Dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej nie może używać w depeszach sformułowania „racja stanu”. Szefostwo PAP uznało je za archaiczne i „opisujące spolaryzowany świat z minionych stuleci”. Zakazane są też słowa: wózek inwalidzki, homoseksualista czy prostytutka. W informacjach na temat przestępstw nie wolno zaś podawać danych o narodowości oraz przynależności rasowej sprawców. To zapisy nowego Vademecum Dziennikarza PAP, do którego dotarł portal wPolityce.pl.
Po tym, jak nowa władza wbrew prawu przejęła Polską Agencję Prasową, jej nowe szefostwo bierze się za język, jakim pisane są depesze PAP. Wymagania, którym muszą podporządkować się dziennikarze zostały ujęte w blisko 30-stronicowym vademecum, które kierownictwo agencji rozesłało do pracowników. Teoretycznie ma ono być jeszcze konsultowane z zespołem, lecz trudno spodziewać się, by zmianie uległy te najbardziej zadziwiające zapisy, będące elementem wojny kulturowej, którą nam wszystkim wypowiedziała lewicowa międzynarodówka.
Wiele redakcji prasowych i internetowych w przeważającej większości czerpie informacje właśnie z Polskiej Agencji Prasowej, często na zasadzie kopiowania całych depesz. Dlatego warto wiedzieć, jak teraz będzie do swoich klientów pisać PAP, bo z tym „nowoczesnym” językiem (a de facto nacechowanym ideologicznie) spotykać się będziemy jeszcze częściej.
Unia ważniejsza od Polski
We wstępie vademecum, znajdujemy górnolotne stwierdzenie:
Praca w PAP to rodzaj nieformalnej służby cywilnej, właściwie rozumianej propaństwowości.
Czym jest „właściwie rozumiana propaństwowość”?
Na pewno nie ma nic wspólnego z „racją stanu”, bo to w Polskiej Agencji Prasowej przejętej przez ludzi Koalicji 13 grudnia pojęcie zabronione.
W narracji dziennikarskiej unikamy archaicznego określenia „racja stanu”. Błędne jest traktowanie tego pojęcia jako synonim ponadczasowego, trwałego interesu narodowego, gdyż ten jest pojęciem dynamicznym (np. inny był interes Polski przed przyjęciem do Układu Warszawskiego, a diametralnie inny przed przyjęciem do NATO). Po drugie jest to pojęcie opisujące spolaryzowany świat z minionych stuleci, podczas gdy obecnie jest on zorganizowany przez rywalizujące bloki państw.
To uzasadnienie nie pozostawia wątpliwości – interesy państw narodowych to pieśń przeszłości, dziś już nie istnieją, bo znaczenie mają wyłącznie interesy większych organizmów politycznych. A mogli przecież napisać wprost: przypominajmy odbiorcom naszych depesz, że suwerenność jest dawno passé. Autorom chodzi tu oczywiście o wymuszenie bałwochwalczej postawy wobec Unii Europejskiej, o czym zresztą dobitnie świadczy inny fragment poradnika:
Przynależność do świata Zachodu to gwarancja naszego bezpieczeństwa i aksjomat polskiej polityki. UE i NATO to realnie istniejące organizacje, a nie ich projekcje. Punktem odniesienia w materiałach agencyjnych powinny być zawsze konkretne, traktatowe zapisy, a nie ich polityczne interpretacje. PAP nie popularyzuje więc poglądów o „zmowie brukselskich elit”, „zamachu na naszą suwerenność” itp. Instytucje wspólnotowe to nie „Oni”, a „My”.
Nic więc dziwnego, że dziennikarzy przymusza się też do wdrażania idei klimatyzmu oraz nakazuje się pompować tzw. aktywistów z organizacji pozarządowych (nierzadko finansowanych z zagranicy, w interesie obcych rządów):
PAP musi szeroko naświetlać problematykę ochrony zasobów naturalnych naszej planety. Poza dyskusją jest budowanie przekonania, że powinniśmy pozostawić następnym pokoleniom Ziemię w stanie nie gorszym niż sami ją zastaliśmy. Wyraża się to np. niepomijaniem ekologicznego wymiaru planowanych i istniejących inwestycji (ślad węglowy itp.). W materiałach nt. problemów ochrony środowiska obowiązkowe są „dwie nogi”: pogląd oficjalny powinien być konfrontowany z rozpoznawalnymi, wiarygodnymi organizacjami pozarządowymi lub wybitnymi ekspertami w danej dziedzinie.
Genderowy język depesz
Depesze PAP będą teraz roić się od potworków zaimkowych i różnego rodzaju „aktywiszczy”, a żadna kobieta (to słowo chyba pozostaje dopuszczalne) nie będzie już w depeszach PAP nazywana ministrem (chyba że wyraźnie sobie tego zażyczy). Choć łaskawi zarządcy Agencji dają dziennikarzom pewną swobodę…
W PAP uznajemy za normę stosowanie nazw żeńskich. Zainteresowanym pozostawimy rozstrzygnięcie, którą formę feminatywu stosować, np. „ministra”: czy „ministerka”. Przy braku jednoznacznego opowiedzenia się za konkretną formą preferujemy określenie „ministra”. Po wyraźnej deklaracji osoby przywoływanej w tekście respektujemy jednak prawo do używania nazw tradycyjnych. W przypadku osób niebinarnych respektujemy preferowaną przez nie formę rodzajową.
Obowiązuje też zasada, że „słowa nie mogą wykluczać”, a językowe fiksum-dyrdum jest już nazywane „wymogiem cywilizacyjnym, a nie wyborem politycznym czy światopoglądowym”. Dlatego vademecum przynosi konkretne wskazania:
nie „murzyn”, lecz „osoba czarnoskóra”;
nie „Eskimos”, lecz „Inuita”;
nie „Indianie”, lecz „rdzenni Amerykanie”;
nie „cygan”, „cygańskie osiedla”, lecz „Rom”, „romskie osiedle”;
nie „nielegalny imigrant”, lecz „osoba przekraczająca granicę w sposób niezgodny z przepisami, nielegalny lub nieuregulowany”;
nie „kaleka” czy „inwalida”, lecz „osoba z niepełnosprawnością”;
nie „wózek inwalidzki”, lecz „wózek”, ew. „dla osoby z niepełnosprawnością”;
nie „bezdomny”, lecz „osoba w kryzysie bezdomności”;
nie „chory psychicznie”, lecz „chorujący psychicznie”;
nie „down”, „niedorozwinięty” czy „opóźniony w rozwoju”, lecz „dziecko/osoba z niepełnosprawnością intelektualną”;
nie „dziecko autystyczne”, lecz „dziecko/osoba w spektrum autyzmu”;
nie „starzec” czy „staruszka”, lecz „osoba starsza” lub „senior, seniorka”;
nie „głuchy”, lecz „osoba głucha” czy „niedosłysząca”
nie „niewidomy”, lecz „osoba niewidząca”;
nie „homoseksualista” czy ”lesbijka”, lecz „osoba nieheteronormatywna”; wobec osób po tranzycji płci - „ osoba transpłciowa”;
nie „prostytutka”, lecz „pracownica seksualna”, „pracownik seksualny” lub „seksworker/ka”;
nie ”bojownik”, lecz „terrorysta”; (termin „bojownik” rezerwujemy dla walczących o szlachetne idee i sprawy metodami cywilizowanymi);
Troska o migrantów (również tych nielegalnych) wyrażona jest dodatkowo w kolejnych akapitach:
Niedopuszczalne jest zamienne używanie wyrazów „i/migrant” i „uchodźca” – to dwa odmienne pojęcia prawne.
PAP nie akcentuje pochodzenia narodowościowego, koloru skory i przynależności rasowej. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, gdy chodzi o osobę zatrzymaną pod zarzutem przestępstwa czy wykroczenia. W takich przypadkach poprzestajemy na podaniu obywatelstwa (jeśli oficjalnie potwierdzone). Nie powielamy takich informacji za innymi mediami – to PAP jest dla nich wzorcem, a nie oni dla PAP.
Zdaje się, że to ostatnie zdanie należy czytać życzeniowo.
Trzeba się też spodziewać, że w depeszach Polskiej Agencji Prasowej nie znajdziemy już tradycyjnych – i poprawnych - form „na Ukrainie” czy „na Litwie”, bo kategorycznie nakazuje się:
Zawsze stosujemy formę: w Litwie, w Białorusi, w Ukrainie.
Dobrze, że oszczędzili Słowację i Węgry.
Rewolucja obyczajowa i językowa postępuje błyskawicznie, dlatego vademecum stworzone w PAP wydaje się mocno niedoskonałe i konieczne będzie jego szybkie aktualizowanie. Przecież środowiska lewicowe są już na etapie nawoływania, by zwracać się do osób niebinarnych formami „postpłciowymi” – „onu/jenu”, „onu/jejo” lub „ne/nego”. Ze strony zaimki.pl dowiemy się, że aby nie wykluczać, należy mówić „astronautu”, chciałuś” czy „zrobiłoście”.
Czy szefostwo PAP na pewno nadąża za trendami?
mtp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/687575-nasz-news-racja-stanu-zwrotem-zakazanym-w-pap