Warzecha: Rondo Czterdziestolatka, czyli rondo wszystkich konformistów z czasów Peerelu. Ktoś tu chyba coś pomylił

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.youtube.com
fot.youtube.com

W samym centrum stolicy, na skrzyżowaniu Alej Jerozolimskich i ulicy Chałubińskiego, tuż obok Dworca Centralnego będzie Rondo Czterdziestolatka. Niby zabawnie, wesoło i krotochwilnie, a mnie jakoś się śmiać nie chce. Ktoś tu chyba coś pomylił.

Spory wokół patrona ronda przy Dworcu Centralnym trwały wiele miesięcy. Ostatecznie został nim inżynier Karwowski z serialu Andrzeja Gruzy. Nie uwzględniono wniosku PiS, który chciał, aby skrzyżowaniu patronował jeden z dowódców Powstania Warszawskiego. Skutek wizerunkowy jest taki jak zawsze: radni z innych ugrupowań są weseli i wyluzowani, a tylko te ponuraki z PiS nie chcą się bawić. Tylko czy zabawa, którą nam zaproponowali między innymi radni PO, jest faktycznie taka wesoła?

„Czterdziestolatka” lubię. To bardzo udany serial i do dziś ogląda się go z przyjemnością – pod warunkiem, że ma się do niego odpowiednie nastawienie. Gruza, w Peerelu bynajmniej nie sekowany, poszedł drogą inną niż atakowany i marginalizowany Bareja. To warto mieć na uwadze, bo to właśnie wobec autora „Misia” wysuwa się czasami niesłuszny zarzut, iż pokazywał Peerel uładzony i śmieszny, podczas gdy w istocie był to system straszny.

Tak, system był straszny, ale straszny był również poprzez swoją ewidentną absurdalność – nie tylko za sprawą esbeckich konfidentów, prześladowań czy „niewyjaśnionych” morderstw. I właśnie ten brutalny, ewidentny absurd pokazywał po mistrzowsku Bareja. U niego nie ma prawie bohaterów pozytywnych. Jest wszechobecne cwaniactwo, które zresztą – jak dziś doskonale widać – okazuje się cechą znacznie bardziej uniwersalną niż klasyczne przywary peerelowskiej rzeczywistości. Popatrzmy na postacie takie jak Zdzichu Kręcina, Sławek Nowak czy Miro Drzewiecki, a stanie nam przed oczami Ryszard Ochódzki z „Misia”, Tadeusz Dudała z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” czy Zenek, narzeczony Lusi, z „Nie ma róży bez ognia”.

Barejowscy bohaterowie nadal są pomiędzy nami, a opisane przez Bareję zachowania są wciąż powszechne. To kolejne punkty dla autora „Poszukiwany, poszukiwana”: jego twórczość okazała się – niestety – ponadczasowa. Obnażenie chamowatego absurdu jako immanentnej cechy realnego socjalizmu nie mogło się podobać i za to Bareja obrywał. Jego arcydzieła (nie waham się użyć tego słowa) były obłudnie krytykowane za rzekome niedostatki warsztatowe, choć naprawdę chodziło o to, że zbyt celnie demaskowały system.

Z Gruzą i jego „Czterdziestolatkiem” sprawa jest inna. Niby też mamy wyśmiewanie peerelowskich idiotyzmów, ale takie jakby mniej konfrontacyjne, wyrozumiałe, pozbawione Barejowskiej ostrości. O ile Ochódzki i jego inne wcielenia to bezwzględni cwaniacy, idealnie korzystający na patologiach Peerelu, to Karwowski jest sympatycznym modelowym Polakiem epoki Gierka. I tu tkwi problem. Karwowski niby nieustannie natrafia na idiotyzmy, które bez umiaru produkował Peerel, ale nie wyciąga z tego żadnych wniosków.

Nie jest ani kontestatorem, ani bezwzględnym cwaniakiem w rodzaju Ochódzkiego – nieodrodnym dzieckiem bezsensownego systemu. Jest konformistą, utulonym przez gierkowską małą stabilizację. Akceptuje zasady, nawet jeśli momentami dostrzega ich bezsens. W żadnym momencie nie przyjdzie mu nawet do głowy, żeby popsioczyć na władzę. Wręcz przeciwnie – władzę (pokazaną zresztą u Gruzy po ludzku i z sympatią) akceptuje, gdy ta pojawia się w czarnej wołdze w postaci dyrektora zjednoczenia.

W gruncie rzeczy jest więc Czterdziestolatek postacią bardziej fałszywą czy może raczej – szkodliwszą niż cwaniak Ochódzki. Ten ostatni ma mnóstwo parszywych ludzkich cech, ale za to robi bezwzględny użytek z nonsensów realnego socjalizmu, a więc przyczynia się do rozkładu systemu tak samo, jak przyczyniali się do tego choćby cinkciarze (inna sprawa, że w znacznej liczbie konfidenci SB).

Karwowski przeciwnie, chodzi równiutko jako trybik socjalistycznej maszyny. A przecież w żadnym odcinku nie staje przed wyborem chociażby w najmniejszym stopniu poważnym – trwać dalej jako posłuszny element systemu czy coś stracić. Cokolwiek, choćby talon na samochód. Czyli jest jaki jest z powodu zwykłej głupoty albo wrodzonej uległości. Nawet nie z kalkulacji.

Rondo Czterdziestolatka jest zatem w gruncie rzeczy rondem wszystkich konformistów z czasów Peerelu. Tych, którzy dostrzegając absurd systemu, nie pozwalali sobie na kontestowanie go chociażby podczas towarzyskich rozmów na imieninach. Takiej postaci nie należy się nie tylko rondo w centrum stolicy, ale nawet mała uliczka na peryferiach.

Żeby było jasne – podobne upamiętnienie nie należy się również Ochódzkiemu z powodów dość oczywistych, opisanych już wyżej, a i taki pomysł był. Choć muszę przyznać, że z tych dwóch negatywnych bohaterów ja wybieram Ochódzkiego. Wolę typowo polskiego cwaniaczka, który umie kombinować w absurdalnym systemie, wykorzystując jego własne słabości, niż posłusznego inżynierka, który nie jest w stanie wyciągnąć najprostszych wniosków z otaczającej go rzeczywistości.

Uważam przy tym, że stołeczny PiS popełnił błąd, proponując zamiast Czterdziestolatka jako patrona ronda przy Centralnym postać prawdziwą i autentycznie bohaterską, płk Zbigniewa Bryna, powstańczego dowódcę, ale w tym pojedynku krotochwili z powagą z góry skazanego na przegraną. Jeśli patron koniecznie miał być fikcyjny i niejednoznaczny, trzeba było postawić na Kmicica.

Łukasz Warzecha

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych