Marcin Kącki, zawieszony reportażysta „Gazety Wyborczej”, wobec którego pojawiło się oskarżenie o nieprzyzwoite zachowanie ze strony dziennikarki Karoliny Rogaskiej, postanowił wydać oświadczenie w swojej obronie na Facebooku.
Przypomnijmy, że cała sprawa zaczęła się od publikacji przez Kąckiego tekstu na stronie „Gazety Wyborczej” pt. „Marcin Kącki: Moje dziennikarstwo - alkohol, nieudane terapie, kobiety źle kochane, zaniedbane córki i strach przed świtem”. Po jego publikacji pojawiły się oskarżenia ze strony Karoliny Rogaskiej, a „Gazeta Wyborcza” zdecydowała się usunąć tekst Kąckiego. Teraz publicysta postanowił odnieść się na Facebooku do całej sprawy.
Mija tydzień od opublikowania w „Gazecie Wyborczej” mojego reportażu. Poproszono mnie, bym napisał kilka słów oświadczenia wobec wielu artykułów i komentarzy na mój temat oraz wypowiedzi osób, które mnie nie znają i nie były świadkami mojej drogi
— rozpoczął swój wpis Marcin Kącki.
Mam z tym problem, bo nie przepadam z PR-em, bo stoi dziennikarstwu na drodze, a takie oświadczenia to próba przeciągania opinii publicznej na swoją stronę. I gdybym tego próbował, byłoby to zaprzeczeniem mojego etosu dziennikarskiego i tekstu, który rozpoczął tę burzę. Chcę tę sprawę z pełną odpowiedzialnością zostawić komisji, która ma wyjaśnić w „Wyborczej” moją postawę wobec koleżanek, kolegów, współpracowników. Oczekuję rzetelnej procedury kontrolnej i udziału w niej wszystkich osób zgłaszających jakiekolwiek zastrzeżenia, co do mojej postawy
— zaznaczył.
Napiszę tu kilka słów, ale jako dziennikarz, nie klient jakiegoś doradztwa wizerunkowego, by nieco wyklarowały tę zamuloną już bardzo rzeczywistość
— dodał, po czym postanowił przedstawić w kilku punktach swój punkt widzenia na całą sprawę.
Tłumaczenia Kąckiego
1. Moja relacja z Karoliną Rogaską nie dotyczy, jak możecie sądzić z jej przekazu, incydentu, w którym, zwyrol napastuje kobietę. To historia dwóch spotkań. Pierwszego, na festiwalu literackim w Miedziance, latem 2017 roku, i ostatniego, również w 2017 roku, w mieszkaniu, w którym, wtedy mieszkałem i do którego przyszła Karolina Rogaska, a przebieg tego spotkania był odmienny, niż zostało to opisane. Było to spotkanie towarzyskie i krótko po nim zakończyła się nasza znajomość, i nie dlatego, że miałem wtedy poczucie niegodności czyjegoś zachowania, ale nie chciałem łączyć relacji zawodowej i prywatnej
— napisał Kącki.
2. Liczne treści na mój temat publikowane w ciągu ostatniego tygodnia sugerują, że występują inne sytuacje, niż przypadek Karoliny Rogaskiej. Nie ma i nie było takich sytuacji. Takie informacje jedynie nakręcają spiralę nienawiści
— podkreślił.
3. Nigdy mi nie przekazano formalnie, że jestem zawieszony, czy wyrzucony ze Szkoły Reportażu. Od dłuższego czasu formułowałem jednak zastrzeżenia wobec sposobu funkcjonowania tej Szkoły, a jej kadra wie jakie zarzuty zgłaszałem, jakiego etosu broniłem i jakie ankiety spływały przez lata wobec mojej osoby od studentek i studentów Szkoły. Chciałbym, aby zostały one ponownie zweryfikowane jeśli w tym świetle pojawiają się wątpliwości
— zaznaczył.
4. Nieprawdziwe są również twierdzenia, że mój tekst miał być jakąś formą wyprzedzenia formułowanych względem mnie zarzutów, a ja – wiedząc o nich – miałem zmanipulować moją „Gazetę” i nadużyć jej łamów w celu wybielenia siebie w Waszych oczach. Mój reportaż przygotowywałem od miesięcy, był efektem terapii, dobrego związku i chęci nie tylko rozliczenia się z przeszłością, ale próbą wyrażenia moich osobistych odczuć wobec tej problematyki, z którą większość rozliczyć się nie próbuje. Nie żałuję, nawet jeśli skutek wobec mojej osoby będzie najpoważniejszy. Nie potrafiłbym tekstu napisać inaczej, pod publikę, to nie moje dziennikarstwo
— bronił się Kącki.
5. Moi współpracownicy w redakcji wiedzieli, że przygotowuję taki materiał, a jeśli zgłaszali wątpliwości, to wobec odbioru tematu w kontekście silnych emocji związanych z walką kobiet o swoje prawa. Do momentu pojawienia się komentarza Karoliny był on oceniany bardzo dobrze przez osoby, które później zupełnie zmieniły swoją narrację i nie mam tego nikomu za złe, ale właśnie dlatego oczekuję zbadania i wyjaśnienia w sposób rzetelny wszelkich wątpliwości
— napisał.
Mój tekst, to moje życie, napisałem go tak, jak potrafię pisać. Wierzyłem, że się naprawiłem, bo w końcu prawdziwie kocham, bo jestem kochany. Mój tekst był konsekwencją długiej drogi, którą przeszedłem. Ale reakcje po jego opublikowaniu uświadomiły mi, że droga się jeszcze nie skończyła i jak wiele pracy mnie czeka. Przyjaciołom – dziękuję, że jesteście. Tym, którzy życzą mi śmierci, utopienia się w Wiśle – nie mam dla was nic mądrego. Mam swoje życie, patrzę w nie, wy macie swoje i pewnie swoje powody, że tak piszecie. Niech każdy pisze swój tekst, o sobie, niech się mierzy na swój sposób ze swoimi demonami
— zaznaczył.
Wiem, to wszystko nie brzmi jak należyte oświadczenie, ale nie będę się bronił frazami z doradztwa komunikacyjnego. Tego samego zresztą zawsze uczyłem i wymagałem od moich dziennikarek i dziennikarzy. To będzie mój jedyny publiczny komentarz w tej sprawie
— zakończył swoje oświadczenie Kącki.
tkwl/Facebook
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/media/678180-kacki-probuje-sie-bronic-oczekuje-procedury-kontrolnej