Posłuchajmy, co mówi nam Tocqueville. „Demokracja w Ameryce” uważana jest za najlepszą książkę nie tylko o Ameryce ale i o demokracji. Słucham serii wykładów na ten temat, a czasem mam wrażenie jakbym słuchał o III Rzeczpospolitej.
Amerykanie mają wolność słowa. Wszyscy rozmawiają o wszystkim. Jednak czy mają wolność umysłu? Prawo pozwala mówić, co tylko sobie zechcą, lecz zabrania tego szeroka publiczność. Pewnych poglądów nikt nie chce wysłuchać. Kto je głosi, wystawia się na pośmiewisko i faktycznie traci prawa obywatelskie. Tych praw rząd nikomu nie zabiera, a po prostu tracą użyteczność, gdyż takich ludzi nikt nie wybierze na jakikolwiek urząd. Dlatego wolność słowa i wolność polityczna nie mają dla radykałów realnej wartości.
Większość, czyli „mainstream” zakreśliła koło, poza które lepiej nie wychodzić. Koło dopuszczalnych poglądów jest obszerne, od liberalizmu do konserwatyzmu, dzisiaj w ramach systemu dwupartyjnego. Można być liberalnym demokratą lub konserwatywnym republikaninem i znależć realne poparcie, aby wcielać w życie swe pomysły. Ale kto ma idee dalekie od mainstreamu, ten niczego nie osiągnie. Wśród gadających głów nawet w sieciach kablowych przeznaczonych dla miłośników polityki, nie ma miejsca dla libertarian i socjalistów. To w Ameryce, a u nas - kiedy ostatni raz widziano w studio telewizyjnym „mainsteramu” Janusza Korwina Mikke lub Piotra Ikonowicza lub Stanisława Michalkiewicza?
Tocqueville znalazł w Ameryce mniej niezależności umysłu i prawdziwej wolności debaty, niż można sądzić tylko na podstawie konstytucji Stanów Zjednoczonych. A jak jest w III Rzeczpospolitej?
Ciekawa jest jego myśl, powtórzona za wybitnym politykiem Johnem C. Spencerem, jak można osłabić potęgę prasy. Trzeba popierać tworzenie jak największej liczby niezależnych od siebie organów. Wtedy każdy pogląd napotka swoje przeciwieństwo i zniosą się nawzajem.
Przenikliwy podróżnik po Ameryce zauważył także, że dominujące siły nie lubią, aby z nich żartować. To było dla niego zdumiewające. Nawet na dworze Ludwika XIV, najbardziej despotycznego władcy, umiano śmiać się z siebie. Wystawiano tam sztuki Moliera, które drwiły z oglądającej je publiczności.
W Ameryce nie wolno było śmiać się z „American way of life”. Krytykę podstaw życia kraju Amerykanie byli gotowi przyjmować w owym czasie tylko od cudzoziemców. I tylko cudzoziemcom zdradzali poglądy krytyczne na ten temat. W przeciwnym razie wypadliby z owego szerokiego kręgu ludzi poważanych, jaki zakreśliła tyrania większości.
Demokracja nie lubi wizjonerów. Nikt spoza kręgu uznanych poglądów nie zrobi kariery politycznej. Takich obywateli nie prześladuje się fizycznie, jednak są traktowani jak obcy. Dlatego tak wielu mamy bezbarwnych polityków a tak mało z nich posiada „jurną odwagę i męską niezależność”. Innymi słowy – tak mało mamy mężów stanu w Ameryce i w Polsce.
Tekst opublikowany na stronie SDP.pl. POLECAMY!
-----------------------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Szukasz pomysłu na oryginalny prezent świąteczny?
Zajrzyj do naszego sklepu wSklepiku.pl!
Znajdziesz tam: książki, albumy,przewodniki oraz unikatowe gadżety z logotypem wPolityce.pl tj:
Zestaw toreb zakupowych wPolityce.pl
Gwarantujemy szybką realizację zamówień!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/173235-tyrania-wiekszosci-demokracja-nie-lubi-wizjonerow-nikt-spoza-kregu-uznanych-pogladow-nie-zrobi-kariery-politycznej