Dawno, dawno temu, kiedy Jarosław Gowin jeszcze pławił się w blasku Słońca Peru, wypowiedział się bardzo stanowczo na temat prawa w Polsce:
Prawo w Polsce jest wydmuszką, za którą kryje się rzeczywistość nie mająca nic wspólnego z moralnością , sprawiedliwością, zasadami państwa prawa”.
To było na początku roku 2008 i nikt w Platformie Obywatelskiej ani w establishmentowej nadbudowie, nie żachnął się na te słowa, a przecież powiało z nich grozą i zapachniało bananową republiką.
No, ale to był czas tuż po przegraniu wyborów przez PiS, czas symbolicznego upadku idei IV RP, więc każda taka wypowiedź była przyjmowana z radosnym aplauzem przez sponsorów i beneficjentów świeżo wybranej władzy. Z domyślną sugestią, że to PiS w ciągu dwóch lat zamienił demokratyczne państwo prawa w totalitarny reżim, a teraz partia obywatelska pod demokratycznym przywództwem Donalda Tuska na pewno odrobi pisowskie szkody.
Dzisiaj natomiast mamy sytuację odwrotną w przypadku pani Magdaleny Ogórek, kandydatki na prezydenta z ramienia SLD, która w zasadzie powtórzyła diagnozę Gowina, tyle że innymi słowami: „Prawo w Polsce należy napisać od nowa”. To stwierdzenie spotkało się albo z gromkim śmiechem ze strony partii rządzącej i przyległych mediów, albo z wielkim oburzeniem. Pani Ogórek została odsądzona od czci, wiary i elementarnej wiedzy oraz potraktowana jako klasyczna blondynka. Tymczasem każdy widzi, że sens oraz intencja jej oceny polskiego prawa nie różni się wcale od oceny Gowina.
Cóż więc takiego się stało w polskim prawie przez te siedem lat rządów PO, że pluszak Platformy wznosi się na wyżyny zacietrzewionego szyderstwa z pani Ogórek, a reszta plujni mu wtóruje? Ano właśnie, sęk w tym, że nic się nie stało. Przez siedem lat rządów koalicji PO-PSL przekonaliśmy się tylko, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być jeszcze gorzej. I to porzekadło w pełni stosuje się do prawa pod rządami PO. Rzekome szkody poczynione przez PiS, stan prawa z roku 2008 w porównaniu do sytuacji obecnej, jawią się nam dzisiaj niczym rzewna sielanka.
Dzisiaj bowiem po kraju grasują bezkarni komornicy niczym zbójeckie watahy na traktach handlowych w średniowieczu. Dzisiaj Bogu ducha winnemu rolnikowi odbiera się traktor, a sędzia wyrokuje, że trudno: wola boska i skrzypce – skoro traktor został już sprzedany, to nie ma sprawy. Korporacje prawnicze stają murem niczym mafia za swoich członków, którzy faktycznie stali się nietykalni, jak święte krowy w Indiach. I dotyczy to dosłownie wszystkich segmentów tej władzy, począwszy od sędziów, poprzez prokuratorów, adwokatów, policjantów, a skończywszy na notariuszach.
Takiej degrengolady wymiaru sprawiedliwości nie było nawet za komuny. Policja specjalizująca się w prowokacjach wobec protestujących obywateli. Służby specjalne, które trzech kelnerów wodzi za nos przez kilkanaście miesięcy. Komornicy jak zbóje na drogach. Sędziowie, których orzeczenia wyciągane jak z błazeńskiej czapki wywołują śmiech na sali i osłupiałe niedowierzanie. Prokuratorzy poza wszelką kontrolą, nawet naczelny szef może im skoczyć. Adwokaci i notariusze dyktujący obywatelom bezczelnie horrendalne ceny, które faktycznie podważają zasadę równości wobec prawa.
A przecież jeszcze nie przebrzmiała afera Amber Gold, w której obnażono postać całej sitwy władzy – cwanego hochsztaplera przez kilka lat osłaniały połączone siły prokuratury, sądu, skarbówki i przy bierności służb specjalnych, nadzoru bankowego, a także rządu i samorządu. Sam premier Tusk maczał palce w tych dziwnych „zaniechaniach”. Jeszcze nam w uszach te kelnerskie taśmy grają, a na nich prominenci władzy knujący przeciwko konstytucji podczas kolacyjek na służbową kartę. O słownictwie nie wspomnę. W sądach ciągnie się afera informatyzacyjna w łonie rządu PO, matka wszystkich afer III RP, co przyznał nawet prokurator generalny. Trwa przecież wojna rządu z górnikami, którym jeden pan premier z PO obiecał nietykalność, a druga pani premier próbowała potraktować jak głupków, ale tylko z siebie zrobiła idiotkę.
Ale to jest właśnie konsekwencja siedmioletnich rządów PO-PSL, to kwintesencja tak zwanego państwa Tuska. Stąd ten wściekły jazgot medialnych sponsorów Platformy, bo doskonale zdają sobie sprawę, że przez długie siedem lat tę patologiczną władzę promowali. Czym się więc różni wypowiedź pani Ogórek od pana Gowina w tej kwestii? Niczym, rzecz jasna. Chodzi o kontekst. Otóż Gowin płynął wtedy z głównym nurtem obecnego establishmentu władzy, a Ogórek dzisiaj wiosłuje pod prąd, pokazując patologię państwa pod rządami PO.
Po tych siedmiu latach państwo jest obłożnie chore, a ta patologia ma przede wszystkim twarz Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego, Ewy Kopacz et consortes. I w tym miejscu rzucamy powłóczyste i wiele mówiące spojrzenia w stronę pp. Lisa, Paradowskiej, Olejnik, Żakowskiego, Kolendy-Zaleskiej, Kuźniara i wielu, wielu innych, którym Patologia Obywatelska tak wiele zawdzięcza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/230670-kto-dokladal-do-pieca-gdy-hartowala-sie-patologia-obywatelska