Minęła właśnie 17. rocznica nadania przez Biełsat pierwszego programu. Co roku obchodziliśmy ten dzień bardzo świątecznie, a do pewnego momentu nawet radośnie. Potem przyszedł na Białorusi czas, gdy nie mogliśmy już publicznie wymieniać nazwisk współpracowników nagradzanych dorocznymi nagrodami, jeśli pracowali w kraju, a jeszcze potem spotkanie zaczynało się od wspomnienia o kolegach uwięzionych przez coraz bardziej stalinowski reżim Łukaszenki.
Ta rocznica jest pierwszą, gdy znienawidzony przez łukaszenkowski reżim aż do piany na ustach, Biełsat jako instytucja już nie istnieje. Tylko tym razem to nie wina Łukaszenki, a polskiego rządu.
Przez ostatnie tygodnie najczęściej powtarzającym się pytaniem, w sprawie Biełsatu, które słyszałam było DLACZEGO? Z jakiego powodu i po co obecna polska władza zdemolowała unikalną instytucję i podstawowe narzędzie polskiej soft power nie tylko już na Białorusi ale szerzej - na wschodzie?
I o ile przeciwnicy obecnego rządu mieli tu łatwe wytłumaczenie, że zrobiła to, bo taka już jest, że po prostu potrafi dobrze tylko niszczyć a nie budować, to jej sympatycy, pozostają w kompletnym pomieszaniu. O ile oczywiście odważą się w ogóle zauważyć rzeczywistość, wysunąwszy głowę z gęstych oparów wszechogarniającej ŚCIEMY otaczającej tę sprawę.
Budżet jest zmniejszany - mówi się, że program będzie lepszy, demoluje się dystrybucje cyfrową i archiwa, kasuje się samą strukturę - mówi się że nikt nie likwiduje Biełsatu (w TVP jest wciąż iluś ludzi Biełsatu i prawa do nazwy oraz logo). Na koniec sprowadza sie z fanfarami nową „szefową Biełsatu”, choć w nowej strukturze nie ma nawet takiej funkcji, a znając TVP, stawiam dolary przeciw orzechom, że nie tylko nie ma ona żadnych uprawnień decyzyjnych, ale pewno nawet wciąż nie ma podpisanej umowy…
No więc dlaczego tak?
Wielu polskich komentatorów, a co gorsza także wielu współpracowników stacji, zastanawiając się nad odpowiedzią, czyniło na początku zasadniczy błąd, zakładając że sprawa jest tylko i wyłącznie elementem prowadzonej w Polsce politycznej wendetty wobec poprzednio rządzących przeciwników. W tych rozważaniach byłam w podtekście niemalże jakąś zausznicą Jarosława Kaczyńskiego i czołową aktywistką PiS, a nie po prostu dziennikarką i menadżerką medialną, o poglądach, zwanych obecnie raczej prawicowymi (choć w rzeczywistości bardziej chyba tradycyjnie - lewicowych), wywodzącą się ze środowiska dawnej opozycji w PRL.
W rzeczywistości jednak istotniejsze niż personalna niechęć do mnie, a już z pewnością ważniejsze niż moja rzekoma rola polityczna, było przekonanie, że jakakolwiek instytucja niezależna od obecnej władzy, która nie byłaby ani jej bezpośrednią emanacją, ani efektem klientelistycznych układów jest dysfunkcjonalna i powinna zostać całkowicie „ujarzmiona”, albo rozbita. A Biełsat był naprawdę niezależny. Pośrednim, paradoksalnym dowodem na to jest ta liczba „zdziwionych” obecną sytuacją wewnątrz samego kanału. Nie liczył się fakt, że Biełsat tworzyli ludzie o najrozmaitszych poglądach (których często nawet nie znałam) i że zawsze był poza polska polityką, ani że (wraz ze mną jako dyrektorką) funkcjonował jakoś przez osiem lat poprzednich rządów PO. Teraz mamy już NOWE, groźne i niepokojące czasy „demokracji walczącej”. A walec ma się toczyć. I gdy ktoś z MSZ mówi (cytuję za Michałem Potockim w DGP), że „trzeba zdemontować imperium Romaszewskiej” - to właśnie to ma na myśli. Nic innego.
Drugą ważną przyczyną stało się to, że obecna władza kompletnie nie rozumie, po co tego typu nietypowa i wyjątkowa na skalę europejską instytucja miałaby jej być potrzebna. Polityka zagraniczna obecnego rządu polega na płynięciu w europejskim mainstreamie, a tam Białoruś w dużej mierze spisano na straty (przynajmniej na dziś). Oczywiście, jako że jedną z istotniejszych europejskich wartości jest hipokryzja, rozdziela się co jakiś czas niewielkie granty na słuszne cele, wyraża współczucie, zaniepokojenie itd. Tak naprawdę jednak to głównym europejskim graczom wystarczy kłopotów z Rosją na Ukrainie i nie mają zamiaru drażnić Rosję przesadną aktywnością na Białorusi. Denerwowanie rosyjskiego „niedźwiedzia” przez Polskę, ambicjami posiadania jakiegokolwiek, nawet zalążkowego wpływu w na opinię publiczną w „strefie wpływów” Rosji, nie mówiąc już o niej samej, nie byłoby witane z entuzjazmem. Tak więc i obecny polski rząd sroży się, robi miny, ale realnego działania tutaj bardzo niewiele. Nie przypadkiem podając rozmiar pomocy dla walczącej Ukrainy, liczy się ją zbiorczo - od początku wojny. Jakoś nikt nie wylicza za bardzo działań z bieżącego roku.
Ostatnią przyczyną tego, że Biełsat został w przededniu swojej 17. rocznicy rozkawałkowany i całkowicie zlikwidowany, jako instytucja, jest specyfika obecnych władz TVP. Ten 3 szereg Ordynackiej, po prostu nie znosi organicznie niczego co pachnie… nie… nie PiSem… a realną ideowością, bezinteresownością. Jak to celnie ujął w „Towarzyszu Szmaciaku” Janusz Szpotański „…w człowieku budzi się agresor, gdy mu o sobie złe mniemanie nasunie z innym porównanie. Gdyż nikt nie godzi się z ochotą z tym, że jest zwykłym idiotą”.
Oczywiście przy sprawie rozbicia i likwidacji Biełsatu warto by jeszcze, tak jak to zwykle się robi, zadać pytania „qui bono”. Kto na tym korzysta? Odpowiedź jest tak oczywista, że nie będę się nad nią rozwodzić.
I to w zasadzie tyle o przyczynach tego naprawdę godnego najwyższego potępienia aktu państwowego wandalizmu.
W tym roku, jak napisał mi jeden ze znajomych, rocznicowa uroczystość w tym co pozostało z Biełsatu przypominała raczej stypę. „Kroili jakiś tort, ale wyszedłem, bo myślę, że dosyć już pokroili”.
Agnieszka Romaszewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/715536-romaszewska-bielsat-jako-instytucja-juz-nie-istnieje