Orbán zdeklarował „czerwoną linię”, do której gotów jest uczestniczyć w prorosyjskiej grze w UE. Choćby z jego ostatniego wywiadu dla „Kommiersanta” wynika, że będzie nią stanowisko Niemiec wobec Rosji, któremu ostatecznie Węgry będą się podporządkowywać
— mówi Mateusz Gniazdowski, kierownik pionu Europy Środkowej w Ośrodku Studiów Wschodnich w rozmowie z Łukaszem Warzechą, przeprowadzonej dla portalu wPolityce.pl.
Łukasz Warzecha: Czy wizyta Putina w Budapeszcie i złożenie przez niego kwiatów na grobach sowieckich żołnierzy, którzy zginęli w trakcie tłumienia powstania z 1956 r., będzie mieć negatywne wewnętrzne skutki dla Viktora Orbána?
Mateusz Gniazdowski: Przede wszystkim trzeba sprostować znaczące przekłamanie, które było obecne także w polskich mediach: Putin kładł wieńce na cmentarzu żołnierzy sowieckich, poległych podczas II wojny światowej, głównie w 1945 r. Na tym cmentarzu faktycznie jest też kwatera i nieduży pomnik, niedawno wyremontowany wraz z innymi, poświęcony sowieckim żołnierzom, którzy zginęli w roku 1956. Ale to jednak nie tam rosyjski prezydent składał hołd. Owszem, zwrot Orbána ku Rosji jest często na Węgrzech przedstawiany jako zdrada ideałów węgierskiej rewolucji, a część byłych współpracowników premiera ma mu to za złe. Jest grupa komentatorów, którzy popierali jego politykę, ale zaczęli ją otwarcie krytykować, szczególnie po otwartym dyplomatycznym konflikcie amerykańsko-węgierskim. Jednak sondaże pokazują, że przynajmniej dla połowy wyborców Fideszu prorosyjski zwrot, zwany przez Orbána pragmatycznym kursem, nie jest kłopotem.
Pojawiły się już informacje o możliwym rozłamie w Fideszu.
To może być jeden z elementów, napędzających siły odśrodkowe w partii rządzącej, ale nie jest to element decydujący. Znacznie ważniejsze są tarcia, uwypuklone przerwaniem milczenia przez do niedawna bardzo bliskiego współpracownika Orbána Lajosa Simicskę, byłego skarbnika Fideszu, właściciela wielu mediów. Ale tu konflikt nie dotyczy stosunku do Rosji, lecz dostępu do zamówień publicznych, dostępu do pieniędzy oraz do inwestycji, związanych także z budową elektrowni atomowej w Paks. Wygląda na to, że Orbánowi zależy teraz na stworzeniu nowej grupy zaufanych przedsiębiorców, którzy rozszerzyliby biznesową bazę partii. Simicska mógł się po prostu stać zbyt potężny. Mimo tych wszystkich problemów, przywództwo Orbána jest niekwestionowane i rozpad raczej Fideszowi nie grozi.
Czy Viktor Orbán stał się w naszym regionie „zastępcą” Putina? Można odnieść wrażenie, że przez wielu tak jest dziś traktowany.
Faktycznie, obserwując polskie reakcje na czwartkową wizytę Orbána w Polsce, można było dojść do wniosku, że uznaje się go u nas za konia trojańskiego Putina. Jednak w większości państw Europy Środkowej jego działań nie ocenia się tak ostro. Mówiąc o tym, że Węgry rozbijają jedność Grupy Wyszehradzkiej, musimy pamiętać, że nasze, polskie postrzeganie roli Rosji różni się od postrzegania jej w pozostałych państwach regionu. Różni nas od reszty krajów regionu również opinia na temat metod, jakimi wobec Rosji powinny działać Unia Europejska i NATO. Pod tym względem dystans między nami a Budapesztem jest dużo większy niż między Budapesztem a innymi stolicami w regionie.
Może jednak Orbán jest faktycznie koniem trojańskim Putina?
Wziąwszy pod uwagę, że Orbán w jakimś stopniu reprezentuje interesy rosyjskie w Unii Europejskiej, można odpowiedzieć twierdząco. Ale to bardzo publicystyczny chwyt, który niewiele wyjaśnia. Natomiast znaczące, że dzień po wizycie Putina w Budapeszcie i w przeddzień wizyty Orbána w Warszawie wybrzmiała krytyka projektu unii energetycznej, promowanego mocno przez Polskę i osobiście Donalda Tuska. Wygląda więc na to, że elementem gry, w którą zaangażował się Orbán, jest również wzmacnianie głosu państw opowiadających się w UE za współpracą biznesową z Rosją, niezależnie od wszystkich różnic ideologicznych czy dotyczących sytuacji Ukrainy. Innymi słowy – Rosji nie chodzi tylko o Węgry. Przyjazd Putina do Budapesztu miał znacznie większe znaczenie, niż tylko wzmacnianie stosunków bilateralnych. To był rodzaj oferty, skierowanej do elit politycznych innych krajów, i to nie tylko naszego regionu. Orbán jednak zdeklarował „czerwoną linię”, do której gotów jest uczestniczyć w tej prorosyjskiej grze w UE. Choćby z jego ostatniego wywiadu dla „Kommiersanta” wynika, że będzie nią stanowisko Niemiec wobec Rosji, któremu ostatecznie Węgry będą się podporządkowywać.
Czy w takim razie nasze interesy rozjechały się już kompletnie z interesami Węgier, tak jak je realizuje i rozumie Orbán?
W zakresie postrzegania Rosji i stosunku do niej, stosunku do sytuacji na Ukrainie, kwestii bezpieczeństwa energetycznego, a także zasadniczej wizji integracji europejskiej i jej skutków – można mówić o pogłębiającym się pęknięciu. Ale trzeba pamiętać o punktach wspólnych, które pozostają bazą do współpracy. Znaczenie polityczne tej wspólnej bazy może się jednak zmniejszać, także dlatego, że stosunki z Węgrami są przedmiotem rozgrywek krajowych.
Jakie są te wspólne punkty, które pozostają w relacjach z Węgrami?
To wciąż wspólne interesy w UE. Wprawdzie Orbán jest otwarcie sceptyczny wobec kierunku, w jakim zmierza Unia i nie wiąże z integracją europejską większych nadziei. Nie wierzy, że UE przetrwa w kształcie, który byłby dla Węgier korzystny, dlatego szuka nowych sposobów rządzenia państwem, odbiegających od dominujących we wspólnocie. Z drugiej jednak strony Węgry są mocno zakorzenione w unijnym systemie i czerpią z niego korzyści – choćby z polityki spójności i wspólnego rynku. I choćby tutaj właśnie mamy wspólne interesy z Węgrami.
Węgrzy nie są zadowoleni z obecności w UE, skoro czerpią z niej korzyści?
Nie są zadowoleni ze swojej sytuacji gospodarczej, co się przekłada na niezadowolenie ze skutków członkostwa w UE dla przeciętnej węgierskiej rodziny. To wyraźnie odróżnia Węgry od Polski, gdzie mimo wszystkich zastrzeżeń poziom zadowolenia z integracji jest wysoki.
Rozmawiał Łukasz Warzecha
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/234661-czy-orban-jest-faktycznie-koniem-trojanskim-putina-tylko-u-nas-rozmowa-warzechy-z-ekspertem-osrodka-studiow-wschodnich