Loranty komentuje ustawę o policji autorstwa PiS: "Rządzący poszli pół kroku do przodu, a powinni wykonać cały krok". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Jakub Szymczuk/Fronda
Fot. Jakub Szymczuk/Fronda

Sporo mówi się o nieformalnej grupie policyjnej, która miała inwigilować dziennikarzy. Jest pan zaskoczony?

Nie wiem, czy taka komórka działała, ale wiem, że zawsze takie sprawy wychodzą na światło dzienne, gdy zmienia się władza. Najwyraźniej ktoś chce się przysłużyć.

Czy zetknął się pan w swojej pracy z podobnymi praktykami?

Nie wierzę w istnienie takiej grupy w strukturach policyjnych.

Jak donosi portal kulisy24.com, inwigilację mieli prowadzić funkcjonariusze z Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji.

Oczywiście policja ma techniczne możliwości, aby tego dokonać, ale nie wierzę w istnienie zorganizowanej komórki, która miała się tym zajmować. W policji jest za duży przepływ informacji i ludzi. Nie dałoby się tego ukryć! Dlatego traktuję to bardziej jako spekulacje prasowe niż fakt.

Komendant Główny Policji zdecydował się jednak grupę, która ma to zbadać.

Mimo wszystko, nie wierzę w funkcjonowanie takiej grupy. W mojej ocenie nie kieruję się jednak względami politycznymi, ale doświadczeniem. Wiem, że policja nie dysponuje takim systemem zabezpieczeń jak służby. Wszystko jest omawiane na odprawach, a czytanie akt w obecności kolegi jest całkowicie normalne. W służbach jest to już traktowane jako wykroczenie. Poza tym, policja zawsze musi mieć jakąś podstawę kryminalną. Dlatego trudno uwierzyć mi, że to policja stoi za inwigilacją dziennikarzy. Chyba, że dany reporter kontaktował się z przestępcą i w efekcie sam znalazł się na widoku. Z drugiej strony, już tyle razy byłem zaskoczony w moim życiu, więc może i w tym przypadku nie powinienem wydawać kategorycznych osądów.

A może sprawa inwigilacji, to kwestia oddania pewnej przysługi osób korzystających ze swoich funkcji?

Owszem, zdarzają się przypadki, że szef wykorzystuje swoją zależność służbową w prywatnych celach. Tyle, że zleca ją jednemu zaufanemu pracownikowi na dziesięciu, a nie powołuje całego zespołu! Czy i w tym przypadku mogło chodzić tylko o przysługę? Całkiem możliwe.

Rozmawiał Aleksander Majewski

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych