Prof. Bugaj: Nie waham się użyć określenia "sitwa" wobec tej władzy... NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Radek Pietruszka
PAP/Radek Pietruszka

wPolityce.pl: Jak pan ocenia fakt, że firma AMS odmówiła Prawu i Sprawiedliwości zawieszenia plakatów ze słowem „sitwa”?

CZYTAJ WIĘCEJ: TYLKO U NAS. Kulisy ocenzurowania plakatów PiS. „Usłyszeliśmy w spółce Agory, że nie można rządu Tuska nazwać sitwą”

Prof. Ryszard Bugaj: Myślę, że to na pewno jest ruch niedopuszczalny. Nawet jeżeli ktoś by uznał, że to słowo jest niestosowne, to nie należy go wykluczać na zasadzie prewencji, tylko potem w ramach odpowiedzialności prawnej. Jeżeli konkurenci PiS z Platformy Obywatelskiej uznaliby, że to narusza ich dobre imię to zawsze mogą mieć otwarta drogę sądową. Natomiast eliminowanie tego z góry jest niedopuszczalne, bo wtedy można iść dalej.

Czy taki zabieg można nazwać cenzurą?

Z całą pewnością, chociaż nie ma przecież u nas formalnej instytucji cenzury. Co do samego słowa, przywykliśmy od tego, że o cenzurze mówimy jako o instytucji państwa, możemy mówić o elementach autocenzury, ale państwowej cenzury nie ma. Jak rozumiem tutaj w tę rolę wchodzi instytucja biznesowa. Mnie się wydaje, że to jest bardzo niepokojące. B mógłbym zrozumieć, gdyby chodziło o jakąś brutalna formułę mającą charakter obyczajowy, ale tutaj mamy ewidentnie do czynienia z treścią polityczną, a jednak pojawia się ingerencja.

Mówimy o instytucji biznesowej, czyli firmie AMS, która jest własnością Agory, czyli środowiska jasno określonego politycznie…

Ja nawet tego nie wiem, ale trudno mi sobie wyobrazić, że źródłem tego było coś innego niż albo przychylność do krytykowanych, albo zależność od krytykowanych. Może zachodzić któraś z tych zależności, a mogą też zachodzić obie.

A jak pan oceni użycie słowa „sitwa”? Czy ono jest właściwe do tej grupy osób przedstawionych na plakacie?

Ja bym się nie wahał użyć takiego określenia. To jest oczywiście kwestia pewnej politycznej wojny, która się toczy, ja bym nie zabraniał konkurencji używać takiego określenia. Nie chcę wcale powiedzieć, że to określenie powinno być zarezerwowane tylko na praktyki Platformy Obywatelskiej, ale w stosunku do praktyk, które zostały ujawnione to określenie jest adekwatne.

Wspomniał pan, że jeżeli pozwalamy na takie ograniczenia, to możemy iść dalej. Co jest dalej?

Nie sądzę, żeby nam groził powrót w jakiejkolwiek formie cenzury państwowej. Natomiast myślę, że nie możemy zamykać oczu na fakt, że świat biznesu ma swoje sympatie. I to właśnie sympatie tego świata biznesu, czy zgoła awersje personalne mogą zagrażać wolności słowa. Jak spojrzymy na Rosję, to, o ile wiem, formalnej cenzury tam nie ma. I są tam nawet wyspy całkowitej wolności, ale wszystko polega na tym, że to są tylko wyspy. Bardzo bym się bał, żebyśmy nie poszli w taką stronę.

Rozmawiał Marcin Wiklo

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych