Polska ma szanse zostać energetycznym Eldorado

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA Julien Warnard
fot. PAP/EPA Julien Warnard

Wbrew temu co twierdzi mainstreamowa propaganda, decyzje, które zapadły na szczycie klimatycznym w Brukseli mocno uderzają w polskie interesy. Fatalna polityka energetyczna, którą od siedmiu lat prowadzi rząd PO-PSL stawia nasz kraj w bardzo trudnym położeniu i naraża na olbrzymie straty. Wcale nie musi tak być, zważywszy na to, że Polska ma instrumenty do tego, by zapewnić sobie tanie i niezależne dostawy energii na kolejne dziesięciolecia.

Polska to przede wszystkim węglowa potęga i już tylko z tego faktu powinniśmy swoją energetyczną przyszłość upatrywać właśnie w tym surowcu. Niestety polskie kopalnie mają ogromne problemy z rentownością, oraz ze sprzedażą tego, co udało im się wydobyć. Wynika to z kilku kwestii. Po pierwsze, przez lata polskie kopalnie były zarządzane w skandaliczny sposób. Nie reagowano na spadającą sprzedaż węgla, nie inwestowano w nowe technologie, nie prowadzono dialogu ze związkami zawodowymi i w konsekwencji wiele kopalni zostało zamkniętych. Po drugie, prowadzono i nadal prowadzi się całkowicie sprzeczną z polską racją stanu politykę handlową. W 2013 roku import_ węgla do Polski osiągnął rekordowe 10,8 mln ton, z czego aż 7 milionów to węgiel rosyjski. Tymczasem na hałdach zalega polski węgiel z którym nie wiadomo co zrobić. Po trzecie, do takiego stanu doprowadziła fatalna polityka rządu w zakresie energetyki, zarówno w wymiarze krajowym jak i europejskim. W Polsce budowa nowych bloków energetycznych w elektrowniach węglowych stanęła w miejscu (Opole, Ostrołęka), a za poklepywanie po ramieniu poświęcono sprawę polskiego węgla w ramach polityki europejskiej, co miało miejsce i w 2008 roku i na ostatnim szczycie w Brukseli.

Politycy opozycji przedstawili negatywne skutki, jakie wiążą się z podporządkowaniem rządu Ewy Kopacz rozwiązaniom narzuconym Polsce przez dużych europejskich graczy. W perspektywie najbliższych lat odbiorcy prądu w Polsce będą musieli zapłacić więcej, a jak słusznie zauważyli Piotr Naimski oraz prof. Krzysztof Szczerski, narzucone (a nie wynegocjowane) ustalenia w Brukseli są kagańcem nałożonym na polską gospodarkę i przyczynią się do skurczenia polskiego PKB.

Warto przypomnieć, że dysponujemy ogromnymi pokładami gazu zarówno konwencjonalnego (ziemnego) jak i łupkowego. Po czterech latach od rozpoczęcia prac nad ustawą regulującą wydobycie gazu z łupków wciąż nie widać ich końca. Biorąc pod uwagę jak duże są opóźnienia przy budowie gazoportu w Świnoujściu, można się spodziewać, że wydobycie gazu łupkowego w Polsce to kwestia jeszcze kilkunastu lat. Tak długo, zwłaszcza w obecnie trudnej sytuacji międzynarodowej, nie możemy czekać. Jeszcze bardziej niepokojące jest to, że zagraniczne firmy (m.in. z USA) zniechęcone przedłużającą się prawną niepewnością, a posiadające technologię wydobycia gazu łupkowego postanowiły wycofać się z Polski. Przyciągnięcie z powrotem energetycznych gigantów będzie stanowiło niemały problem, chyba że pozwolimy Rosjanom na wejście i zdominowanie naszego łupkowego rynku.

Polska musi także zacząć powoli myśleć o świecie postwęglowym. Mądra i skuteczna polityka, to polityka dalekowzroczna, przewidująca możliwe zmiany (w tym przypadku strategii energetycznej), a co za tym idzie potrzeby stopniowego przerzucenia się na energię z odnawialnych źródeł. Jej pozyskiwanie należałoby uruchomić w miarę szybko, jednocześnie zachowując możliwie długo prymat węgla. Jest to o tyle ważne, że Polska zgodziła się na dwukrotne zwiększenie udziału energii odnawialnej w tzw. miksie, a brak infrastruktury i nikły udział OZE w polskim systemie energetycznym będzie skutkował tym, że w niedalekiej przyszłości będziemy zmuszeni import_ować energię pochodzącą właśnie z tych źródeł m.in. z Niemiec. Podobnie też jak w przypadku gazu łupkowego, Polska wciąż nie ma przygotowanej ustawy o OZE. Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że dysponujemy chociażby jednymi z najlepszych warunków geotermalnych w Europie. Możemy też z powodzeniem inwestować w biogazownie, przekształcając niewyczerpalne pokłady biomasy i odpadów organicznych w energię elektryczną, głównie na potrzeby lokalne (wsie i małe miejscowości).

Ten rodzaj wytwarzania zarówno energii cieplnej jak i elektrycznej zasługuje na szczególną uwagę. Jak szacuje Fundacja na rzecz Rozwoju Polskiego Rolnictwa, Polska mogłaby produkować aż 10 mld metrów sześciennych biogazu rocznie. Dla porównania w 2012 zużycie tradycyjnego gazu ziemnego wyniosło 15,8 mld m3. Jednak niestabilne prawo, brak jasnych przepisów i niemal zerowe wsparcie państwa w tej materii powodują, że Polska nie wykorzystuje tego ogromnego potencjału, jaki daje produkcja biogazu. Ten rodzaj odnawialnych źródeł energii mógłby stanowić bardzo dobrą alternatywę dla krytykowanych elektrowni wiatrowych, których nie życzą sobie ani ludzie mieszkający w ich pobliżu ani obrońcy lokalnych ekosystemów.

W dyskusji o polskiej polityce energetycznej nie można zapomnieć o energii atomowej. Szumne zapowiedzi Donalda Tuska o tym, że w 2024 roku zacznie działać pierwsza polska elektrownia atomowa można już dziś włożyć między bajki. Plany były ambitne: w Ministerstwie Gospodarki powołano Departament Energii Jądrowej, a PGE utworzyła spółkę celową pod nazwą Energia Jądrowa 1, która miała zajmować się przygotowaniem inwestycji. Jednak jak w kwietniu informował portal Forsal.pl pozostałe spółki, które mają wyłożyć pieniądze na elektrownię mogą wycofać się z finansowania projektu, a tym samym doprowadzić do jego upadku. A jak twierdzi prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej elektrownia atomowa w Polsce to projekt czysto polityczny i całkowicie nieopłacalny. Jest jeszcze jedna bardzo istotna kwestia: dostaw paliwa do elektrowni jądrowych. Według amerykańskiej grupy doradczej Casey Research, Rosja będzie dążyła do monopolizacji dostaw uranu, a tym samym uzależnienia odbiorców. A zatem budując elektrownię atomową w Polsce zamiast dywersyfikacji dostaw energii możemy stać się jeszcze bardziej uzależnieni i to wydając ogromne pieniądze.

Trzeba pamiętać, że tania energia to nie tylko odczuwalne odciążenie budżetów Polaków, ale może przede wszystkim szansa dla fabryk i zakładów przemysłowych (vide: plany opozycji mówiące o reindustrializacji kraju), które dzięki obniżce cen energii mogą zmniejszyć koszty produkcji, tym samym stając się bardziej konkurencyjnymi na światowych rynkach. Najlepszym przykładem są tu Stany Zjednoczone, które dzięki gazowi łupkowemu i obniżeniu kosztów produkcji mogły przenieść z powrotem do USA swoje zakłady produkcyjne z Azji, przyczyniając się do zmniejszenia poziomu bezrobocia. Przy sprzyjających okolicznościach Polska mogłaby stać się nawet eksporterem energii i próbować zbudować system bezpieczeństwa energetycznego krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych