik z TVN zadając pytanie wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu stwierdził: „Opozycja sugeruje, że teraz to pan jest pomazańcem Jarosława Kaczyńskiego”. Na co premier Beata Szydło odparła: „Skoro żartujemy, to mogę powiedzieć, ale też z pełną powagą, że oboje z Mateuszem jesteśmy pomazańcami Jarosława Kaczyńskiego”. Mieliśmy więc normalną, nawet zabawną reakcję na stwierdzenie człowieka TVN i odniesienie się do jego sformułowania. I nikt normalny nie wpadłby na to, że Beata Szydło uważa się za „pomazaną” przez Boga Kaczyńskiego. Ot, stwierdziła, zgodnie z prawdą, że decydujący głos w sprawie nominacji jej oraz jej zastępcy miał prezes Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli chodzi o Beatę Szydło, to fakt wskazania jej na premiera był znany jeszcze kilka tygodni przed wyborami w październiku 2015 r. Ale wokół „pomazańców” zrobiła się aferka, jakby chodziło o rzecz wagi państwowej, a nie formę przekomarzania się z dziennikarzem TVN.
Wielokrotnie do sformułowań użytych w pytaniach dziennikarzy odnosił się Donald Tusk jako premier i mniej lub bardziej zabawnie ich używał. I wtedy nie było żadnej sprawy wagi państwowej, bo przecież robił to ulubieniec TVN i innych mediów spod tej samej sztancy. Uchachanie i robienie z jakiegoś słowa wielkiego halo dotyczy wyłącznie polityków obecnie rządzącej opcji, a szczególnie Jarosława Kaczyńskiego. A przez lata dotyczyło ich jako opozycji. Najjaskrawszy przykład dotyczy prof. Krystyny Pawłowicz, która ma wprawdzie cięty język, ale akurat oberwała za coś, co tylko zacytowała za oryginałem. Rzecz działa się w maju 2013 r. i chodziło o słowa dotyczące tzw. Marszu Szmat, skądinąd wypowiedziane do reportera TVN. Wówczas Krystyna Pawłowicz odwołała się po prostu do tekstu na stronie Fabryki Równości, gdzie do marszu wzywano „dziwki i dżentelmenów, damy i żigolaków, kurtyzany i alfonsów, napalone queery i wyzwolonych feministów, cudzołożnice i jawnogrzeszników, fetyszystki i transwestytów, córy Koryntu i sukinsynów, nierządnice i sutenerów, dominy i niewolników, ladacznice i stręczycieli, dewiantki i puszczalskich, święte prostytutki i sprośnych utrzymanków, sodomitki i zbereźników, poliamorystki i swingerów, wszetecznice i rozpustników, nimfetki i satyrów, bezwstydnice i erotomanów, cyklistki i pedałów”. Ale to Krystynę Pawłowicz oskarżono o wymyślanie uczestnikom marszu i ich obrażanie.
Właściwie, to aferę wagi państwowej w kwestii „pomazańców” można by uznać za kolejny przejaw głupawki postępowych mediów i ich żurnalistów. Ale ta głupawka powtarza się z taką regularnością, że staje się ciężkim przypadkiem klinicznym. A polega to na tym, że czego by nie powiedział ktoś z obecnie rządzących, jakiego by błahego czy żartobliwego gestu nie wykonał, jest to interpretowane na pełnym szczękościsku, z mozołem, zadęciem i zapamiętaniem godnym wojny w Syrii. Nie ma w tym ani krzty poczucia humoru, luzu czy swobody. Z tego płynie dość oczywisty wniosek: postępowe media i ich polityczni ulubieńcy to ludzie topornie poważni, bez cienia dystansu do siebie i polityki. A jak głosi ludowa mądrość, ci ludzie są tacy dlatego, że po prostu nie są inteligentni, i to w stopniu ocierającym się o pełną dysfunkcjonalność. Ale to już zupełnie inna sprawa, w dodatku istotny problem społeczny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/310203-pomazancy-kaczynskiego-czyli-instrukcja-obslugi-macieja-knapika-i-postepowych-mediow