Ministerstwo Sprawiedliwości o akcji w redakcji "Wprost": To nie powinno się nigdy wydarzyć!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/tvp.info
fot. wPolityce.pl/tvp.info

Minister sprawiedliwości Marek Biernacki i wiceminister Michał Królikowski przedstawili na konferencji prasowej informację resortu na temat interwencji, którą prokuratorzy w asyście funkcjonariuszy ABW podjęli przedwczoraj w redakcji „Wprost”

Postępowanie karne zostało wszczęte na podstawie wniosku zawierającego podejrzenie popełnienia przestępstwa. Takie zawiadomienia dostarczyli pan Dariusz Zawadka i minister Bartłomiej Sienkiewicz

— poinformował Królikowski.

Według relacji wiceministra postanowienie wydane przez prokuratora prowadzącego sprawę „zawierało jedynie żądanie dobrowolnego wydania rzeczy i zadanie to został powierzone ABW”. Kiedy redaktor naczelny „Wprost” odmówił wydania nośników i poinformował, że zawierają one informacje, które są objęte tajemnica dziennikarską.

Królikowski wyjaśnił, że kiedy ta informacja trafiła do prokuratora, ten wycofał się i „wtedy wydano nowe postanowienie o przeszukaniu redakcji i odnalezieniu nośników, oraz ich zajęciu”.

Na miejsce udało się czterech prokuratorów w asyście ośmiu funkcjonariuszy ABW

— relacjonował wiceminister MSW, który zastrzegł, że „od tego momentu nie można mówić o akcji ABW, ponieważ podmiotem dokonującym tej czynności był prokurator”.

ABW nie prowadziła samodzielnie żadnej czynności

— doprecyzował Królikowski.

Prokurator wezwał ponownie redaktora naczelnego do wydania nośników, redaktor ponownie odmówił. Prokurator w zaistniałej sytuacji zarządził przesłuchanie, w międzyczasie zarządził także zgranie danych z nośników znajdujących się w redakcji. Ta czynność została zablokowana, pojawiło się w redakcji wielu dziennikarzy, także jeden z posłów

— relacjonował Królikowski. Według jego danych wtedy obecny na miejscu prokurator poinformował policje, że oczekuje zaprowadzenie porządku na miejscu przeprowadzania czynności. Na miejscu najpierw pojawiło się 4 policjantów, a ośmiu kolejnych stało pod budynkiem. Byli gotowi do interwencji.

Negocjacje z redaktorem Latkowskim trwały kilka godzin, prokurator w końcu postanowił odebrać komputer i dysk zewnętrzny siłą. Zlecił to działanie funkcjonariuszom ABW rozumiejąc, że stanie się to w obecności kamer telewizyjnych

— opowiadał Królikowski. Według wiceministra funkcjonariusze z tego powodu „odmówili wykonaniu czynności przed kamerami”. Właśnie dlatego zamknięto drzwi do gabinetu Latkowskiego, ale te zostały wyłamane.

Wtargnęli tam dziennikarze, wtedy prokurator zdecydował odstąpić od czynności i opuścił redakcję „Wprost”, jak państwo wiecie nie zabierając ze sobą wszystkiego

— powiedział przypominając zagubiona walizkę ABW, czym wzbudził salwę śmiechu.

Szefowie resortu sprawiedliwości wyjaśnili także, że „kodeks postępowania karnego umożliwia organom ścigania zajęcie nośników, nawet jeśli te nośniki zawierają informacje objęte tajemnicą dziennikarską”.

To oznacza zajęcie fizyczne, ale nie odczytanie

— doprecyzował Królikowski. Wiceminister wyjaśnił, że w momencie, kiedy dziennikarz poinformował prokuratora, że na nośniku znajdują się dane objęte tajemnica dziennikarską to „zarówno funkcjonariusze policji jak i ABW, ale także prokurator tracą możliwość zapoznania się z treścią zawartą na nośnikach”.

Nie ma takiej możliwości, że prokurator zapozna się z treścią i powie np. jest tam takie nazwisko, ale ja go nie wykorzystam

  • interpretował przepis minister Królikowski. Wtedy „przedmiot powinien zostac złożony w nieotwieralnej kopercie lub pojemniku i niezwłocznie dostarczony do sądu”.

Wtedy to sąd jest gwarantem tajemnicy, sąd odczytuje zawartość i decyduje, z jakiej części tajemnicy zwalnia i tylko taką cześć przekazuje prokuraturze

— usłyszeliśmy na konferencji.

Minister Biernacki podsumował działania prokuratury i ABW sugerując, że „w postępowaniu karnym jest tzw. zasada umiaru, działania muszą być stopniowane, nie można eskalować działań ponad miarę”. W ocenie resortu ta zasada została naruszona, bo „dziennikarz nie był podejrzany, był tylko dysponentem ewentualnego materiału dowodowego”.

Prokurator powinien zatem ustalić z dziennikarzem zasadę przekazania materiału, ale w takim momencie dziennikarz nie ma prawa stawiać warunków

— to opinia resortu sprawiedliwości. Była także mowa o tym, że podczas akcji doszło do kilku „uchybień prawnych i błędów w zakresie metodyki postępowania organów ścigania”. Błędem według ministra spraw wewnętrznych była próba przegrania materiałów, która mogła oznaczać odczytanie danych.

Uważamy, że to było działanie, które w sposób zasadny nie dało redaktorowi tygodnika pewności, że dane będą objęte ochroną właściwą dla tajemnicy dziennikarskiej - tylko w tym momencie sprzeciw red. naczelnego w moje ocenie był zasadny

— powiedział minister Biernacki, który podzielił się także z dziennikarzami osobistymi wrażeniami z całej akcji. Zaznaczył, że kalendarz z dniem wolnym w Boże Ciało sprawiłby, że zabezpieczone nośniki trafiłyby do sądu najwcześniej w poniedziałek, a to mogłoby oznaczać zablokowanie kolejnych publikacji, z którymi nosi się tygodnik „Wprost”.

Całe szczęście, że nie doszło do wydania tego materiału, mówię to z politycznego punktu widzenia, bo trudno by nam było wytłumaczyć, że nie ma w tym celowości politycznej

— mówił z wyraźna ulgą Marek Biernacki. Minister opowiedział też, w jakich warunkach śledził akcję we „Wprost”.

Gdy przełączyłem kanał w czasie tego meczu tragicznego dla Hiszpanii, to przypomniała mi się taka atmosfera z czasów tego słynnego prucia kasy GROM. Jedno i drugie nie powinno mieć miejsca

— stwierdził szczerze minister Biernacki.

Szefowie resortu podsumowali, że „akcję należy uznać za nieudaną”, bo ostatecznie cel nie został zrealizowany, materiały nie zostały zabezpieczone.

Wuj

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych