Prof. Zybertowicz: Bronisław Komorowski powinien w kampanii wyborczej wyjaśnić swój udział w aferze marszałkowej. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. M. Czutko
Fot. M. Czutko

Prezydent nie wykazał żadnej woli, żeby swoje działania postawić w jasnym świetle, zrozumiałym dla wyborców. To Bronisław Komorowski przyczynia się do narastania konfliktów

— mówi socjolog prof. Andrzej Zybertowicz w rozmowie z portalem wPolityce.pl

wPolityce.pl: Prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że sąd podjął bardzo dobrą decyzję, nakazując wznowić śledztwo ws. tworzenia raportu z weryfikacji WSI przez Antoniego Macierewicza. Czy ten temat jest pod jakimś specjalnym nadzorem prezydenta?

prof. Andrzej Zybertowicz (socjolog, Uniwersytet Mikołaja Kopernika): Dla porównania - zastanawiam się, przez ile instancji będzie szła sprawa afery marszałkowej i ile lat będzie to trwało. Trzeba powtarzać to bez ustanku - likwidacja WSI była zgodna z racją stanu, być może były uchybienia, ale że aż tylu lat trzeba było, by ta sprawa ponownie była rozpatrywana pokazuje, że zasadnicza krytyka III RP jako starego systemu definiowana przez największą partię opozycyjną jest zasadna. Polskie państwo nie potrafi rozwiązać podstawowych rzeczy. Musimy wyraźnie powiedzieć, że rozwiązanie WSI było zgodne z polską racją stanu, a prezydent był temu przeciwny. Najpierw głosował, a potem dał się uwikłać w jakąś mętną grę wokół aneksu. Dziwnie zachowywał się również podczas składania zeznań nie potrafiąc wyjaśnić niejasności.

Ma Pan na myśli zeznania w Pałacu Prezydenckim?

Tak. W tym miejscu należy postawić pytanie, przez ile jeszcze instancji musi przejść ta sprawa i jaką rolę odgrywały w niej środowiska zaprzyjaźnione z prezydentem. Faktem, który odsłania mechanizmy działania władzy jest to, że media głównego nurtu nie transmitowały przesłuchania prezydenta, za to poświęcają uwagę jakimś proceduralnym, czysto prawniczym zagadnieniom w sprawie czy Antoni Macierewicz był funkcjonariuszem publicznym czy nie był.

Andrzej Morozowski tłumaczył, że przesłuchanie byłoby nudne dla widzów, którzy zasypialiby przed telewizorami słuchając Komorowskiego…

To sposób kadrowania decyduje o tym, co jest nudne. Mogę się założyć, że gdyby dano dyspozycję operatorom telewizji TVN, by w odpowiedni sposób filmowali mimikę twarzy Bronisława Komorowskiego, a potem komentatorzy z taką samą dociekliwością, jak w przypadku przygody madryckiej interpretowali to na wszystkie sposoby, to gwarantuję, że byłoby to niezwykle frapujące dla widzów, a przede wszystkim wyborców.

Bronisław Komorowski zapowiedział dziś start w wyborach. Czy Andrzej Duda powinien w swojej kampanii wyborczej odnosić się do afery marszałkowej?

Kandydat PiS powinien koncentrować się na drodze do przodu. Afera marszałkowa jest tak skomplikowana, że nawet osoby sympatyzujące z PiS nie do końca wiedzą, o co chodzi. Zadaniem głównej partii opozycyjnej jest zbudowanie prostego, jasnego przekazu, który wskazałby, że ta sprawa kładzie się poważnym cieniem na zdolności Bronisława Komorowskiego do suwerennego, samodzielnego działania.

Jakie są trzy najważniejsze zarzuty afery marszałkowej? Czy można tak w ogóle skondensować tę sprawę?

Bronisław Komorowski jest jednym z bohaterów aneksu do raportu z weryfikacji WSI. W momencie, gdy pojawił się u niego przedstawiciel WSI nie zachował się jak ważny urzędnik państwa, tylko jak osoba pozostająca w konflikcie interesów. Tyle lat minęło i nie widać, aby Pałac Prezydencki zabiegał o to, aby sprawa została należycie wyjaśniona. Kampania wyborcza przed ewentualną drugą kadencją to dobrym moment, by to nadrobić. To w interesie prezydenta powinno leżeć, aby sprawa ujrzała światło dzienne i jego przesłuchanie było transmitowane przez największe telewizje. To w interesie prezydenta było powiedzieć: „Nie miałem i nie mam nic do ukrycia”.

Tak się jednak nie stało…

To prawda. Prezydent nie wykazał żadnej woli, żeby swoje działania postawić w jasnym świetle, zrozumiałym dla wyborców. To Bronisław Komorowski przyczynia się do narastania konfliktów.

Zostawmy to. Premier Tusk zapowiedział dwa lata temu reformę służb specjalnych, która miała ograniczyć kompetencję Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale sprawa umarła. Jak pan, jako ekspert od działań służb specjalnych, patrzy na sprawę?

Nastroje i emocje premiera Tuska, który pod względem sprawności intelektualnej jest o dwa oczka wyżej niż obecna pani premier, nie są ważne. Ważne jest to, że służby zostały puszczone samopas. Premier Tusk w lutym 2008 roku stwierdził, że służby działają niesprawnie i przez te wszystkie lata nie stworzył nic, aby poważną lukę w systemie bezpieczeństwa państwa zapełnić. Potem dowiadujemy się dopiero, że te służby nie sprawdziły tego czy tamtego,  nie zrobiły tej czy innej rzeczy. Jak wskazuje artykuł opublikowany na łamach „Wprost”, w ABW dochodzi do rażących nieprawidłowości.

To poważny problem?

Cała sprawa pokazuje, że w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa Polski ze strony Rosji czy grup terrorystycznych, mamy do czynienia za słabym instrumentem ochrony. To musi martwić.

Rozmawiał Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych