"Po co dokładać obowiązków Sejmowi w nowej kadencji"? Dr Żukowski o wypaczeniu przez Platformę zasad wyboru sędziów TK

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Paweł Supernak: poseł Kropiwnicki z lewej
PAP/Paweł Supernak: poseł Kropiwnicki z lewej

Jeśli powołanie tych sędziów przypadnie kolejnemu Sejmowi – co nastąpi w razie braku przepisów przejściowych – może dojść do opóźnień i „blokady prac” TK. A poza tym po co „dokładać obowiązków Sejmowi w nowej kadencji”?

— przypomina dr Tomasz Żukowski na łamach „Rzeczpospolitej” słynne słowa posła PO Roberta Kropiwnickiego, szefa sejmowej podkomisji, gdzie PO, PSLSLD decydowały w poprzedniej kadencji o powołaniu „nadliczbowych” sędziów Trybunału Konstytucyjnego. To stało się praprzyczyną dzisiejszych zawirowań politycznych.

Politolog w tekście „Zasady i pokusy” przedstawił historię powoływania sędziów TK od zarania tego ciała w 1985 r., ze szczególnym uwzględnieniem czasów już po 1989 roku.

Dr Żukowski dowodzi, że od czasów III RP wszystkie partie miały w swoim zasięgu mianowanie sędziów „dla następnej kadencji”, jednak rezygnowały z tej pokusy. Wszystkie, włącznie z postkomunistami. Dopiero PO się ugięła.

Tuż przed trzecim czytaniem w Sejmie (27 maja), gdy emocje szybko rosną, padają inne argumenty: jeśli nie przeprowadzimy zmian, to „Sejm następnej kadencji wybierze 11 sędziów”. I jeszcze szokujące słowa: „Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy głosowań”

— przypomina politolog wydarzenia z wiosny tego roku.

Problem w tym, że w tej grze z posłami i opinią publiczną poseł posłużył się podfałszowanymi kartami. Przykrył niepoważnymi argumentami fakt złamania przez jego projekt zasady aktualnej legitymacji. By uzasadnić słowa o zagrożeniu pluralizmu TK przez PiS, do trybunalskich miejsc obsadzanych przez nowy Sejm zaliczył też te, które zwolnią się dopiero w początkach grudnia 2019 roku (a więc po kolejnych wyborach)

— tłumaczy Żukowski.

Co najważniejsze, „zapomniał” powiedzieć, że jego plan „obrony pluralizmu przed PiS” skutkuje wyborem przez centrolewicową koalicję łącznie 14 sędziów na 15. A to oznacza całkowite zdominowanie Trybunału i natychmiastowe złamanie – po raz pierwszy w historii III RP – zasady pluralizmu jego składu.

Jak wyjaśnia politolog skutki takiego postępowania były długotrwałe i kosztowne dla utrwalonych po 1989 r. zasad.

Pod koniec 2016 roku sędziów wskazanych przez liberalno-lewicową koalicję byłoby 13, a w połowie roku 2019 (blisko końca kadencji) 11. Warunkiem „obrony pluralizmu” Trybunału (zagrożonego ponoć pod koniec kadencji, za cztery lata) okazało się natychmiastowe uśmiercenie tej zasady przez jej głośnych obrońców.

Slaw/ „Rzeczpospolita”


Pomysł na prezent? Dobra książka!

Polecamy „wSklepiku.pl”:„Państwo Platformy. Bilans zamknięcia” - Andrzej Zybertowicz, Maciej Gurtowski, Radosław Sojak.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych