Powiało Bareją: „Pum, pum, pum”, czyli rząd Ewy Kopacz mówi Polakom: spadajcie na drzewo!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka

Ewa Kopacz i jej ministrowie przekonują, że nie odpowiadają za nic, co zrobił i do czego zobowiązał się Donald Tusk. Tyle że nikt normalny takiej zasady nie uznaje.

Nie jest prawdą to, co Donald Tusk powiedział o Ewie Kopacz, że była „załamana” po marnej i obciachowej prezentacji kandydatów na ministrów na Politechnice Warszawskiej. „Załamany” może być ktoś, kto się czymkolwiek przejmuje. Natomiast zarówno Ewa Kopacz, jak i jej ministrowie nie przejmują się absolutnie niczym. Co potwierdzają każdego dnia już jako premier i zaprzysiężeni szefowie resortów.

Oto dowiadujemy się, że ktoś „zapomniał” na czas opublikować ustawę ustanawiającą 19-proc. podatek dla zagranicznych spółek należących do polskich podmiotów. I wskutek tego budżet może stracić ponad 3 mld zł, bo ustawa weszłaby w życie dopiero od 2016 r. Jak na to zareagował minister finansów Mateusz Szczurek? Polacy, nic się nie stało! Szybko wniesie się projekt zmieniający vacatio legis ustawy i będzie po kłopocie. Zresztą minister Szczurek żadnego kłopotu nie widzi, bo

w ogóle nie zakładaliśmy ich [wpływów z tytułu nowej formy opodatkowania] w ustawie budżetowej na 2015 rok.

Dlaczego? Bo „to nie jest ustawa, od której zależy być albo nie być stanu finansów publicznych”. Przekładając to na ludzki język, 3 mld zł to jest nic dla ministra finansów. A potem się dziwimy, że przez podobną niefrasobliwość tu nie ma kilku miliardów, tam kolejnych kilku i jeszcze w innym miejscu kilku. Kto by się przejmował takimi drobiazgami. Potwierdza się znana i stara zasada, że jeśli się ukradnie bądź zmarnotrawi małą sumę (na przykład wyniesie ze sklepu batonik za 99 groszy), trafia się do więzienia. Jeśli zaś jest to suma ogromna, nie ponosi się żadnych konsekwencji. I na tym właśnie polega w Polsce AD 2014 bycie ministrem, w szczególności ministrem finansów.

Dowiadujemy się też, że nowa szefowa MSW Teresa Piotrowska nie przygotuje żadnego raportu na temat afery taśmowej, bo to nie jej sprawa, o ile w ogóle to jest dla niej jakaś sprawa. Raport miał stworzyć poprzedni szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz na polecenie (zakomunikowane milionom Polaków) ówczesnego premiera Donalda Tuska. Ale, jak wiadomo, rząd Tuska był stworzony przez PiS albo Marsjan, więc ten nowy nie ma żadnych zobowiązań. Gdyby tę zasadę rozciągnąć na inne dziedziny, każdy nowy rząd byłby w fantastycznej sytuacji, tylko nikt na zewnątrz nie chciałby nawet słyszeć, że nowy gabinet tego samego państwa nie odpowiada za nic, co zrobili i do czego zobowiązali się poprzednicy. Nikt normalny, cywilizowany i rozsądny tego nie uznaje, ale rząd Ewy Kopacz to robi. I mówi Polakom: możecie nam skoczyć. Czyli żadnej afery nie było, a tych, którym się to nie podoba premier Kopacz i jej ministrowie wysyłają na drzewo.

Postawa kompletnej nieodpowiedzialności, bimbania na zasady, na moralne reguły i zobowiązania została wielokrotnie zdiagnozowana i przedstawiona przez niezawodnego Stanisława Bareję. Właściwie we wszystkich jego filmach i serialach, które powstały po 1970 r. władza na każdym szczeblu czy też ci, którzy decydują o życiu innych, bimbają sobie na wszystko i mają obywateli za absolutne łajno historii. Czy to są ubecy z „Misia”, czy towarzysz Winnicki, prezes spółdzielni mieszkaniowej i cieć Anioł z serialu „Alternatywy 4”, czy pracownicy ambasady w Paryżu, milicjanci i dyrektorzy zakładów z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz!?, czy dyrektor MPT, sędziowie, milicjanci, samorządowcy ze „Zmienników” – wszyscy oni zachowują się tak jak ministrowie Piotrowska i Szczurek oraz sama premier Kopacz w opisanych wyżej sprawach.

Najbardziej dosadnie zachowania władzy uosabia postać Jerzego Dąbczaka (rewelacyjnie zagrana przez Jerzego Dobrowolskiego) z filmu Barei „Nie ma róży bez ognia”. Dąbczak to metafora władzy pasożytniczej, bezwzględnej, amoralnej i pozbawionej wszelkich zahamowań. Dobrowolski nadał Dąbczakowi pewien sympatyczny rys, ale nie dajmy się zmylić: to postać przebiegła jak bezpieka, zdemoralizowana jak aparat PZPR, wykorzystująca innych jak różne szczeble administracji w PRL i nieodpowiedzialna jak stojące ponad prawem dzieci i krewni nomenklatury.

Gdy Janowi Filikiewiczowi (granemu przez Jacka Fedorowicza) wszystko się wali w nowym mieszkaniu, które ma chyba milion usterek, Dąbczak nie widzi najmniejszego problemu. Bo „nie ma co się przejmować”. „No co pan chce? Nowe jest, to się sypie”, ale „to nie jest problem”, bo „pum, pum, pum, pum, pum”. A gdy Filikiewicz jest tym wszystkim zniechęcony, Dąbczak go pogania:

No ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, zasuwaj, zasuwaj.

Tak jak w filmie Barei, Ewa Kopacz i jej ministrowie o swoich zobowiązaniach mówią nam: „pum, pum, pum, pum, pum”. A gdyby komuś przyszło do głowy się poskarżyć, usłyszałby: „No ciach, ciach, ciach, ciach, ciach, zasuwaj, zasuwaj”.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych