"wSieci": Jak ubecy spreparowali wybory. Piotr Zaremba przypomina historyczne "głosowanie" w 1947 roku

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
wSieci
wSieci

Wybory 1947 r. fałszowano, nie ukrywając tego specjalnie przed Polakami. To miał być pokaz nagiej przemocy. W efekcie wszyscy mieli poczucie nieprawomocnej władzy

pisze Piotr Zaremba, opisując sfałszowane przez komunistów wybory w roku 1947.

Artykuł jest częścią dodatku specjalnego poświęconego największym oszustwom w historii.

CZYTAJ WIĘCEJ: Górny, Janecki, Narbutt, Potocki, Zaremba o największych oszustwach w historii. Dodatek specjalny do tygodnika „wSieci”

Publicysta pisma kreśli tło historyczne tamtych wydarzeń.

Kiedy w Jałcie Roosevelt i Churchill zgodzili się na przejęcie w Polsce władzy przez obóz „lubelskiej lewicy”, ceną miały być jednak wolne wybory. Rolę „konstruktywnej opozycji” wziął na siebie Stanisław Mikołajczyk, do niedawna premier rządu na emigracji. Stało się to za cenę upokarzających ustępstw - negocjacje prowadzono w Moskwie równolegle z procesem 16 przywódców Polski podziemnej

— pisze Zaremba.

A co z samymi wyborami?

Wybory odwlekano w nieskończoność. Istotne akty prawne uchwalała Krajowa Rada Narodowa, swoisty fenomen, bo składała się z ludzi delegowanych przez partie, ale proporcje ustalało i nominacji dokonywało Prezydium KRN, stworzone samozwańczo i obradujące pod przewodnictwem dawnego agenta NKWD Bolesława Bieruta. Tę zwłokę komuniści wykorzystywali, aby naciskać na Mikołajczyka. Chcieli go zmusić do wystawienia kandydatów swojej partii ze wspólnych list Bloku. PPR oferowała stronnictwu 20, a nawet 25 proc. miejsc. Ale Mikołajczyk, uparty chłop z Wielkopolski, samorodny talent polityczny po kilku klasach szkoły ludowej, opierał się naciskom. Zdaniem Korbońskiego wierzył w możliwość zagwarantowania w miarę uczciwych wyborów przez mocarstwa zachodnie. Choć według innych świadectw po cichu liczył nawet na nową wojnę światową

— czytamy.

Problemy pojawił się też przy ogłoszeniu wyników…

Po przeprowadzeniu tego głosowania generalny komisarz wyborczy zwlekał całe 11 dni z ogłoszeniem wyników. W tym czasie PSL zdążyło złożyć protesty wyborcze w całym kraju

— pisze Zaremba.

Jak przypomina, komunistyczne władze nawet nie udawały, że wybory odbyły się w należyty sposób.

To charakterystyczne, ale nikt niczego nie próbował robić ukradkiem, była to swoista manifestacja siły. Gazety opozycji, coraz mocniej gnębione przez cenzurę, nie mogły tylko o tym napisać. Ale wieści rozchodziły się szybko. Elementem przykrycia nadużyć wobec zagranicy była za to prowokacja kielecka z 4 lipca 1946 r. Tłum mieszkańców tego miasta, ewidentnie podburzony przez tamtejszych ubeków, dokonał pogromu żydowskiej ludności

— tłumaczy historyk.

I dodaje:

Można się do woli zastanawiać nad decyzją Mikołajczyka, aby próbować kompromisu z komunistami i całym jałtańskim systemem. Warto jednak zauważyć, że legenda sfałszowanych wyborów – akurat prawdziwa – ciążyła nad tym systemem od początku do końca. Może lepiej, że zmuszono PPR, aby to zrobiła, bo nie ułatwiono jej bardziej aksamitnego zalegalizowania swojej władzy. „Wybory to taka szkatułka. Wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka” – mówiła warszawska ulica. I ta świadomość nigdy do końca nie zniknęła

— puentuje Zaremba.

Szczegółowy opis atmosfery i fałszerstw tamtych wyborów - tylko w tygodniku „wSieci”, polecamy!

lw, „wSieci”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych