„Ustabilizować sytuację rodzinną, mieć więcej dzieci”; „Jesteśmy premierem Europy, czy Polski”. Słowa polityków PiS budzą zdumienie. Za wcześnie na arogancję...

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl/Youtube.pl
Fot. wPolityce.pl/Youtube.pl

Lapsusy językowe dla ludzi władzy często stają się niezwykle groźne. W mediach zyskują rangę wydarzenia i stają się niebezpiecznym narzędziem wymierzonym w polityków i całe środowisko. Do rangi symbolu kampanii prezydenckiej urosły słowa Bronisława Komorowskiego, który rzucił spotkanemu młodemu człowiekowi poradę. Co zrobić, żeby kupić mieszkanie?

Zmienić prace i wziąć kredyt

— te słowa byłego już prezydenta ułożyły się w obraz prezydentury i kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego. Kto wie, czy fakt, że media, szczególnie internetowe, zaczęły być wyczulone na tego typu kuriozalne wypowiedzi, nie kosztował Bronisława Komorowskiego prezydentury.

Warto, by dziś o kosztach lapsusów językowych pamiętała nowa władza. PiS powinien unikać min, powinien się wystrzegać pułapek zastawianych przez media i opozycje. Jednak przede wszystkim sam musi unikać retorycznych wpadek. Tymczasem ostatnie godziny obfitują właśnie w takie wypowiedzi.

Zachęcała ją będę do tego, żeby próbowała ustabilizować swoją sytuację rodzinną, mieć więcej dzieci, by móc na to świadczenie się załapać

— w ten sposób poseł Beata Mazurek, rzecznik, rzecznik (!) klubu PiS tłumaczyła sytuację samotnych matek, które mając jedno dziecko nie mogą otrzymać pomocy w ramach programu „500+”.

Wypowiedź stała się dla jednych lapsusem językowym, dla innych zaś dowodem pogardzania częścią Polaków przez PiS. Jednak faktem jest, że takie słowa są nie tylko niedopuszczalne w ustach władzy, ale wręcz głupie. Rzecznik Mazurek dokonała tego samego retorycznego „samobójstwa”, co Bronisław Komorowski. Jej słowa wypowiedziane w czasie kampanii wyborczej mogłyby kosztować PiS niemało, być może nawet władze. I warto, żeby działacze PiS mieli świadomość, że dziś każde słowo, każde!, ma znaczenie.

Niestety zapomniała zdaje się o tym również premier Beata Szydło. W przypływie dobrego humoru lub emocji związanych z kolejną podróżą zagraniczną premier rzuciła do dziennikarzy:

Prowadzimy tak intensywne życie międzynarodowe, że się zaczynam zastanawiać, czy jesteśmy premierem Europy, czy jesteśmy premierem Polski

— mówiła premier Szydło.

Niby żart, ale jednak… słowa budzą zdumienie. Czy premier Szydło używać będzie na stałe formuły pluralis majestatis znanej raczej z monarchii absolutystycznej niż demokratycznego kraju? Słowa szefowej rządu wyglądają jak przejaw buty i arogancji władzy, którą PiS tak mocno krytykował. Polska premier w tej wypowiedzi stawia się niemal na czele Europy. A przecież tak niedawno PiS krytykował Platformę Obywatelską, która opowiadała kuriozalne opinie o tym, że Donald Tusk będzie królem Europy. Dziś mamy raczej królową…

Dwie wypowiedzi, które dla zwolenników PiS będą zapewne drobną wpadką, czy źle zrozumianym żartem. Jednak PiS nie może akceptować takich błędów czy retorycznych skandali. Także takie słowa budują obraz władzy. A przez cytowane słowa jest to obraz władzy butnej, takiej z którą kojarzona była koalicja PO-PSL. Ta koalicja właśnie przez butę, arogancję, gnuśność i brak reform przegrała wybory. PiS notując kolejne wpadki PR-owskie w oczach części opinii publicznej jawić się zacznie jako władza butna i arogancka. Obrona dokonań rządzących będzie bardziej kosztowna dla obozu władzy niż, gdyby takich wpadek PiS się wystrzegał.

Czyżby nie wszyscy w PiS-ie zrozumieli, że czas władzy jest związany ze znacznie większą odpowiedzialnością za słowo niż działanie w opozycji?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych