Wyrok Hanny Gronkiewicz-Waltz na prof. Chazana nie był jej pierwszą egzekucją. Wyrzucała biedaków z mieszkań na bruk, gasiła znicze na Krakowskim Przedmieściu, usuwała przydrożne krzyże, aż wreszcie podniosła rękę na życie. Kobieta dwojga nazwisk okazała się kobietą dwóch moralności. Skąd ta bezkarność? Może z poczucia namaszczenia przez Boga, w którym utwierdzają ją jej zielonoświątkowi przyjaciele?
Z nauczania Pisma Świętego wynika, że przez głowę każdej instytucji na kraj może spłynąć Boże błogosławieństwo. Wierzę w to, czego naucza Pismo Święte i dlatego świadomie poddaję instytucję, w której pracuję pod Boże błogosławieństwo. I jestem pewna, że ma to duchowy wpływ. Pamiętam, że w czasie jednej z modlitw o. Ricardo przekazał mi słowo o Józefie jako zarządcy dóbr, mówiąc do mnie: „Ty nie jesteś już więcej Hanna, ty jesteś Józef.” Myślę, że to ma związek
— wyznała Hanna Gronkiewicz-Waltz w styczniu 1998 r. w wywiadzie dla pisma „Absolutnie Fantastyczne”, wydawanego przez zielonoświątkowców. Czas, w którym miała zostać namaszczona na „Józefa” to rok 1992. Była wtedy prezesem NBP. Podkreślała nieustanną obecność Ducha Świętego w podejmowanych przez nią działaniach i zapewniała, że „świadectwo wiary musi być składane”, zwłaszcza przez osoby publiczne.
Świadomość, że jestem osobą wierzącą nakłania mnie do postawy pokory względem innych osób. (…) Moja wiara w Boga wyklucza kult rozumu, który niestety widoczny jest u wielu ludzi sprawujących różne funkcje. Moim zdaniem człowiek zależny jest od łaski Bożej. W pewnych momentach wiedza to nie wszystko. Przy podejmowaniu rozmaitych decyzji bardzo potrzebujemy Bożego impulsu. Przy decyzjach personalnych staram się opierać na Ewangelii tak, aby ludzi nie skrzywdzić. Nawet kiedy musiałam kogoś zwolnić, dlatego że zadanie go przerastało, to starałam się takiej osobie znaleźć pracę w NBP. W przypadku wyraźnej nierzetelności zmuszona byłam takie osoby zwolnić, ale i wtedy starałam się taką osobę otoczyć modlitwą i jeśli to możliwe, doprowadzić ją do głębszej refleksji nad życiem
— mówiła 16 lat temu. Więc jednak jest miejsce na wiarę, sumienie i „impuls Boży” w działalności publicznej? Jednak nie trzeba zostawiać sumienia w kruchcie i zamykać krzyży w kościołach?
Gronkiewicz-Waltz przed laty budowała swoją kandydaturę w wyborach prezydenckich na fundamencie katolicyzmu. Mówiła o wierze i o Odnowie w Duchu Świętym. Etykietkę katoliczki nosi na plecach do dzisiaj. Chętnie pojawia się na uroczystościach kościelnych i bryluje w gronie hierarchów. Dlaczego więc podejmuje decyzje, uderzające w katolików? Skąd to rozdwojeniej?
Kluczem do rozwikłania zagadki może być cytowany powyżej wywiad. Z Gronkiewicz-Waltz rozmawiał Bogdan Olechnowicz - były pastor Kościoła Zielonoświątkowego, który od 2002 r. jest pastorem Chrześcijańskiej Wspólnoty „Górna Izba” (Kościół Boży w Chrystusie) w Gorzowie Wielkopolskim. Jest też jednym z czołowych liderów ruchu Polska dla Jezusa. Co ciekawe protestanckie Marsze dla Jezusa, które od kilku lat coraz mocniej zawłaszczają przestrzeń medialną, bardzo entuzjastycznie wspierane są przez władze. Promuje je chętnie „Gazeta Wyborcza” i inne laickie media. Pewnie dlatego, że to inicjatywa spoza Kościoła katolickiego, organizowana głównie przez instytucje, z którymi Katolicy nie prowadzą dialogu ekumenicznego.
W wywiadzie z Olechnowiczem Gronkiewicz-Waltz przyznaje, że na progu lat. 90. „pod wpływem braci protestantów wyrzekła się czytania wszelkich horoskopów”. Zachwyca się też radosnym przeżywaniem wiary przez zielonoświątkowców, którzy w przeciwieństwie do katolików, potrafią być optymistyczni. Przyznaje też, że ekumenizm jest jej bardzo bliski.
Z Olechnowiczem trzyma od lat. W działania Zielonoświątkowców czy szerzej – protestantów – żywo się angażuje, a wielu twierdzi, że aktywnie do nich należy. Napisała nawet przedmowę do książki pastora z Gorzowa „Wzgardzeni czy wybrani”. Pastor wskazuje w niej na mesjańską misję Polski i Polaków, którą będzie można zrealizować dopiero pod przewodnictwem nowych, wybranych przez Boga przywódców. Jego zdaniem wybrańcami z pokolenia Dawida jest właśnie Platforma – Donald Tusk i Bronisław Komorowski, którzy po zakończeniu starej epoki katastrofą smoleńską, poprowadzą Polskę do odnowy i jedności.
18 września 2010 roku podczas Konferencji Krajowej Ruchu Polska dla Jezusa mówi o tym otwarcie:
Bóg dał naszemu narodowi, nie boję się tego powiedzieć, przywódców o sercu Dawida. To nie jest deklaracja polityczna, to jest deklaracja duchowa. Kiedy Dawid został królem, bo Bóg tak chciał, to nie była polityka, to było Królestwo Boże, które przychodzi. Bóg dał temu narodowi przywódców o sercu Dawida. I Kościół, najlepszą rzecz, jaką może zrobić, to ich błogosławić. Nie wszystko musimy rozumieć i nie wszystko musimy wiedzieć, nie wszystkiego musimy być świadkami. Troszkę czasami trzeba zaufać temu, co Bóg wkłada w wasze serca. Zaufajcie nam. Jedyna rzecz, którą mamy zrobić w tym okresie, to modlić się i błogosławić
— przekonywał Olechnowicz, namaszczając polityków Platformy na odnowicieli narodu. W wygłoszonej konferencji cytuje swoją książkę „Wzgardzeni czy wybrani”, w której pisze o proroctwie wygłoszonym w 1996 roku przez goszczącego w jego zborze kaznodzieję z USA, zapowiadającego „duchowe odrodzenie naszego narodu”.
I cytuję głębiej to proroctwo: „Kiedy zobaczycie zmianę w przywództwie w narodzie, wtedy się przygotujcie, bo Pan zacznie otwierać niebo. I nagle Polska zacznie się zmieniać, i nagle rzeczy, które były trudne i niemożliwe, staną się łatwe i możliwe. I nagle niebo otworzy się nad tym narodem i chwała Pana będzie objawiona”. I w tym momencie pojawia się ten kontekst, ten tekst, który już czytałem: „I zobaczycie znak w sferze naturalnej, kiedy ważni ludzie dla tego narodu zginą… to wtedy będziecie wiedzieli, że wasze odkupienie się przybliżyło”. I chwilę potem pada stwierdzenie: „Bóg usunie człowieka, w jego miejsce da kogoś innego”. (…) On nie potrafił tego zdefiniować, ale powiedział, że przyjdzie taki moment, kiedy ważni ludzie dla tego narodu zginą, to będziecie wiedzieli, że to Boże poruszenie się przybliżyło
— głosił swoim wiernym pastor. Mówił, że po śmierci papieża Polska popadła w rozłam, że pojawił się „duch obłędu”. Ale Bóg dał obietnicę, że zabierze stare serce i da narodowi nowe. Twierdził, że proroctwo nastąpiło „przez ludzi świeckich”, szczególnie przez Agnieszkę Holland, która w swoim filmie z 2007 roku postanowiła pokazać jak mają wyglądać właściwe rządy.
Bóg zwrócił naszą uwagę na pewien serial pod tytułem „Ekipa”, którego fabuła dotyczy zmiany władzy. Premierem w tym filmie zostaje Konstanty Turski. To był mniej więcej ten sam moment, kiedy premierem też zostaje Donald Tusk. Taka dziwna zbieżność nazwisk: Turski i Tusk.(…) Mieliśmy świadomość tego, że ten film jest proroczy bardzo w swoim wymiarze. Ostatni odcinek „Ekipy” mówi o śmierci prezydenta, który ginie w katastrofie lotniczej w Afganistanie. Śmierć prezydenta następuje w serialu momencie konfliktu między nim a premierem.** To konflikt na tle pojmowania patriotyzmu. Prezydent udaje się do Afganistanu, żeby udowodnić premierowi i Polsce, że On, a nie premier jest lepszym patriotą
— relacjonuje Olechnowicz i przekonuje, że proroctwo, które zaistniało za pośrednictwem Agnieszki Holland, wypełniło się w katastrofie smoleńskiej.
10 kwietnia Bóg dał nam nowe serce, dał nowe serce temu krajowi. 10 kwietnia urodził się nowy naród. Stare serce Polski zostało uśmiercone. (…)10 kwietnia Bóg dokonał sądu. I tu chcę powiedzieć bardzo wyraźnie: w pierwszym rzędzie ten sąd dotyczył zwierzchności, która jest nad tym krajem…
— twierdzi pastor Kościoła Bożego w Chrystusie, przekonując że śmierć śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego była śmiercią „starego serca narodu.” Podkreślił to omawiając kwestię pochówku śp. pary prezydenckiej na Wawelu:
Pan Bóg powiedział do mnie tak: To jest najwłaściwsze miejsce dla tego serca, dlatego że stare polskie serce, które symbolizował w pewnym sensie Lech Kaczyński, musi być pochowane tam, gdzie jest jego historia. Jakbyście chcieli zrobić test prawdomówności tego, co mówię, to wejdźcie i wpiszcie sobie w Google „serce Polski”, a wyskoczy wam Wawel! Jeśli nie wiecie, to wam powiem: O Wawelu mówi się jako o sercu Polski. (…) No właśnie, bez problemu możemy powiedzieć, że to test to miejsce, w którym Bóg chciał to serce złożyć
— tłumaczył słuchaczom. Nowym sercem narodu „któremu honory oddawać będą światowi przywódcy” jest więc Bronisław Komorowski. Zostało ono Polsce dane „jako dar z nieba”.
Myśmy na nie nie zasłużyli. Myśmy go nie wypracowali, ale On nam je dał. To nowe polskie serce, które wierzę, że się przyjmie
— mówił Olechnowicz. Przekonywał, że wraz z odejściem poprzedniego rządu, czyli Prawa i Sprawiedliwości, zakończyły się czasy domu Saula i nastały rządy domu Dawidowego, których uosobieniem jest obecny premier Donald Tusk.
Wynurzenia „prorockie” pana Olechnowicza głoszone są całkiem serio. Podtrzymywali je zresztą konsekwentnie także inni kaznodzieje z Kościoła Bożego w Chrystusie. I kto tu zasługuje na miano „sekty smoleńskiej”? Z krytyką mainstreamowych mediów ani zwolenników świeckiego państwa jakoś się jednak nie spotykają. Pewnie dlatego, że Panu Olechnowiczowi blisko do pana Tuska, do zielonoświątkowej wspólnoty należą politycy Platformy, a niektórzy ze wspólnoty wręcz przeszli do polityki, jak choćby John Godson. W tym kontekście całkowicie jasne jest dlaczego postanowił jednak obronić stanowiska Tuska i głosować za wotum zaufania. Pamiętamy pewnie jak próbował sprawą wiary zamaskować nieprawość polityczną rządu. Cóż, swój swojego nie ruszy. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z namaszczonymi przez proroków „mężami narodu z pokolenia Dawida”.
CZYTAJ WIĘCEJ: Godson obronił rząd Tuska. Nie ma żalu za „murzyńskość” i zdradę Polski. „Premier potrzebuje wsparcia i modlitwy właśnie teraz”
Sam Olechnowicz zapytany o sympatie polityczne, odpowiada:
Na pytanie czy jako obywatelowi tego kraju najbliżej mi do Platformy Obywatelskiej i Premiera Tuska jako polityka, odpowiem, że zdecydowanie tak. Nie oznacza to jednak, że bezkrytycznie oceniam wszystkie posunięcia obecnie rządzących. Natomiast sprzeciwiam się, antyewangelicznej postawie krytykowania rządzących zamiast modlitwy za nimi
— mówi Olechnowicz i gani Polaków za maruderstwo i buntowniczość.
Tak, uważam Premiera Tuska za dar dla Polski, tak samo jak Lecha Wałęsę, Leszka Balcerowicza, Tadeusza Mazowieckiego, Jerzego Buzka, Hannę Gronkiewicz Waltz, Bronisława Komorowskiego, Janusza Lewandowskiego i tych, którzy już odeszli jak: Jacka Kuronia, Wiesława Chrzanowskiego, Jana Nowaka Jeziorańskiego czy Bronisława Geremka. To dzięki tym ludziom między innymi, ich pracy i kompetencjom mamy wolną Polskę i zbudowaliśmy kraj, którego nie musimy się wstydzić. (…) Mówienie o rządzie premiera Tuska, że jest najgorszym rządem jaki mieliśmy jest albo przejawem jakiejś skrajnej niewiedzy, albo krańcowo złej woli.
— poucza pastor, wyliczając szereg plag, z których Donald Tusk wyzwolił Polaków. Odpiera też zarzut pod adresem premiera, że promuje „aborcję i gejostwo”.
Skoro więc za Donaldem Tuskiem, Hanną Gronkiewicz-Waltz i innymi butnymi politykami Platformy stoi takie zaplecze duchowe, trudno się dziwić, że tak trudno odsunąć ich od władzy. Została im przecież powierzona przez samego Boga, w czym utwierdzają ich protestanccy bracia. Namaszczając pomazańców „z rodu Dawida”, utwierdzają ich w megalomańskim poczuciu wielkości. Równocześnie rozgrywa się zupełnie inna bitwa – podjazdowa i coraz bardziej widoczna. Walka z Kościołem katolickim, jako nieżyciową instytucją, którą ruchy protestanckie próbują rozsadzić od środka.
CZYTAJ TAKŻE:
Polecamy wSklepiku.pl książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/204838-ty-nie-jestes-juz-wiecej-hanna-ty-jestes-jozef-jaki-duch-oswieca-gronkiewicz-waltz-dlaczego-poslusznie-wykonuje-polecenia-lewakow-i-liberalow