„Mamy do czynienia z głęboką patologią, z typowym układem sitwy”. Poseł Kwiatkowski o finansowaniu mediów z publicznych pieniędzy. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. M. Czutko
fot. M. Czutko

wPolityce.pl: To już drugi raport opracowany przez zespół parlamentarny ds. obrony wolności słowa. Czy wiele się zmieniło od roku poprzedniego?

Adam Kwiatkowski: Przede wszystkim nie ma zmiany w samej mentalności ministerstwa, one nadal nie chcą odpowiadać na pytania posłów. Nawet można się w posunąć do stwierdzenia, że w niektórych przypadkach mataczą. Tzn. odpowiadają nie na pytania, które zadajemy, nie w taki sposób, o jaki prosimy.

CZYTAJ TAKŻE: SZOKUJĄCE DANE! Jak rząd PO-PSL tuczy usłużne media. ZOBACZ PEŁNY RAPORT zespołu parlamentarnego

Z którym resortem były największe problemy?

Podam przykład resortu edukacji narodowej, czyli tego, który w 2013 roku wydał na obecność w mediach najwięcej. Wysyłaliśmy do MEN pytania czterokrotnie, a i tak nie uzyskaliśmy satysfakcjonującej odpowiedzi. To jest tylko dowód albo na to, że ci ludzie, którzy tam za to odpowiadają nad tym nie panują, albo, że mają coś do ukrycia. Przypomnijmy, że mówimy tutaj o kwocie ponad 5 milionów złotych.

Nie wiadomo, co gorsze, czy że mają coś do ukrycia, czy że nie panują nad wydaniem 5 milionów publicznych pieniędzy. Jak można to zweryfikować?

Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy władza nie chce mówić o tym, na co wydaje nasze publiczne pieniądze. To jest skala 25 milionów złotych. W 2013 roku właśnie tyle wydano na reklamy i ogłoszenia w mediach tylko z budżetów ministerstw i kancelarii premiera. Nie wiadomo jeszcze, jakie, a pewnie ogromne pieniądze na te cele wydają spółki skarbu państwa i podmioty zależne od skarbu państwa. To, że niektóre ministerstwa nie są nam w stanie udzielić prostej odpowiedzi jest skandalem. Oni przecież wiedzieli, że my takie pytania zadamy, bo już w ubiegłym roku to robiliśmy i zapowiadaliśmy kontynuację.

Podział pieniędzy to jedno, ale podczas prezentacji raportu była także mowa o wykluczeniu znacznej części społeczeństwa, o co chodziło?

Znaczna część społeczeństwa, ta, która akurat czyta inne niż te „sponsorowane” przez państwo gazety i ogląda inne telewizje nie ma szans, aby dowiedzieć się o być może ważnych sprawach, które są zawarte w ministerialnych komunikatach. Głównie są to środowiska prawicowe, konserwatywne, katolickie. Z tej informacji wynika, że właściwie każdy powinien czytać „Politykę” czy „Gazetę Wyborczą” i oglądać TVN, tam się tego dowie. Przecież w naszym raporcie widać, że są tytuły, które się cieszą ogromną popularnością: Gość Niedzielny, wSieci, Niedziela, a przez państwowego reklamodawcę nie są prawie dostrzegane.

Skąd się bierze ta linia podziału na lepsze i gorsze media dla państwa? Dlaczego jest tak, że na rynku jest kilkaset tytułów, a tort reklamowy dzieli się na zaledwie kilka?

Analiza odpowiedzi, jakie uzyskaliśmy jest potwierdzeniem tego, o czym mówimy i przed czym ostrzegamy. W niektórych odpowiedziach jest wprost powiedziane, że są prenumerowane tytuły konkretnego wydawcy. Nieważne, co wydaje, ważne, że to właśnie ten wydawca, to wspieranie konkretnej grupy biznesowej. Rząd wspiera media, media wspierają rząd. Mamy do czynienia z układem zamkniętym. To nie jest przypadek.

Nie ma szans na zmianę tej sytuacji?

My mamy do czynienia z głęboką patologią. Przecież mamy do czynienia z sytuacją odkrytą na taśmach prawdy, w której prezesowi spółki zwraca się uwagę, że dał ogłoszenie nie w tym tygodniku, w którym powinien. Jeśli ten prezes nie powinien według swojego środowiska dawać ogłoszeń w tej gazecie, która jest lubiana i czytana, bo spotka się to z reakcją zwierzchników, to mamy tu do czynienia z typowym układem sitwy, która dzieli pieniądze we własnym gronie. I dzieli je nie tak, żeby był z tego jakiś efekt, tylko, żeby konkretne podmioty dostały pieniądze na swoje działania. A te z kolei działania mają iść w kierunku unicestwienia opozycji, o tym też było na taśmach prawdy. Na tym właśnie polega ta polityka wykluczenia, z jednej strony pewnych mediów, z drugiej strony znacznej części społeczeństwa, którzy są ich odbiorcami.

Rozmawiał Marcin Wikło

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych