Maria Peszek „nie oddałaby Polsce ani jednej kropli krwi”, ale wielu zrobiłoby to dla Niepodległej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Wielu młodych Polaków nie mówi „sorry Polsko” i nie uważa, że dekowanie się to wyraz rozsądku i realizmu. To nie są tylko idealni konsumenci, lecz obywatele gotowi bronić niepodległości.

Ilu przeciętnych Polaków byłoby gotowych bezwarunkowo bronić niepodległości Polski? A czy zrobiliby to jej obywatele niebędący lub nieczujący się Polakami, ale w jakimś sensie oddani Polsce i tu żyjący? Te liczby są ważne dlatego, że pokazują prawdziwe przywiązanie do niepodległości i jej rzeczywistą wartość. To nie jest tak, że jeśli jesteśmy w UE i NATO, to mamy zagwarantowaną niepodległość. A tym bardziej taką gwarancją nie byłaby waluta euro. Doświadczenia historyczne dowodzą, że w pełni niepodległe są te państwa, w których żyje wystarczająco wielu ludzi gotowych bronić niepodległości. I nie oczekujących za to niczego poza utrzymaniem niepodległości właśnie. Tacy ludzie nigdy się nie lansują na gotowości do obrony Polski, bo uważają, że to zwyczajny obowiązek. Lans jest nieszczery i z góry zakłada nagrodę. W gruncie rzeczy jest więc transakcją handlową z własną ojczyzną.

Nie wiem, ilu ludzi bezwarunkowo gotowych bronić niepodległości żyje obecnie w Polsce. Z różnych danych i badań wynika, że coraz więcej jest ich w najmłodszym pokoleniu (15-25 lat). A wedle wszelkich trendów, mód i skutków współczesnej edukacji, powinno ich być w tym pokoleniu najmniej. To, że jest odwrotnie, daje nadzieję. Nie mam twardych danych, ale z wielu przesłanek wynikałoby, że najmniej jest takich ludzi w pokoleniach trzydziesto- i czterdziestolatków. Chyba dlatego, że to modelowe wręcz ofiary w gruncie rzeczy bezpaństwowej ideologii III RP. W tej ideologii niepodległość i jej obrona stały się problemami jeśli nie wstydliwymi, to przynajmniej uznawanymi za nieaktualne. Na dowód wyliczano ileś tak komunałów o wspólnej Europie i bezpieczeństwie zbiorowym. To w tych grupach Polaków spory poklask miał swego rodzaju antyhymn ich rówieśniczki Marii Peszek (gdy piosenka się ukazała, Peszek miała 39 lat) „Sorry Polsko”:

Gdyby była wojna byłabym spokojna

Nareszcie spokojna wreszcie byłabym

Nie musiałabym wybierać

Ani myśleć, jak tu żyć

Tylko być, tylko być

Po kanałach z karabinem nie biegałabym

Nie oddałabym ci, Polsko

Ani jednej kropli krwi

Sorry Polsko, sorry, Polsko

Sorry Polsko, wybacz mi!

Wystarczająco, przerażająco jest żyć.

W Święto Niepodległości wspomina się bohaterów i ludzi znanych, a przecież jest ono przede wszystkim dziełem ludzi anonimowych. Tych, którzy rzadko są odznaczani i zwykle nawet nie myślą o tym, że im się coś należy. Ale to nie znaczy, że władze niepodległego państwa nie powinny o nich myśleć i pamiętać. Tych którzy walczyli o niepodległość razem z Józefem Piłsudskim, Romanem Dmowskim, Ignacym Paderewskim czy Wincentym Witosem już nie ma. Tych aktywnych podczas II wojny światowej i przez kilka lat po jej zakończeniu jest coraz mniej, dlatego łatwiej o nich pamiętać. Wciąż jest wielu ludzi walczących o niepodległość z komuną w latach 1950-1989, szczególnie zwykłych ludzi, których ta komuna wyjątkowo prześladowała w 1976 r. czy w czasie stanu wojennego. Wielu przez lata nie miało normalnej pracy z powodu wilczych biletów czy zaangażowania w podziemie, więc teraz albo mają nędzne renty, albo bardzo niskie emerytury. Wielokrotnie niższe od świadczeń otrzymywanych przez dawnych ubeków i pracowników aparatu PZPR. Szczególnie jaskrawo ta niesprawiedliwość ujawniła się, gdy okazało się, że wdowa po Czesławie Kiszczaku będzie miała po nim świadczenie w wysokości 7650 zł. Dla rodzin tych, których funkcjonariusze komunistycznego reżimu, dowodzeni m.in. przez takich jak Czesław Kiszczak, zamordowali w grudniu 1970 r. czy choćby w kopalni Wujek to szczególna obelga i potwarz.

To świetnie, że marszałkiem seniorem nowego Sejmu prezydent Andrzej Duda wyznaczył Kornela Morawieckiego, bohatera „Solidarności”, a potem „Solidarności Walczącej”, przez kilka lat po 13 grudnia 1981 r. ukrywającego się i działającego w podziemiu. Ten odważny i zasłużony dla niepodległości Polski człowiek po latach dostaje należną mu satysfakcję. Ale jest wielu, którzy wciąż nie zaznali wdzięczności za to, co zrobili. Oni sami się o to nie upomną, bo często nawet im to nie przychodzi do głowy. Traktowali walkę i opór jako swój obowiązek i nie oczekują nagród, nie wypinają piersi do orderów. Ale jednak wolna i niepodległa Polska jest im coś winna. Bo często żyją w niedostatku. I będzie sprawiedliwe udzielenie im pomocy. To bowiem tacy ludzie decydują o tym, czy niepodległość trwa. Bezinteresowni, przekonani, że pilnowanie i obrona niepodległości to obowiązek.

Bezinteresowni i gotowi do poświęceń bez spodziewanej nagrody są w dużej części Polacy z najmłodszego pokolenia (15-25 lat). Oni nie uważają, że patriotyzm i „obowiązki polskie” to coś nieaktualnego i niemodnego. Oni nie mówią „sorry Polsko” i nie uważają, że oportunizm, dekowanie się czy nawet kolaboracja to wyraz rozsądku i realizmu. To nie są tylko idealni konsumenci, lecz po prostu obywatele. Nie chcą „tylko być”, lecz jednak są gotowi „oddać Polsce kroplę krwi”. I to jest optymistyczne. Nawet jeśli trudno powiedzieć, jak jest z tą gotowością w całym społeczeństwie. A jest chyba jednak coraz lepiej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych